niedziela, 24 lutego 2013

kpop - męski świat?





C.N.Blue
W dzisiejszej notce chciałabym poruszyć temat koreańskiej muzyki popularnej, jako gatunku w którym dominują mężczyźni. Nie wiem czy ta teza jest w pełni słuszna, ale czasami jednak odnoszę takie wrażenie. W tej notce znajdą się moje refleksje na temat popularności koreańskich zespołów ze względu na płeć jako czynnik warunkujący popularność i sukces.  Rozmawiałam ostatnio na ten temat z kolegą, który też już jakiś czas siedzi w tej muzyce i jak się okazało, mamy na ten temat podobne zdanie. By uczynić moją opinię trochę mniej subiektywną,  spytałam się o to również kilka koleżanek, które mają jako takie pojęcie o kpopie, jednak nie siedzą w tym rodzaju muzyki na co dzień.Nie wiem czy zgodzicie się z tą tezą, może mnie za nią rozszarpiecie, zbijecie, albo całkiem zmieszacie z błotem, ale uważam że świat kpopu zdecydowanie należy do mężczyzn. Męskich zespołów i artystów jest na pęczki i na kopy i bardzo trudno wrzucać je do jednego worka, albo do siebie porównywać. Zapewne ma to również duży związek z tym, że większość osób szalejących za koreańską muzyką to panie.  Mężczyźni są tu tak wyniesieni na piedestał, że nawet jeśli weźmiemy dwa zespoły tworzące hip-hop jak na przykład Block B i B.A.P, to nie da się ukryć, że nie są ode do siebie podobne praktycznie w niczym.



Każdy z nich ma charakterystyczny styl, symbole, wygląd. Każdy łatwo zapamiętać. Super Junior, SHINee, BIGBANG, MBLAQ, EXO, B1A4, F.T.Island, C.N.Blue i mogłabym wymieniać zespoły dosłownie w nieskończoność.  Zupełnie inaczej za to odbiera się w świecie koreańskiego show biznesu panie. 

Girls' Generation

Im zdecydowanie mniej uchodzi na sucho. Najlepszym dowodem na to jest skandal, który wywołała GaIn wydając teledysk do piosenki  „Bloom”, która pokazała tam zupełnie naturalne spojrzenie na miłość, eksponując męskie ciało zamiast kobiecego. Dla przypomnienia (teledysk ten został oznaczony czerwonym kółeczkiem):



W koreańskim światu odbiło się to dość sporym echem. Kiedy jednak artystki takie jak Rania czy Hyuna eksponują siebie, wszystko jest jak najbardziej w porządku. Wszystkie trzy wyżej wspomniane panie lubię tak samo, jednak nie da się ukryć, że jest tu pewna niesprawiedliwość, która trochę godzi w kobiety. Z rozmów ze znajomymi nie trudno było wywnioskować, że ludzie zarówno obeznani w kpopie jak i nie interesujący się nim na co dzień(bo takich też pytałam o zdanie) wrzucają panie do jednego worka. Znajoma porównała mi do siebie zespoły takie jak KARA, T-ARA, Girls’ Generation na zasadzie, że w dwóch ostatnich jest dużo członkiń a wszystkie 3 robią słodką, dość podobną do siebie muzykę.  Jeśli ktoś jest bardziej obeznany w twórczości tych zespołów, wiadomo, zauważy różnicę. Niestety z zewnątrz nie wygląda to tak różowo, skoro zwyczajna osoba uważa żeńską twórczość muzyczną tego gatunku za dość podobną, a zapamiętanie tej męskiej przychodzi jej bez większego problemu.

Sistar
                                     

Secret
                                     

Chociaż sprawiają wrażenie zrobionych na jedną mantrę, te zespoły jednak różnią się od siebie. Każdy z nich również posiada coś charakterystycznego, niestety jednak w przypadku pań jest to trochę bardziej ukryte i zdecydowanie trudniej jest to dostrzec. Producenci jednak też nie przykładają w wielu przypadkach zbyt dużej wagi do wyeksponowania odmienności i charakterystyczności girlsbandów.

T-ara


Nie sposób jednak czasem nie zauważyć dyskryminacji pań nawet wśród wytwórni. Spójrzmy chociażby na  SM Ent. Inwestują w EXO, SHINee, a wszystkie teledyski Girls’ Generation są bardzo podobne. Jeśli za to chodzi o artystów takich jak BoA czy F(x), częstotliwość ich comebacków jest dość nieduża w porównaniu do na przykład Super Junior. SM to pierwsza wytwórnia, która przyszła mi na myśl, ale tutaj chcę też trochę naprostować, bo niestety zarówno panów jak i pań traktują dość nierówno. W podobnej sytuacji co SNSD znajdują się właśnie Super Junior, którzy pomimo dość sporej częstotliwości wydawania teledysków nie mogą się za bardzo pochwalić ich różnorodnością. Wszędzie tło, studio, tło, studio. 




