poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Baby don't cry


Jak wiele znaczeń może mieć słowo ,,przepraszam"? Naprawdę wiele. Czasem jednak nie wystarczy.

Po krótkiej refleksji wróćmy jednak do tego, co istotne jest teraz. Jutro ostatni dzień szkolnej tortury i wreszcie będzie można odpocząć. Dziś rozpoczęłam dzień według nowego planu. Pierwszy raz w liceum zobaczyłam  na oczy godzinę 7:30. Co lepsze, miałam wtedy religię, więc wreszcie mogłam się spokojnie zdrzemnąć podczas gdy klasa rozważała jakiś milion interpretacji hymnu do miłości, czy jakiejś tam innej ewangelii.  Leżałam sobie wsparta na dłoni mając nadzieję, że dzwonek zadzwoni w miarę szybko. Dzień był dość... beznadziejny. Jedynym co udało nam się zrobić przez 45 minut polskiego było sformułowanie tezy do artykułu naukowego, i to były jedyne wyżyny intelektualne, na jakie udało nam się wznieść tego dnia. Później czekała nas druga religia, na której wreszcie dokończyłam czytać tomik hellsinga i ponownie ucięłam sobie drzemkę. Tym razem przy akompaniamencie piosenek religijnych, fun fun fun.

***
***

Któryś dzień z rzędu nie mam weny. Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale bywa naprawdę irytujące. Są takie momenty, że chciałabym przekazać czytelnikom coś, co jest dla mnie naprawdę ważne, a ja tego nie potrafię. Skupiam się wiec wtedy na tych bardziej przyziemnych sprawach. Mam do obejrzenia jeszcze tak dużo filmów, ale moim jedynym ambitnym planem na dziś jest nie zaśnięcie przed Grą o tron. Cały dzień walczę z pokusą ucięcia sobie drzemki i wychodzi mi to wciąż lepiej albo gorzej. Mam tylko nadzieję, że jutrzejszy dzień mnie nie wykończy, bo fajnie byłoby wkroczyć w majówkę z dawką pozytywnej energii. Przynajmniej w małym stopniu pozytywnej.  W czwartek wreszcie czeka mnie spotkanie z koleżanką z Łodzi i mam nadzieję, że naprawdę fajnie uda nam się spędzić ten dzień. Jak na razie ustaliłyśmy tylko, że przebierzemy się za gwiazdy. Ona będzie udawać  Briana Molko, a ja Winonę Ryder. To tyle jeśli chodzi o naszą inteligencję i błyskotliwość. Ale co tam. Ciekawe jak szybko znajdziemy się na spotted jakiejś debilnej strony typu mpk. Ciekawe jak wiele czasu minie, zanim ludzie już całkowicie nie będą w stanie powiedzieć nikomu niczego w twarz, tylko do wszystkiego będzie służył internet. Świadczy też o tym to, że właśnie piszę tego bloga, bo chcę podzielić się z innymi tym, co mam w głowie, chociaż nie ukrywam, że mam w niej stosunkowo niewiele. Abstrahując jednak od naszego pojebanego społeczeństwa, haters gonna hate potatoes gonna potato, czy jakoś tak.  Mam nadzieję, że wreszcie odpocznę.




sobota, 27 kwietnia 2013

Tenshi no koi

"Straszna ulewa, prawda? Tak, ale bardzo lubię deszczowe dni"


Dzień dobry kochani czytelnicy! Dziś przychodzę do was z recenzją kolejnego filmu. Tenshi no koi jest japońską produkcją z 2009 roku, w reżyserii Yuri Kanchiku.

Rio Ozawa wydaje się być przeciętną licealistką. Ma 17 lat, ale mimo młodego wieku już na siebie zarabia i nie jest to byle jaka praca. Rio jest panią do towarzystwa - chodzenie na płatne randki to sposób w który zarabia wraz z przyjaciółkami. Traumatyczne wydarzenia z jej przeszłości sprawiają, że dziewczyna nie zważa na szczęście innych, jedynie na swoje, a wszystkich wokół wykorzystuje. W relacjach z innymi widzi tylko potencjalny zysk, a uczucia przestają się dla niej liczyć. Cały jej świat jednak ulega zmianie, gdy w jej życiu (ponownie) pojawia się Kouki Ozawa, nieśmiały i wycofany wykładowca historii, którego każdy dzień zbliża do śmierci. Zrządzenie losu sprawia, że tą dwójkę połączy miłość, która będzie musiała przeskoczyć wiele przeciwności. Czy sobie z tym poradzą?

