"If we make it back to the real world,
I will find you and fall in love with you all over again."
W życiu każdego z nas zapewne prędzej czy później nadchodzi ten moment, gdy obejrzysz coś naprawdę zajebistego... i to się nagle kończy. Zadajesz sobie pytanie: ale jak to? Kurwa. Jak żyć? No właśnie. Czyli w tej świątecznej notce krótko o anime Sword Art Online.
Jest rok 2022. Kazuto Kirigaya, znany pod nickiem Kirito, przez pewien czas testował nową grę, Sword Art Online. Gra właśnie wchodzi do sklepów i wywołuje istną rewolucję. Dzięki zakładanemu na głowę urządzeniu Nervegear gracz jest w stanie sterować postacią poprzez impulsy wysyłane z mózgu. Gdy gra startuje, szybko jednak pojawiają się problemy. Z menu graczy znika przycisk wylogowania. Wszyscy zostają zgromadzeni na wspólnym placu, a nad nimi pojawia się game master Kayaba Akihiko, twórca gry, którego wszyscy gracze podziwiali. Zasady gry zostają zmienione. Nervegear'u nie można usunąć z głowy gracza, nie powodując śmierci. Kto umrze w wirtualnym świecie, umiera naprawdę. Jedynym sposobem na przeżycie jest ukończenie gry. Czy komukolwiek się to uda? No cóż, pozostaje wam tylko obejrzeć anime.
Jakie było moje pierwsze wrażenie? Anime dosłownie mnie urzekło. Kreska jest przepiękna, a świat gry dopracowany nawet w najmniejszych szczegółach. Akcja nie skupia się tylko i wyłącznie na głównych bohaterach, dzięki czemu poznajemy historię większości ludzi, którzy znaleźli się w Aincradzie. Postacie są niezwykle barwne i jest komu kibicować. W anime roi się zarówno od tych dobrych jak i od tych czarnych charakterów. Sami możemy dokonywać oceny bohaterów i wybierać swoich faworytów, gdyż poznajemy bardzo różne postacie, z których każda jest kompletnie inna. Nie trudno chyba domyśleć się, że nie obejdzie się i bez love story. Wątek miłosny jest miły, delikatny i nie wprowadzony na siłę. Wszystko jest wyważone i przede wszystkim nie rzygamy tęczą. Ważne jest by przy wprowadzaniu wątków miłosnych nie przesadzić, i twórcom się to udało, za co wielkie brawa.
Jeśli chodzi o głównych bohaterów. Kirito jest jednym z niewielu, do których tak naprawdę się przywiązałam podczas oglądania serii. Od czasów Rina Okumury z Ao No Extorcist czy Lighta Yagami nie spodziewałam się, że jakikolwiek bohater anime zrobi na mnie porównywalne wrażenie. Kirito się to udało. Chłopak jest pełny niesamowitych, prawdziwych i ludzkich emocji, które nie dają mu zapomnieć podczas gry o tym, że tak naprawdę czeka na niego realny świat. Mimo uwięzienia w Aincradzie, chłopak od początku do końca myśli racjonalnie, dzięki czemu daje nadzieję nie tylko sobie, ale i swoim towarzyszom.
Jeśli chodzi o Asunę, to już zupełnie inna bajka. Dziewczyna jest zdecydowana i skoncentrowana na celu. Momentami sprawia nawet wrażenie silniejszej od głównego bohatera, co wpływa bardzo pozytywnie na jej wizerunek, a przede wszystkim zaskakuje. Jej jedynym marzeniem jest przejście gry i powrót do domu. Gdy tylko zdaje sobie sprawę z siły Kirito, od razu tworzy z nim sojusz. To on uczy ją dostrzegać w tym świecie coś więcej niż tylko więzienie. Między bohaterami rodzi się uczucie, którego nic nie jest w stanie przerwać.
Jeśli zaś chodzi o openingi i endingi... pierwszy opening był bezbłędny. Piosenka wpadała w ucho, przez co sprawiała, że przyjemność z oglądania serii była jeszcze większa. Drugi opening i ending nie były już tak idealnie dopasowane, jednak wciąż bardzo dobre. Ile ludzi, tyle gustów. Nie jestem w stanie powiedzieć, komu spodobałoby się to anime, jednak swoją uniwersalnością potrafi trafić do naprawdę sporej grupy odbiorców. Mimo wszystko jednak chyba najbardziej polecam je ludziom w wieku gimnazjalno-licealnym, chociaż znam też studentów, którzy oszaleli na punkcie serii. Jeśli zaś chodzi o mnie... w całości spełniło moje oczekiwania. Sword art online trafiło dokładnie w ten gatunek serialu animowanego, który lubię. Fantastyka, dużo akcji, przyjaźń i wzajemne wsparcie. Dla mnie seria idealna. Jestem jak najbardziej na tak. Mam też nadzieję, że będzie mi dane przeczytać mangę Reki Kawahary, na której serial został oparty.