 Pomimo tego, że kocham te wszystkie żeńskie i męskie zespoły ponad życie i taką samą miłością, smutno mi się robi gdy patrzę, jak trudno czasami jest się wyróżnić paniom. Biegają w krótkich spodenkach, bardzo odstawione (Girls generation przez wiele teledysków były aż do znudzenia ubierane w takie same albo przynajmniej podobne‘mundurki’).






 Dlatego właśnie bardzo szanuję 2NE1, które nie zwracają uwagi swoimi ciałami, ale muzyką i charakterem, a to zawsze jest jakiś sposób. Jeśli spojrzeć na ilość blackjacksów i pozytywnych opinii na temat dziewczyn, widzimy, że sposób ten jest całkiem dobry. Wybiły się swoją muzyką na tyle, że są traktowane na równi z prawie że najpopularniejszym boysbandem BIGBANG (co na pewno nie było łatwe, zważywszy, że są to zespoły z jednej wytwórni). Różnica między nimi a innymi girlsbandami również została już nieraz zauważona.


Kilka razy przeglądając Tumblra czy inne strony internetowe, natknęłam się na pytanie "Dlaczego gdy Hyuna tańczy, ludzie nazywają ją 'szmata', a gdy tańczy Minzy jej taniec uważa się za erotyczny?" 

Odpowiedź na to pytanie jest naprawdę bardzo, ale to bardzo prosta. Hyunie zarzuca się, że swoją popularność zdobyła eksponowaniem ciała i odważnymi ruchami, które często są przez fanów (a raczej anty) potępiane. Minzy za to ani razu nie pokazała się prawie że jak ją pan bóg stworzył, i nawet w pełni ubrana potrafi tańczyć dobrze, 'erotycznie' i przykuwać uwagę. I żeby nie było nieporozumień, obie panie uwielbiam. Chciałam tylko jednak pokazać, że rzeczywiście ich twórczość różni się od siebie. W żadnym stopniu nie potępiam tutaj Hyuny.



SHINee


Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jakie reakcje wywoła ta notka. Chciałam tutaj tylko pokazać swój punkt widzenia na temat postrzegania artystów ze względu na płeć. Celem tego wpisu było pokazanie, że girlsbandy wcale nie są do siebie podobne, można to wywnioskować po wstawionych teledyskach~. Osobiście uważam, że koreańskie zespoły żeńskie są trochę niedoceniane i mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, kiedy również kobiety w tym koreańskim muzycznym światku zostaną wyniesione na piedestał, docenione. Póki co, miejmy jednak nadzieję, że wiele pań znajdzie swoje sprawdzone sposoby na zaistnienie w tym pozornie męskim świecie :) Miłego wieczoru ~