Jeśli chodzi o główną bohaterkę, Nozomi Sasaki była wprost idealna. Nie będę szczędzić zachwytów nad jej postacią, gdyż nie wyobrażam sobie lepszej Rio. To co jednak najbardziej mnie w niej urzekło, to struktura psychiczna bohaterki. Jej ciężka przeszłość, po której wielu zapewne by się poddało. Ona mimo wszystko starała się żyć pełnią życia, być silną.  Ma w sobie żądzę życia i odwagę, jednak nie potrafi obrać drogi, która będzie dla niej słuszna. Początkowy egoizm Rio, który prowadzi do śmierci jednej z jej przyjaciółek jest czymś, co będzie się zmieniać wraz z upływem czasu spędzonego z Kouki'm. Pomimo ciężkiego dzieciństwa, utraty wiary w ludzi, główna bohaterka zrozumie, co tak naprawdę liczy się w życiu. Że lepiej samemu jest być zranionym niż patrzeć jak inni ranią kogoś, kogo kochasz. Piękna, hałaśliwa, trochę samolubna i natarczywa, dziewczyna piękna w środku i na zewnątrz, dojrzała ponad swój wiek. Dziewczyna, w której nie można się nie zakochać.


Teraz spójrzmy na Kouki'ego. Shosuke Tanihara jest kolejny aktorem, którego nie zamieniłabym z nikim innym. To dzięki niemu postać historyka zyskała niesamowity czar i tą aurę tajemniczości, która kreowała cały nastrój postaci. Cichy, małomówny, nie utrzymujący kontaktów z ludźmi. Zawsze smutny, tak jakby dawno już przegrał najistotniejszą dla siebie walkę. Zamknięty głęboko wewnątrz ze swoimi problemami. Rio zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia, on jednak z całej siły broni się przez uczuciem wiedząc, że niedługo umrze. Choć niewiele mówi, patrząc na jego twarz widzimy wszystkie emocje tlące w jego głowie.  Stanowi doskonały przykład postaci, która nie mówiąc nic, jednocześnie mówi nam o sobie wszystko. Żal, rozpacz, bezsilność. Po 30 latach, w jego życiu pojawił się ktoś, o kogo warto walczyć do samego końca. On jednak postanawia wyjechać, by oszczędzić Rio bólu. Bohater, który bardziej myśli o innych niż o sobie. Mężczyzna o prawdziwie pięknym wnętrzu.


Kolejnym, co urzekło mnie w Tenshi no koi, jest wielowątkowość tej produkcji. Pomimo głównego zagadnienia filmu rozwijają się w nim też motywy poboczne takie jak: przyjaźń, hierarchia wartości, ludzkie uczucia i to, że za wszelką cenę nie wolno z nimi igrać, gdyż może to doprowadzić tylko do katastrofy.  Tym, co dodatkowo wpłynęło na moją pozytywną ocenę filmu jest muzyka, sposób przedstawienia bohaterów i relacji między nimi, a przede wszystkim sposób kadrowania i kręcenia.  Oglądając Tenshi no koi miałam wrażenie, że zamiast zaplanowanego z góry filmu oglądam wydarzenia ze świata zwyczajnych ludzi, chociaż jedno jest pewnie, i niestety smutne. Taka miłość raczej nie zdarza się w normalnym świecie.

Podsumowując, Tenshi no koi opowiada historię dwójki ludzi, których połączyła głęboko skrywana potrzeba bliskości. Pochodzą z potencjalnie różnych środowisk, ale pomimo różnicy wieku ich problemy i przeszłość sprawiły, że stali się sobie tak bliscy. O tym, jak bardzo film mnie urzekł mogłabym mówić długo i jeszcze trochę. Nawet kilka dni, bo tak kolosalne wrażenie na mnie zrobił.  Oglądając Tenshi no koi widz ma wrażenie, że w świecie pełnym chorób, okrucieństwa, strachu i tego wszystkiego, co zniechęca nas do życia, każdego może spotkać iskierka nadziei w postaci osoby, która pokona nasze przeciwności losu, nawet jeśli my sami się poddamy. 

piątek, 26 kwietnia 2013

Lalalalalala what's your name?


Nanananana Hej~! Nareszcie kończy się ta szkolna tortura i od środy będzie wolne. Jedyne co na pewno zauważyłam nie tylko u siebie ale i wśród swoich znajomych to to, że tak naprawdę wszyscy potrzebują wolnego, bo szkoła już wykańcza. Jesteśmy zmęczeni, wyjątkowo nie chce nam się starać, wszystko nas irytuje, etc. Dla uczniów pierwszych i drugich klas liceum będą to prawie dwa tygodnie wolnego, bo matury. Swoją drogą, powodzenia maturzyści, trzymam za was kciuki i życzę powodzenia!


Teraz, w ten piątkowy wieczór delektuje się chwilą spokoju. Weekend nie zapowiada się zbyt pracowicie. Jedynie wypracowanie na temat słuszności stanu wojennego na historię i trochę nauki na polski, dam radę. Ponadto mam do obejrzenia jakieś trzy filmy, sporo anime i dramę do dokończenia. Ten tydzień był bardzo męczący, ale udało mi się przeżyć go bez większego uszczerbku na zdrowiu czy psychice. Było wiele ocen, lepszych i gorszych i kilka razy nawet udało mi się wywinąć od dostania kosy, głupi ma zawsze szczęście~. Ten tydzień był też niezwykle udany ze względu na to, że dotarła do mnie dalsza część prezentów :) Płyty SHINee i Exo,  Paczka od Gejcia, Legginsy we wzorki i bransoletki z symbolem Infinite ^_^.


Nie muszę chyba mówić, że bardzo się cieszyłam. Właściwie nie mam dzisiaj weny na notkę. Chciałam tylko napisać co u mnie. Chwilowo lecę delektować się tigerem i somersby. Tak bardzo zdrowo~




niedziela, 21 kwietnia 2013

Chilling romance

“Remember what you said about the protagonists in horror films? How they couldn’t fall in love because they had to be alone so that the film is more frightening? Just thinking about that happening to you — living alone and being afraid… breaks my heart.”


Na wstępie powiem, że dosłownie mam ochotę wsadzić sobie kij w oko, bo tak długo nie mogłam się zebrać za ten film. Pomimo pozytywnych opinii, czekał na mnie na dysku, a chęci nie przybywało. Teraz jednak rozumiem wszystkie zachwyty i rekomendacje filmem ~.Tyle tytułem rozpoczęcia.


Yeo-Ri jest typem samotniczki, jednak nie z własnego wyboru. Kobieta widzi duchy, co sprawia, że nie jest w stanie nawiązać kontaktu z ludźmi wokół niej, gdyż boi się, że duchy mogą opętać jej potencjalnych przyjaciół, czy znajomych. Jednak gdy poznaje Jo-goo, jak to zwykle w dramach bywa, jej życie się zmienia. Uliczny magik wyławia ją z tłumu, i wspólnym pomysłem tworzą przedstawienie z 'duchem' w roli głównej. Pomiędzy tą dwójką zaczyna rodzić się uczucie, jednak będzie na nie czekało wiele przeszkód, które naprawdę trudno przeskoczyć i pokonać może je tylko zupełnie niesamowita miłość. Wszystko jest pięknie pomimo jednej niewyjaśnionej kwestii. Czemu Yeo-Ri widzi duchy?


Film ten uczy nas jednego. Żadne uczucie nie jest łatwe, bez względu na to czy między dwojgiem ludzi mieszają siły nadprzyrodzone, czy może nie mają z tym kompletnie nic wspólnego. Pewne jest, że z uczuć nie zależy rezygnować. Lee Min-Ki gra tutaj zupełnie inną rolę niż w młodzieżowym serialu "Shut up flower boy band". Po postaci zbuntowanego Byung-Hee nie spodziewałam się, że ten aktor pokaże nam coś bardziej dojrzałego, a jednak się myliłam. Min-ki wyeksponował tutaj swoją drugą, męską i czarującą stronę. Trochę złośliwości, poczucia humoru, ujmujący uśmiech et voila... idealny mężczyzna gotowy. W połączeniu z Song Ye Jin stworzyli bardzo nietypową, ale przy swojej dziwności niesamowicie pasującą do siebie parę.  Jeśli chodzi o aktorstwo nie mam tu kompletnie żadnych zastrzeżeń. Fabuła jest ciekawa i dość nietypowa, bo łączy w sobie elementy komedii i horroru, z czym wcześniej się nie spotkałam w koreańskiej twórczości. Mało tego, połączenie to jest bardzo udane, przy czym śmiertelnie poważne.


Nietypowa obsada, nietypowa tematyka, a mimo wszystko całość bardzo spójnie trzyma się kupy. Duchy ucharakteryzowane są jak w prawdziwym szanującym się horrorze. Najpierw trochę nas postraszą, później zabiją śmiechem i na tym mniej więcej polega cały urok produkcji.  Nie żałuję tych dwóch godzin spędzonych na oglądaniu, mało tego! Chciałabym je powtórzyć. Kończąc więc mogę tylko powiedzieć, że  Chilling romance bez wątpienia jest historią idealną na niedzielny wieczór ~. Dobranoc !