sobota, 23 lutego 2013

Drugi tydzień ferii~

No i tak właśnie kończą się moje upragnione ferie, na które czekałam tyle czasu, ponieważ moje województwo miało je w ostatniej turze. Tematem dzisiejszej notki będzie tylko opowiedzenie jak minął mi drugi tydzień wolnego, bo jak wiecie, pierwszy spędziłam z Minhae:). Kilka następnych dni spędziłam u przyjaciółki, ale nie robiłyśmy nic specjalnego. Gama naszych rozrywek miała się ograniczyć tylko i wyłącznie do pójścia z jej kotem do weterynarza, jednak i to dostarczyło nam sporo emocji. Wchodzimy sobie do gabinetu, wita nas miła pani, tu i ówdzie latają sobie koty. Na początku czekało nas szczepienie, które przebiegło bezproblemowo. Później za to rozpętało się prawdziwe piekło. Kiedy moja koleżanka trzymała kota na rękach w specjalnych rękawicach, a pani próbowała obciąć kotce pazury, o mało co nie wyszłyśmy z siebie, wszystkie trzy. Kot zaczął się rzucać, wariować, kichać, prychać, syczeć i wydawać z siebie niesamowite ultradźwięki, które były podobno do odgłosów delfinów. To przypominało dosłownie scenę z horroru, a pani weterynarz skończyła z jakże licznymi opatrunkami na dłoniach. Kiedy wyszłyśmy od weterynarza, dostałyśmy smsa od kolegów przyjaciółki, czy nie chcemy się wybrać na stare miasto. W gruncie rzeczy nie miałyśmy nic do stracenia, więc się zgodziłyśmy. Dzień był naprawdę zabawny. Plany na starówce nam nie wyszły, więc udaliśmy się na Sushi. Ja i Marta zamówiłyśmy Matsu Maki, Oskar i Janek za to jakieś dziwne łososiowe roladki, do których nijak nie dało się zabrać. Przeprowadziłam im szybki kurs jedzenia pałeczkami, co demonstrowałam podczas łapania serwetek czekając na sushi. My uporałyśmy się ze swoim błyskawicznie, za to chłopcy nie do końca wiedzieli jak się za swoje zabrać, bo ich sushi wyglądało naprawdę dziwnie. Cośtam od środka wydłubali, a jak skończyliśmy jeść, postanowili złączyć rożki w jeden i przyzdobić je czymś różowym o smaku ajaxa, co było naprawdę obrzydliwe. Później Janek walecznie zebrał wasabi ze wszystkich czterech talerzyków i zjadł je na jeden raz, co wyglądało komicznie.
Wyobrażacie sobie zapewne, jak śmieszna była jego mina, kiedy połykał to całe wasabi naraz. Później zapłaciliśmy za Sushi i poszliśmy do LeroyMerlin, bo Janek ubzdurał sobie, że chciałby kupić żyrandol. Oskar od razu znalazł sobie tam insygnia władzy, czyli śmieszną,rozkładaną, zieloną szczotkę trochę przypominającą mopa. Chodziliśmy po różnych działach, aż rzuciło mi się coś w oczy. Była to leżąca na stosie rozkładanych poduszek panda. Jako że uwielbiam pandy, od razu do niej podbiegłam i zaczęłam ją ściskać. Był jednak jeden szkopuł. Panda nie miała ceny, więc na darmo chodziliśmy jakieś milion lat szukając czytnika cen. Kiedy już znaleźliśmy, okazało się, że kod kreskowy jest przetarty, i czytnik za nic nie chciał podać nam ceny. Udaliśmy się w końcu walecznie do punktu obsługi klienta, dowiedzieliśmy się ile kosztuje i udało mi się kupić pandę, którą ściskałam przez całą drogę do domu. Później udaliśmy się do małego osiedlowego sklepiku, gdzie razem z przyjaciółką kupiłyśmy azjatyckie napoje w puszkach, za to koledzy wzbogacili się o wyciskane mleczko w tubkach. Później wszyscy wsiedliśmy do autobusu. Cała droga do domu to było przekonywanie chłopaków, że Harlem Shake na środku autobusu to nie jest dobry pomysł.
Panda Hamlet~
Wróciłyśmy do domu i postanowiłyśmy obejrzeć anime. Wybrałyśmy sobie No.6, ale dość szybko padłyśmy i zabrał nas sen. Następnego dnia wstałyśmy dość wcześnie, zjadłyśmy śniadanie i chodziłyśmy po mieszkaniu w piżamach czytając na zmianę na głos Makbeta. Było to zabawne doświadczenie, bo dalej nie odstępowałam swojej pandy na krok. Postanowiłyśmy nazwać ją Hamlet, aż im dłużej czytałyśmy, tym miałyśmy większą głupawkę i pełne imię pandy brzmi: Hamlet Vincent Baptysta. Następnie ugotowałyśmy zupę, zrobiłyśmy resztę obiadu i przeczytałyśmy do końca Makbeta. Później postanowiłyśmy obejrzeć silent hill i tak jakoś nam wieczór zleciał. Następnego dnia wróciłam do domu i nie robiłam chyba nic specjalnego.


To były chyba najbardziej aktywne ferie w moim życiu. Nie odpoczęłam dużo, ale zdecydowanie czuję, że spędziłam je we właściwy sposób. Jeśli uda mi się skończyć, to jutro już pojawi się tutaj recenzja dramy 'Full House Take 2'. Życzę wam miłego wieczoru, narka ~





czwartek, 21 lutego 2013

The Versatile Blogger + Silent Hill - Recenzja

Zostałam nominowana przez dwie bloggerki : Doors i Lee Satori za co bardzo, bardzo dziękuję :) Zasada jest prosta, mam napisać tutaj 7 faktów o sobie, więc postaram się wybrać te najciekawsze. Przynam, że trochę się zbierałam do odpowiedzi na nominację bo a to mnie nie było, a to mi się nie chciało i zawsze znalazło się jakieś ale.
Komawo~
Zasady:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
- pokazać nagrodę "Versatile Blogger Award" u siebie na blogu,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- po informować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

No to teraz czas na te nieszczęsne siedem faktów na temat osoby Nany.

Po pierwsze: Miałam chyba wszystkie kolory włosów. Moim naturalnym jest mysi, bliżej nieokreślony blond-brązowy. Przez moją głowę za to przewinęła się już cała paleta rozmaitych barw. Od blondu, po brązy, kasztany, czernie i aktualnie czerwień. Nie muszę chyba mówić, że znam już chyba większość farb do włosów dostępnych na rynku ^^

Po drugie: Mam kompletnego bzika na punkcie gier komputerowych, naprawdę. Towarzyszyły mi one od najmłodszych lat i gry takie jak Tomb Raider, czy Quake pozostawiły u mnie najwięcej wspomnień z dzieciństwa. Mania ta została mi do tej pory. Kiedy tylko znajdę czas staram się pograć w moje ulubione gry. Assassins Creed, Tomb Raider, Prince of Persia czy Silent Hill.