Urodzinowa notka ~


Co prawda jak na urodzinową notkę jest trochę spóźniona, ale jednak ~. Jak wspominałam, urodziny miałam w czwartek. Z różnych przyczyn technicznych nie pochwalę wam się jeszcze wszystkimi prezentami, bo nie wszystkie do mnie dotarły, ale to co otrzymałam do tej pory i tak wywołało u mnie przeogromną radość. Czwartek był dość dziwnym dniem. Obudziłam się rano z bólem brzucha i głowy po nieprzespanej nocy. Na domiar złego miałam pisać sprawdzian z matematyki, więc pomimo tego że były moje urodziny, nie do końca uśmiechało mi się wstawanie z łóżka. Mimo wszystko udało mi się zebrać, w miarę się ogarnąć i kiedy przyszedł czas wychodzić wzięłam głęboki oddech i pomyślałam "No, Nana. Teraz, albo nigdy. Fighting!". Kiedy wychodziłam z domu dotarła do mnie pierwsza koleżanka, od której dostałam grę, poduszkę i magnesy z hello kitty. Jeden z najsłodszych prezentów na świecie :)Po drodze do szkoły spotkałyśmy również Adę, która życzenia zaczęła składać mi już w szatni.  W ciągu dnia udało mi się zebrać jeszcze kilka kwiatków, z czego byłam bardzo szczęśliwa, więc chwilowo mam na oknie i biurku niewielką kwiaciarnię~.








Jeśli chodzi o prezenty, na tą chwilę to wszystko. Gdy tylko dotrą obiecane paczki od przyjaciółek i prezent, który zamówiła mi Eomma, od razu się pochwalę~.  Pomimo tylu cudownych podarunków, jednym z najlepszych aspektów tego dnia była przepiękna pogoda i jasno świecące słonko :). Było cudownie po raz pierwszy w tym roku iść do szkoły w krótkim rękawku. Ponadto moje urodziny mają jeszcze jeden wyjątkowy aspekt. Co jeszcze specjalnego dla mnie jest w dacie 18 kwietnia ? Dzielę moje święto z Jessicą Jung z Girls' Generation, którą uwielbiam <3


 Jeśli za to chodzi o dzień dzisiejszy, mam w planach tylko i wyłącznie odpoczynek. Zrobiłam swoją dzienną porcję zadań z matmy, wypisałam słówka z francuskiego, nauczyłam się woku, a nawet prawie skończyłam robić prezentacje na biologię. Jedyne co na mnie ciąży to wizja jutra, która bardzo mnie przeraża. Idę do dentysty, co zważywszy na zabieg, którego mam doświadczać, raczej nie będzie przyjemne. No ale, co nas nie zabije to nas wzmocni. Przynajmniej taką mam nadzieję. Miłego dnia ~

sobota, 20 kwietnia 2013

Samuraj z liceum - recenzja ~

"Serce to twój najszlachetniejszy miecz. Trzymaj go i stawaj życiu naprzeciw"


Hej-ho czytelnicy! Dziś przychodzę do was z recenzją dramy "Samurai hai sukuru", czyli Samuraj z liceum. Jak już wielu z moich znajomych ostatnio zauważyło, bardzo wkręciłam się w japońskie dramy. Z każdym kolejnym serialem jestem coraz bardziej zadowolona, no ale przejdźmy do rzeczy.

Kotaro Mochizuki jest uczniem liceum. Ma 17 lat i  tym roku czekają go egzaminy, ale w głowie mu tylko wygłupy i zabawy, więc na naukę raczej nie pozostaje tam wiele miejsca. Sam Kotaru postrzega siebie raczej jako frajera. Nigdy nie miał głowy do nauki, nie ma dziewczyny, często rezygnuje z siebie by tylko rozśmieszać innych i poprawić ich samopoczucie. Jednak pewnego dnia na lekcji matematyki (jak widać, bardzo pilny uczeń) ma sen : Letnie oblężenie Osaki. Tego samego dnia zostaje wyznaczony do napisania referatu na temat wojny domowej w Japonii, która miała miejsce prawie 400 lat temu. Kotaru udaje się więc do biblioteki historycznej, w której dość tajemnicza bibliotekarka daje mu jedną z książek na ten temat. Jej bohater, Mochizuki Kotaro jest samurajem. Chłopak zastanawia się, czy owy wojownik, który nie tylko nosi to samo imię, ale również jest wieku Kotaro, nie może być jego przodkiem. Tego samego wieczora dochodzi do dość nietypowego incydentu. Mochizuki zmuszony do ratowania skóry kolegi z klasy spada ze schodów, mdleje i... zostaje opętany przez ducha samuraja, który z jakiegoś powodu tutaj przybył do naszych czasów i ani widzi mu się wracać. Ale dlaczego ? Na to pytanie  nasz bohater szuka odpowiedzi.


W główną rolę w serialu wciela się Miura Haruma. Prawdę mówiąc dużo o nim słyszałam, ale pierwszy raz widzę go na ekranie i gdy zaczynałam oglądać dramę, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać oprócz ładnej i przyjemnej dla oka buzi. Mimo początkowych obaw chłopak wywarł na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie. Dwa alter ego bohatera, zarówno samuraj jak i niezdarny, ciapowaty Kotaro zostały odwzorowane niesamowicie. Haruma grał tak jakby w jego rolę wcielało się dwóch różnych aktorów, za co ma u mnie ogromny plus. Gwoli ścisłości, w obu odsłonach był też równie atrakcyjny.  Kotaro, który był raczej frajerem, miał tak przyjemne usposobienie, że na widok jego tchórzostwa i wygłupów, uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Kiedy tylko zbliżało się zagrożenie, Miura jak z pstryknięciem palców zmieniał się w odważnego, niebezpiecznego Samuraja, który oczywiście był niezawodny w walce, do której nawet nie potrzebował katany. Linijka czy kij baseballowy, zgaduję, że dla prawdziwego samuraja żadna broń nie jest zaskoczeniem. Nawet jeśli jest to broń prosto z ... XXI wieku.


Na pochwałę zasługują również dwie niezwykle barwne i znaczące role drugoplanowe, a mianowicie Nakamura i Nagasawa - najlepsi przyjaciele Mochizukiego.  Yu Shirota znany z takich przebojów jak między innymi Hana-Kimi, tutaj nie grał już sportowca. Jedynie strachliwego chłopaka, który swoją niezdarnością przebijał nawet głównego bohatera. Pomimo naprawdę słusznego wzrostu i twarzy nietypowej dla ciamajdy, stworzył niezwykle uroczą i pocieszną postać, która rozbrajała za każdym razem, gdy pojawił się na ekranie. Z biegiem czasu nieświadomy niczego Nakamura zaczął traktować Kotaru jako swego idola, za którym pójdzie wszędzie. Ich dość nietypowa relacja przerodziła się później w nierozerwalną przyjaźń. Jeśli zaś chodzi o Nagasawę, Anne Watanabe tchnęła w postać Ai bardzo dużo charyzmy i życia. Najlepsza przyjaciółka i pierwsza miłość kotaro, również ma tu znaczącą rolę. Jaką? Dowiecie się tylko oglądając.


Końcowe wnioski? Samuraj z liceum to drama, którą pochłonęłam prawie jednym tchem. Ma 9 epizodów po około 40 minut,  a ja ani przez chwilę się nie nudziłam. Jak zwykle jest mi trochę szkoda, że to już koniec, ale wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć. Czego na pewno możemy się spodziewać? Dużej dawki humoru, która trafi do każdego - to przede wszystkim. Drugim plusem jest gra aktorska postaci drugoplanowych. No i najważniejsze, główny bohater, którego nie sposób nie kochać :) Drama zdecydowanie godna obejrzenia. Bardzo wszystkim polecam ~



wtorek, 16 kwietnia 2013

yoboseyo ...?


Znacie może to uczucie, kiedy wszystko w waszym życiu zaczyna wymykać się spod kontroli? Znowu. Nieważne jak bardzo się staracie, żeby było w porządku. Obwiniacie innych, później siebie. Po czyjej stronie tak naprawdę stoi wina? Czujecie się bezwartościowi nieważne jak bardzo chcecie, by tak nie było. By być wyjątkowym dla kogokolwiek. Po raz kolejny przekonałam się, że nic nie może trwać wiecznie, a życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać w ten negatywny sposób. Jakby nie patrzeć jest to męczące. To zabawne i przykre zarazem, jak kilka mniejszych czynników może złożyć się na tak okropny stan. Wiosna i te dni kwietnia są czasem, kiedy powinnam być szczęśliwa. Urodziny moje i kilku przyjaciół,  ładna pogoda, zbliżający się koniec roku szkolnego, a po raz kolejny wątpię czy szczęście, które jest u mnie bardziej czy mniej udawane może trwać dłużej niż... tydzień? I to w porywach. Zawsze znajdzie się coś, co zbije nas z tropu i sprawi, że poczujesz się kompletnie niepotrzebny. Bez celu, zupełnie sam.