Po trzecie: Jestem leworęczna~. Ten fakt dziwi każdą osobę, którą znam. Ostatnio nawet mój przyjaciel nie mógł wyjść z podziwu, że zna mnie ponad 6 lat, a dopiero teraz dowiedział się, że piszę lewą ręką. Dużo ludzi mnie pyta: Jak Ci się to udaje? Czy to trudne? A w życiu. Nie widzę w byciu leworęcznym nic dziwnego, tym bardziej nic trudnego ^^

Po czwarte: Jestem samotnikiem. Najlepszym co może być, jest dla mnie siedzieć w domu z herbatą(bez której nie mogę żyć) i najlepiej dobrą książką tudzież dramą, czymś do czego nie wymaga się towarzystwa. Wbrew pozorom nie nie lubię ludzi. 

Po piąte: Osoby które najbardziej mnie inspirują to: Freddie Mercury, Christina Grimmie, Park Shin Hye i Heath Ledger.

Po szóste: Moją największą pasję poznałam przez czysty przypadek. Od zawsze kochałam horrory, a szczególnie azjatyckie, bo dostarczały najwięcej adrenaliny. Kiedyś po obejrzeniu pewnego japońskiego horroru szukałam zdjęć aktora, który w nim grał. Przez przypadek wpadłam wtedy na stronę z kpopowymi zespołami i spisem koreańskich dram, co jak zapewne wiedzie wciągnęło mnie bez reszty.

Po siódme: Oprócz kpopu mam również słabość do bardzo ostrego metalu i rocka z lat 60. Moje ulubione zespoły to Queen, Iron Maiden, Rise Against, Bon Jovi.

Moja mordka była tu już kilka razy, ale macie na odświeżenie:





Ja nominuję:



Tyle odnośnie The Versatile Blogger. Teraz chciałabym się trochę z wami podzielić wrażeniami na temat filmu, który wczoraj wreszcie udało mi się obejrzeć, po dość długim czasie oczekiwania. Na początek zainteresowani w jakikolwiek sposób mogą zapoznać się z trailerem:



Filmem tym jest 'Silent Hill: Revelation 3D'. Tytuł jak zwykle został na polski przetłumaczony dość genialnie, bo po naszemu brzmi to mniej więcej jak 'Silent Hill: Apokalipsa 3D'. No ale nie można mieć wszystkiego. Na sequel horroru o przeklętym, podpalonym mieście zacierałam rączki już od dłuższego czasu. Moje wielkie zainteresowanie filmem wynikało z tego, że od zawsze byłam fanką gry, na podstawie której stworzono obraz filmowy. Pierwsza część była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem, dlatego tak niecierpliwie czekałam na drugą. Niestety nie miałam okazji wybrać się na nią do kina i zobaczyłam ją dopiero wczoraj. I tutaj na szczęście również się nie zawiodłam. Na wstępie mogę powiedzieć tylko jedno: To nie jest film dla każdego. Żeby zobaczyć drugą część Silent Hill trzeba posiadać odpowiednią wiedzę nie tylko z gier z tej serii, ale wypadałoby też obejrzeć poprzedni film, bo niestety dla kogoś, kto od tak zobaczy sobie 'Silent Hill: Revelation 3D' film wyda się zwyczajnie dziwny i nie będzie miał większego sensu. To co najlepiej wyszło twórcom tej produkcji to niepowtarzalny klimat. Został utrzymany w mrocznej, zimowej konwencji z przerażającą muzyką i ku mojej wielkiej radości specyfika obrazowania tytułowego miasta Silent Hill jest nawet lepsza niż w pierwszej części. Kolejnym dość fajnym faktem jest to, że główna bohaterka nie jest już małą dziewczynką z poprzedniego filmu, jednak sama zdecydowanie postanawia stawić czoło temu, co dla niej nieuniknione, czyli wejściu do Silent Hill, które co nocy widuje w sennych koszmarach i innych podobnie przerażających wizjach.


Co ciekawsze, już od pierwszych sekund filmu widać w nim jakąś różnicę. Jak później okazało się, że moje przypuszczenie odnośnie tego, że Revelation zostało stworzone przez zupełnie innego reżysera, okazało się jak najbardziej słuszne. Została zachowana klimat, muzyka, postaci i ogólny zarys wszystkiego. Mimo to dało się zauważać różnice w sposobie kręcenia, charakteryzacji potworów, czy też efektów, co jak najbardziej wyszło na plus. Nowy reżyser nie starał się odtworzyć wizji Christophe'a Gans'a z 2006 roku, za to w dość uogólniony szablon tchnął całkiem nowe spojrzenie na Silent Hill. Dzięki jego inwencji twórczej, oglądając Silent Hill Revelation widz miał raczej wrażenie jakby posadzono go przez ogromnym komputerem i oglądał największej możliwej jakości grę. To było absolutnie niesamowite wrażenie. Na pochwałę zasługuje tu również odtworzenie głównej bohaterki, Heather. Postać do złudzenia przypominała swój wirtualny, stworzony graficznie pierwowzór.