Zawsze poniekąd podziwiałam ludzi samotnych. Ale żeby nie było, samotnych z wyboru. Tych, którzy się nie przejmują, bo nie chcą. Takich, którzy potrafią żyć kompletnie nie patrząc na innych. Mający swój świat, swoje myśli, swoje poglądy, które tylko oni tak naprawdę dobrze znają. Wystarczy im towarzystwo książek i muzyki, a ludzie stanowią zbędny dodatek. Nie przeszkadza im bycie na uboczu. Z drugiej strony to zabawne, jak mając tylu ludzi wokół siebie można czuć się tak bardzo samotnym? Czy twoi przyjaciele są nimi naprawdę ? Kto tak naprawdę jest warty twojej uwagi i zaufania. Jak wiadomość od jednej osoby, z którą wiążę się tyle wspomnień może wyprowadzić nas z równowagi po długim czasie milczenia?  Czy tak naprawdę łatwo jest dać odejść osobom, które były ci najbliższe. Czy istnieje przyjaźń lub miłość na całe życie? Zaczynam w to bardzo wątpić. Ciągle zadaje sobie te pytania. Jak dobrzy musimy być, by zdobyć aprobatę społeczeństwa. Jaki kolor włosów musimy mieć? Oczu?Skóry? Czy musimy ubierać się i wyglądać zgodnie z promowanymi powszechnie kanonami? Wszystko to jest wrażeniem tak względnym. Jedno wiem na pewno. Chciałabym od tego odpocząć. A muszę chodzić do szkoły. Ciągle stykać się z ludźmi, z którymi nie chce. Których chciałabym uniknąć. Których chciałabym olać a nie umiem.

* Ta bezsensowna notka miała na celu tylko i wyłącznie wyrażenie bieżących uczuć





niedziela, 14 kwietnia 2013

Dream Girl


Dobry wieczór :) Znów zanim się obejrzałam, weekend się kończy i po raz kolejny mamy niedzielę. A po niej ten najbardziej znienawidzony poniedziałek. Najbardziej jednak demotywuje mnie to, że mam tyle pracy. Znowu. Już chyba 3 naprawdę burzliwy tydzień z rzędu.  Nie wiem jak to zrobiłam, że dotrwałam do teraz, ale zamierzam dalej walczyć i przeżyć i ten tydzień bez większego uszczerbku na zdrowiu psychicznym, bo z fizycznym jest coraz lepiej. Podejrzewam jednak, że ze względu iż w czwartek mam urodziny, będę musiała zrobić niewielkie odstępstwo od mojego postanowienia. Dziś piąty dzień wyzwania, w którym zrezygnowałam ze słodkości i napojów na rzecz warzyw i wody. Może wreszcie stanie się coś na moją korzyść i przestanę wyglądać jak ostatni derp. Oczywiście nie żebym narzekała, bo zawsze może być gorzej. Na moje nieszczęście, nawet weekend miałam pracowity. Learning hard zaczęłam już od wczoraj.  Zrobiłam notatki z chemii i biologii, napisałam wypracowanie na francuski i zaczęłam uczyć się wiedzy o kulturze. Dziś dokończyłam kulturę, zabrałam się za matmę i napisałam kolejne wypracowanie. Zdecydowanie jeden z najbardziej pracowitych weekendów, jakie miałam okazje mieć w tym roku szkolny. Dzisiejszy wieczór za to zamierzam poświęcić odpoczynkowi.


Jeśli za to miałabym przejść do tych pozytywnych aspektów, udało mi się zabrać za anime Ouran High School Host Club i obejrzałam prawie całą dramę "Samuraj z Liceum" z Miurą Harumą. Nauczyłam sie też drugiej części układu do talk that secret. Jeszcze tylko jedna sesja taneczna i opanuję całość ^_^.W mojej szanownej mieścinie nareszcie daje się czuć wiosnę. Na dworze jest coraz cieplej, chociaż od wczoraj niebo jest raczej szare ze względu na deszczowe chmury. Mimo wszystko czekam na pierwsze wiosenne burze, które dadzą mi siłę do egzystowania jak niczym prawie normalny człowiek.  Przyjście wiosny wzmaga we mnie chęć zmienienia w swoim życiu czegoś na lepsze. Pierwszym tego przejawem są woda i warzywa, o których pisałam wcześniej. To już pięć dni, więc mam nadzieję, że utrzymam moje postanowienie jeszcze trochę. Wreszcie udało mi się odstawić kawę, bo swego czasu piłam ją w takich ilościach, że już przestawała na mnie działać. Jeśli okaże się, ze mam odpowiednio silną wolę, będę z siebie dumna. Póki co trzeba wytrzymywać, FIGHTING~ !



sobota, 13 kwietnia 2013

Ouran High School Host Club !

Dobry wieczór drodzy czytelnicy :) Dziś mam dla was recenzję dramy na podstawie popularnej mangi Bisco Hatori, Ouran High School Host Club. Czyją historię opowiada ten serial? Haruhi Fujiyoka jest ubogą, ale bardzo zdolną dziewczyną. Jej inteligencja i ciężka praca sprawiły, że teraz uczęszcza do prestiżowego liceum Ouran. Gdy pewnego dnia dziewczyna szuka cichego miejsca do nauki, przypadkiem trafia do szkolnego host clubu. Przerażona zakresem działań tego stowarzyszenia, Haruhi przez przypadek tłucze drogocenną wazę wartą 8 milionów jenów. Ze względu na dość nietypowy wygląd nasza bohaterka zostaje wzięta za chłopaka. Jak można przypuszczać, uboga dziewczyna raczej nie jest w stanie spłacić tak ogromnego długu.  Król host klubu, Tamaki, który jest święcie przekonany, że Haru jest chłopcem, postanawia więc, że dziewczyna spłaci wazę pracując jako host. 

Cóż mogę powiedzieć. Anime widziałam jakiś czas temu, teraz jestem w trakcie ponownego oglądania, ale drama zaskoczyła mnie bardzo miło. Aspektem, którym serial może się pochwalić, jest zdecydowanie dobór aktorów. Yusuke Yamamoto znany między innymi z Paradise Kiss, czy Hana-Kimi, może nie ma idealnego wyglądu księcia Tamakiego, ale w jego charakter wczuwa się perfekcyjnie. Hikaru, Kaoru, Kyouya, Honey i Mori są dobrani wprost bezbłędnie. Odzwierciedlają charakter ourańskiego host clubu w pełnej okazałości. Tak samo jak główna bohaterka. Dramowa Haruhi jest tak samo charyzmatyczna jak ta z mangi i anime.Jeśli więc chodzi o obsadę, nie mam kompletnie żadnych zastrzeżeń.  Zdecydowanie najmilszym zaskoczeniem jest Nekozawa, który nie pojawia się w anime tak często jak w serialu. Tutaj jest dosłownie nieodłączną częścią dramy. Jego charakter rozegrany jest tak dobrze, że rozbraja mnie za każdym razem, gdy tylko pojawi się na ekranie. Pomimo głębokiej sympatii do wszystkich bohaterów, moim bezwzględnym faworytem stał się Daito Shunsuke(Kyouya). To właśnie on najbardziej przykuł moją uwagę w tej dramie :).


Cóż więcej mogę powiedzieć... drama zbiera w sobie dosłownie te najlepsze elementy anime, chociaż trochę ubolewam, że kilku wątków w niej zabrakło. Mimo to nie możemy wymagać cudów, bo serial jest króciutki, gdyż liczy zaledwie 11 odcinków po 20 minut. Przyznam się szczerze, że do dramy zabierałam się dwa razy. Na początku kompletnie nie mogłam się wczuć w jej klimat, jednak nie minęło dużo czasu a bezpowrotnie mnie wciągnęła. Ogromna dawka uniwersalnego humoru, który trafia do wszystkich, świetny dobór aktorów i przede wszystkim historia, która pochłania nas bez reszty. Zdecydowanie wszystkim polecam, chociaż zdaje sobie sprawę, że wielu miłośników mang i anime nie patrzy przychylnym okiem na ich dramowe adaptacje. Mimo wszystko mnie bardzo się podobało, i bez najmniejszego zawahania stwierdzam, że Ouran High School host club jest obrazem, który w cudowny sposób umili nam ranek, dzień, a nawet wieczór~.


Miłego wieczoru :)



wtorek, 9 kwietnia 2013

We were in love..?