Heather - Gra
Heather - Film

Postać Vincenta może trochę mniej przypomina komputerowy pierwowzór, jednak nie da się zaprzeczyć, że jest na czym zawiesić oko ;)

Vincent - Gra
Vincent - Film

Zarys fabuły w stosunku do gry został trochę zmieniony, jednak na szczęście nie prowadzi to do większych nieporozumień, czy też sprzeczności, które mogłyby przeszkadzać wiernym fanom gry. Co prawda głowni bohaterowie spotykają się w nieco innych okolicznościach, jednak wplecenie między nich lekko miłosnego wątku (czego w grze raczej nie doświadczyliśmy) sumując raczej wyszło filmowi na dobre.


No i teraz największy psikus. Wraz z biegiem wydarzeń w filmie całkowicie straciłam poczucie upływu czasu. Film trwał niewiele ponad półtorej godziny, ja za to czułam się jakby minęło co najwyżej pół. Ponadto film może poszczycić się jednym z najbardziej klimatycznych soundtracków, jakie dane mi było słyszeć w horrorze. Podsumowując: Może nie jestem w stanie całkiem obiektywnie spojrzeć na Silent Hill Revelation 3D. Wszystko spowodowane jest moją wieloletnią miłością do serii gier, chociaż starałam się patrzeć na film jak najbardziej krytycznie. Z której to strony jednak bym na niego nie spojrzała, bardzo, bardzo mi się podobał. Nie jest to zdecydowanie film dla wszystkich i bez wątpienia trafia tylko do specyficznej grupy odbiorców chociaż trochę zapoznanych z tematem. Mimo wszystko chciałabym każemu z was polecić zapoznanie się z oba filmami, bo naprawdę warto :). Jeden z niewielu horrorów opartych na niebanalnej historii. Nie ma zabójców, typowych duchów czy kolesi biegających siekając na prawo i lewo piłą czy tez innym mechanicznym ciulstwem. Naprawdę polecam^^






Miłego wieczoru kochani :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Gejowanie - Relacje ze spotkania~


Na początek należą wam się krótkie wyjaśnienia odnośnie przerwy w dodawaniu notek. W środę przyjechała do mnie Minhae i pojechała dopiero dzisiaj, więc usprawiedliwiam się w ten sposób, że cały swój wolny czas spędziłam z nią. Dlatego w dzisiejszej notce postaram się napisać krótką relację, powyjaśniać wszystko co i jak :)


Jak się poznałyśmy? Jakieś 6 lat temu każda z nas oglądała 'Most do Terabithii'. Film spodobał nam się do tego stopnia, że obie trafiłyśmy na forum poświęcone temu filmowi.  Minhae zobaczyła, że mam trampki, które są podobne do butów noszonych przez główną bohaterkę filmu. I tak zaczęła się nasza znajomość, Gejuś napisał do mnie z pytaniem, gdzie może kupić takie trampki. Nikt raczej nie pomyślałby, że prosta internetowa znajomość może potrwać więcej niż może... pół roku? Coś koło tego.


Byłyśmy jeszcze dzieciakami. Minhae zaczynała gimnazjum, ja byłam plus minus w połowie podstawówki. A jednak jakoś nam się udało. Gadałyśmy prawie codziennie. Począwszy od pierdoł, aż po sprawy, które nie dawały nam żyć. Od początku dzieliłyśmy szczęście i smutki, i w ten oto sposób w tym roku minęło 6 lat naszej znajomości, która do teraz była utrzymywana jedynie za pomocą internetu, telefonów i smsów. Inicjatywa spotkania wyszła dopiero koło zimy tego roku. Wtedy po raz pierwszy wysłałyśmy sobie świąteczne paczki i wstępnie umówiłyśmy się na spotkanie w wakacje.  Stwierdziłyśmy jednak, że do wakacji minie za dużo czasu, chociaż teoretycznie skoro znamy się już 6 lat, to pół roku można poczekać. Mimo wszystko okazało się, że mamy ferie w tym samym terminie, więc dość spontanicznie Minhae postanowiła do mnie przyjechać, w co do tej pory nie wierzę <3


Dzień 1
Skoro świt, Minhae wsiadła do busa i od rana dzwoniła do mnie po wskazówki. Jak dojechać do mojego miasta, gdzie wysiadać, gdzie nie wysiadać, dokąd kupić bilet. Jak się okazało, już przy pierwszym etapie podróży miała problemy, bo na początku kupiła bilet do złej miejscowości. Mimo wszystko miły pan kierowca darował jej 10 złoty i w końcu wysiadła z tego felernego autobusu. Czekałam na nią w miejscu, z którego miałam ją odebrać. Geje oczywiście rzuciły się sobie w ramiona i razem pojechały do domku, w którym miały mieszkać. Pierwszego dnia nie działo się nic oprócz gadania, małych zakupów, wariowania i bardzo, bardzo nieudanych prób nakręcenia jakiegoś filmiku.



Robiąc zakupy w TESCO zauważyłyśmy jednak coś, co przykuło naszą uwagę. Mała, biedna Hello Kitty siedziała na dziale z papierem toaletowym. Jak na prawdziwe geje przystało, postanowiłyśmy odnieść ją na dział z zabawkami, gdzie ponownie odwiedziłyśmy ją kilka dni później.


Dzień 2
Zdecydowanie najciekawszy dzień naszego pobytu razem. Znowu wstałyśmy skoro świt z zamiarem zwiedzenia starego miasta i plazy. Wsiadłyśmy do autobusu numer 26, który jechał do centrum. Na przystanku, na którym miałyśmy wysiąść otworzyły się drzwi i Minhae zauważyła swojego kolegę z Tajwanu, jednak za bardzo stchórzyła i wysiadając w pośpiechu z autobusu zepsuła sobie torebkę. Później strzelała do Chien-Lu głupa, że wcale go nie widziałyśmy, chociaż byłam w takim szoku, że jednak nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Poszłyśmy na stare miasto, gdzie zostałyśmy bardzo dotkliwie zaatakowane śnieżkami, po czym dość zrezygnowane wybrałyśmy się na obiad do Maca. Następnie pojechałyśmy na ulicę Chodźki. Jest to zwyczajna, lubelska ulica pełna akademików czy innej maści domów studenckich. Jadąc w rzeczone miejsce okazało się, że znowu jesteśmy w pechowej linii 26 z tajwańskim kolegą. 


Gdy już wysiadłyśmy na Chodźki, nie do końca wiedziałyśmy gdzie iść. Nawet ja, która mieszkam w Lublinie od 17 lat, nie miałam pojęcia gdzie znajduje się tam...cokolwiek. Po chwili dostałyśmy jednak wiadomość, ni stąd ni zowąd, żeby iść prosto, a następnie skręcić w prawo. Tak też postąpiłyśmy. Tym samym dotarłyśmy do zwykłego, ale miłego osiedlowego sklepiku, obok którego stał kolega z Tajwanu. Przywitałyśmy się z nim, chwilę porozmawiałyśmy i poszłyśmy zrobić zakupy. Później chciałyśmy iść do reala, jednak nie miałyśmy pojęcia jak tam dotrzeć. Chien-Lu był na tyle miły, że nas tam zaprowadził.
Pomógł nam z drugą częścią zakupów, a później pokazał nam, gdzie możemy kupić koreański ramen i przy tym dzięki nim wypiłyśmy najlepsze na świecie drinki w puszce nazywane potocznie nektarem bogów^^


Dzień 3
Tym razem niestety nie udało nam się wstać wcześnie. Miałyśmy w planach pojechać do następnej galerii, Olimpu. Długo szukałyśmy drogi, jednak wreszcie udało nam się tam dotrzeć. Poszłyśmy do kilku sklepów, jednak nie udało nam się nic kupić. Kiedy Chien-Lu skończył zajęcia, dołączył do nas i razem poszliśmy na najlepsze na świecie sushi z krewetkami. Minhae oczywiście nie wiedząc, że może oderwać krewetce ogonek, narobiła kompletnej siary i śmieliśmy się z tego chyba przez milion lat. Dzień wcześniej ćwiczyłyśmy zawzięcie jedzenie pałeczkami na chipsach i cukierkach, jednak nasze wyniki w tej dziedzinie nie były zbyt cudowne. Pomimo licznych utrudnień i tego, że przez pół godziny Chien-Lu próbował nas nauczyć jedzenia pałeczkami, wreszcie nam się udało i sushi nie wylądowało w żadnym nieplanowanym miejscu. W uczeniu nas jedzenia pałeczkami nasz znajomy był dość wytrwały, jednak nieco się zniechęcił, kiedy zobaczył, że jestem leworęczna. Trochę zrezygnowany stwierdził,. że wersji dla leworęcznych jeszcze nie opatentował.



Dzień 4
Tego dnia postanowiłyśmy dać sobie na luz i zrobić tylko zakupy. Jak zwykle nie mogłam Minhae dobudzić, jednak w końcu zebrałyśmy się i poszłyśmy się powłóczyć. Nie zajęło nam to długo, ale kiedy naładowane tigerami wróciłyśmy do domu, postanowiłyśmy zacząć uczyć się układu południowokoreańskiego zespołu Girls Day. To było nasze drugie podejście i zrobiłyśmy całą pierwszą zwrotkę aż do refrenu^_^


Dość zgodnie stwierdziłyśmy również, że umiejętności taneczne są wprost proporcjonalne do ilości wypitego alkoholu.  Nie mogło również obyć się bez oglądania teledysków BIGBANG  i komentarzy Minhae w stylu 'Boże, Seungri wyzwala we mnie takie ruchy kopulacyjne jak nikt inny'.



Dzień 5
Główną misją przedostatniego dnia pobytu Minhae było kupienie czegokolwiek, co przypominałoby nam o sobie. Wisiorka, bransoletki, czegokolwiek. Na początku stawiałyśmy, że będzie to jakaś biżuteria. Na nowo objechałyśmy wszystkie galerie w Lublinie, jednak nie znalazłyśmy zupełnie nic. Pojechałyśmy też do tego kochanego sklepiku na Chodźki, tak aby każda z nas mogła zrobić dla siebie zapas ramenu i wziąć go do domu. Zdemotywowane faktem, że z biżuterii jednak nici, postanowiłyśmy kupić sobie pluszaki. W TESCO dopadłyśmy bardzo fajne, małe, pluszowe krówki, które jednak kupiłyśmy ze szczególnego powodu. Wszystko zaczęło się od niewinnego oglądania tajwańskich teledysków. Natrafiłyśmy na piosenkę Stanley'a Huang'a. Jedną ze scen teledysku był wypas zwierząt hodowlanych, a ja z przejęciem i zachwycona ich słodkim widokiem, byłam dosłownie pewna, że to krówki. Jak się okazało wcale nie były to krowy, ale kozy, więc Minhae miała ze mnie polewkę do końca pobytu tutaj, dlatego wymyśliła, że kupimy sobie pluszowe krówki, co zawsze będzie mi przypominać o moim głupim błędzie.



Dzień 6
Niestety, dzisiaj najtrudniej ze wszystkich dni udało nam się zebrać do zrobienia czegokolwiek. Obie wstałyśmy rano dość przybite faktem, że nasza przygoda dzisiaj już się kończy. Posprzątałyśmy wszystko, spakowałyśmy się z wielkim trudem i poszłyśmy do TESCO, żeby Minhae mogła uzupełnić zapasy na drogę. Ostatnie kilka godzin spędziłyśmy na zamulaniu i słuchaniu Rainie Yang, prawie jak czekając na wyrok śmierci. Nie wiedziałyśmy co się dzieje, ale jasne było, że zaraz musimy się rozstać, co jak się domyślacie, obie z nas wprawiało w masakryczne przygnębienie, jednak obiecałyśmy sobie, że nie będziemy płakać.
W ostatniej chwili pakowania postanowiłyśmy się zamienić rzeczami, które były dla nas bardzo ważne, czyli plecakami kostkami. Ja wzięłam zieloną kostkę Minhae, ona zabrała moją, czarną. W ten sposób codziennie idąc do szkoły będziemy pamiętać wszystko, co działo się przez ten niesamowity tydzień.

   

Kiedy dotarłyśmy na dworzec, obie byłyśmy coraz bardziej zdenerwowane. Zbliżała się 16, czyli sądna godzina odjazdu. Obu nam było strasznie smutno, i  obie czekałyśmy dość przybite. Kiedy w końcu bus przyjechał i Minhae kupiła bilet, zaczęłyśmy się żegnać. Stałyśmy tam jak ostatnie paralityki i ręce niemiłosiernie nam się trzęsły, nie tylko z zimna. Stałyśmy bite dziesięć minut przytulone do siebie i płakałyśmy. W końcu każda z nas pojechała w swoją stronę ciągle wymieniając z drugą smsy.



No cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Teraz czekamy do wakacji, na następne spotkanie :)


wtorek, 12 lutego 2013

Ulubione koreańskie teledyski

W związku z tym, że czekam własnie na nowe odcinki 'Flower boy next door' postanowiłam zabrać się za następną dramę, a mianowicie 'Full House: Take 2". Jak na razie dobrnęłam  do trzeciego odcinka i jestem bardzo zadowolona. Pomimo tego, że postać No Min Woo trochę mnie przeraża, całość dramy wywarła na mnie jak najbardziej pozytywne pierwsze wrażenie :) Dzisiejszy dzień jest dość nietypowy i wyjątkowy, bo poza tym, że jak co dzień oglądam sobie dramę i opijam się zielonym liptonem, wciąż czekam na jutro.

W dalszym ciągu nie wierzę, że spotkanie moje i Minhae, planowane od kilku lat, wreszcie dojdzie do skutku. To takie niesamowite uczucie nie znać kogoś, a wiedzieć, że jednak jest ci najbliższą osobą. Te wszystkie wieczory spędzone na skajpie, gg, pisaniu smsów i rozmawianiu przez telefon nareszcie doprowadziły nas do spotkania. Strasznie się cieszę i mam nadzieję, że te pięć dni, które razem spędzimy, będą niezapomniane, i uczynią tą  przerwę najlepszymi feriami na świecie. W związku z tym, że  będziemy mieszkać razem gdzie indziej, powinnam zrobić listę rzeczy do spakowania, ale to chyba dopiero wieczorem. Teraz jestem jakaś śpiąca. Jak już wspominałam wczoraj, bardzo długo spałam podczas dnia, dzięki czemu zasnęłam dopiero koło 3 nad ranem i wstałam po 10. Nie powiem jednak, żebym czuła się wyspana. 


W związku z tym, że dzisiejsza notka nie ma w sobie nic szczególnego do przekazania, postanowiłam zrobić tutaj dla was listę moich ulubionych, ukochanych i najlepszych moim zdaniem koreańskich piosenek, które darze bardzo, bardzo dużym sentymentem i wszystkie wydarzenia z ich udziałem wspominam niesamowicie miło:) Mam nadzieję, że lista przypadnie wam do gustu, bo zapewne każdy z nas ma utwory, które są dla niego szczególnie ważne~.

1. Girls' Generation - Into the new world

2. SHINee - Hello

3. MBLAQ -  It's war

4. Kim Hyun Joong - Please

5. 2NE1 - Ugly

6. BEAST - Breath

7. IU - Good Day

8. BoA - Everlasting

9. Secret - Love is move

10. Ailee - Heaven

11. C.N.Blue - Love Girl

12. Boyfriend - Don't touch my girl


A wy? Jakie są wasze ulubione kpopowe piosenki ? Trzymajcie się i życzę wam miłego dnia, FIGHTING~!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Lovey dovey + długa noc

Dzisiaj już chyba ze 4 razy przymierzałam się do napisania notki i co? I nic. Dokładnie tak. Za każdym razem wyłączałam edytora, stwierdzając, że jednak mi się nie chcę.  Moje lenistwo zaczyna mnie już irytować. Dopadła mnie tak masakryczna niechęć do wszystkiego. Jedyny genialny plan, jaki mój umysł był wstanie stworzyć to przespanie się od godziny 19 do 22, także już widzę jak będzie wyglądała moja noc. Siedzenie, nie będę mogła spać. super. Jestem wyspana, więc zapewne sen dopadnie mnie dopiero koło godziny czwartej. Jestem tak genialna, że aż mam ochotę sobie coś zrobić. No trudno, trzeba sobie będzie jakoś poradzić. Właściwie jestem zadowolona z dzisiejszego dnia. Wstałam rano, żeby pójść z Appą na umówione wczoraj zakupy i kupiłam moje dwie ukochane pościele, perfumy, trochę dobrych rzeczy i skończyliśmy z wielkimi siatami, których nijak nie szło zabrać do domu. Kolejną dobrą nowiną jest to, że nareszcie wyzdrowiałam. Bałam się, że większość ferii spędzę w łóżku,a  z przyjazdu Minhae nic nie wyjdzie, jednak mój organizm chociaż raz poszedł mi na rękę i czuję się już dobrze. Nie wierzę, że nareszcie nadchodzi to wyczekiwane od dawna spotkanie ^_^.Przyjeżdża w środę. Nie mogę się doczekać i mam nadzieję, że humor i wygląd mi dopiszą na tyle, że będziemy mogły wreszcie nakręcić vloga. Po powrocie z zakupów wzięłam się za gruntowne sprzątanie, później oglądałam dramę, poczytałam książkę no i jakoś mi ten czas zleciał. Jedyną pożyteczną rzeczą była dziwna wena do przerabiania zdjęć i wykorzystywania nowych tekstur ^_^ Kompletnie nie mam pojęcia, co teraz robić.


No i t tak na koniec może kilka słów na temat dramy, za którą się zabrałam :) Bardzo, bardzo mi się podoba. Jak na koreańską jest dość nietypowa i z odcinka na odcinek coraz bardziej mnie zaskakuje. Z niecierpliwością czekam, aż wyjdą następne odcinki. To okropne uczucie, kiedy jakaś drama dopiero wychodzi i z niecierpliwością czekasz na następne odcinki.
Flower Boy Next Door
Ko Dok Mi od zawsze mieszkała sama i nigdy nie lubiła wychodzić z domu. Jej jedynym zajęciem jest podglądanie sąsiada,  którym jest zainteresowana. Pewnego dnia chłopak zauważa, że dziewczyna lubi na niego spoglądać. Wyraźnie zaciekawiony tą sytuacją postanawia się do niej zbliżyć. Niedługo potem bohaterka za namową sąsiada zaczyna pełną przygód wędrówkę po świecie, który nie ogranicza się tylko do czterech ścian.