Witam, dzisiaj już drugi raz. Wreszcie piszę do was z mojego naturalnego środowiska, czyli z łóżka. Pomimo tego, że kończyłam dzisiaj godzinę wcześniej i miałam tylko 4 lekcje, dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Poszłam do szkoły tak zaspana, że na woku bez przerwy opadała mi głowa. Rozbudziłam się jedynie na moment, gdy oglądaliśmy fragmenty "Pulp fiction". Później był polski, który po raz kolejny spędziłam na wyśmiewaniu się z obrazu "Kazanie Skargi". Jeszcze tylko dwie matematyki, na których nawet cokolwiek rozumiałam, a to u mnie raczej rzadkość, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko cieszyć się tym faktem. Od rana nuciłam sobie "Brunch" Gain i jakoś nie mogłam przestać. Kiedy wróciłam do domu, oczywiście okazało się, że moja eomma na śmierć zapomniała o obiedzie, więc musiałam czekać jakieś milion lat, ponadto okazało się, że nie ma nic do jedzenia i skończył się ryż. Dzięki mamo, pozdrawiam mój przyszły szkorbut. No ale tak, zapomniałam, że w moim życiu takie rzeczy są kompletnie na porządku dziennym. Ogarnęłam co nieco z fizyki, napisałam analizę na polski i jakoś tam poszło. Nareszcie mam dosłownie chwilkę dla siebie, których w tym tygodniu chyba niestety nie będzie wiele. Czekam na pierwszą możliwą sposobność do obejrzenia czegoś fajnego, ale chyba nie zdarzy się ona prędko.


Przed chwilą musiałam również stoczyć bardzo poważny wyścig z czasem, mianowicie szukałam ładowarki do laptopa.  Podśpiewuję sobie, a na dworze dalej jest śnieg. Co więcej, nawet nie ma on zamiaru się stopić x.x Niby mamy globalne ocieplenie, a śnieg jak nie topniał, tak nie topnieje. Dodatkowo mój pokój  za dnia zamienia się w borsuczą imprezę, bo chyba wszyscy sąsiedzi stwierdzili, że to doskonały czas na remont. Oczywiście. No ale żyj i daj żyć innym, niektórych ludzi nigdy nie zrozumiem.  Jak to zwykle bywa, nie mogę pozbyć się uczucia, że nie zrobiłam czegoś bardzo ważnego. Niestety kompletnie nie mam pojęcia, co mogłoby to być. Pewnie przypomnę sobie w środku nocy i np o czwartej nad ranem zacznę czegoś szukać. Tak właśnie, witam w moim świecie.


Nie mogę się doczekać momentu, kiedy będę dokładnie w ten sposób szła... gdziekolwiek. Jest mi zupełnie obojętne czy, idę do szkoły, czy na zakupy, byle tylko nie było tak potwornie zimno jak jest. Sąsiedzi ucichli. Dzięki Bogu. A chwilka, już 22. No cóż, cisza nocna się zaczyna, a u mnie dalej ryczy kpop. AMEN.

Miłej nocy kochani ~!



KEEP CALM AND.. NO SHADOW


Jest jakaś... 10 rano. Ledwo zjadłam śniadanie i zdążyłam się jako tako wybudzić. Wpadam tu tylko na chwilkę, bo niedługo trzeba się zebrać do szkoły. Szykuje się kolejny bardzo pracowity tydzień, niestety. Dzisiaj być może czeka mnie niespodzianka z matematyki, jutro sprawdzian z fizyki, w czwartek z historii, a w piątek z wosu i angielskiego. Nie wiem jak to zrobię, ale postaram się dać z siebie wszystko, co wbrew pozorom może nie być takie łatwe. Siedzę jeszcze trochę zamulona, chociaż wstałam prawie dwie godziny temu.  Czasem odnoszę wrażenie, że głównym celem nauczycieli jest uprzykrzanie nam życia. Zrobią 5 sprawdzianów w jednym tygodniu, bo każdy ma swoją godność i żaden nie przełoży. Ale oczywiście później każdy jest pierwszy do narzekania, że oceny są słabe. No ale, im nigdy nie dogodzimy, choćbyśmy nie wiem jak bardzo próbowali. Jedynym, co jako tako podnosi mnie na duchu jest fakt, że zostało niewiele ponad tydzień do moich urodzin. Mam nadzieję, że śnieg w końcu stopnieje. Wczoraj  nawet troszkę świeciło słońce, ale po dzisiejszym zachmurzonym niebie wnioskuję że to był tylko jednorazowy incydent. 


Pogoda zabiera chęci do życia, a jednak pracować trzeba. Oprócz urodzin, pocieszam się jeszcze tym, że trzeba wytrwać te 3 tygodnie i będzie długi weekend. Wreszcie będzie trochę wolnego i może jakoś się wszystko ułoży. Jedynym zajęciem, które umila mi trudny szkolnego życia jest czytanie fickowych opowiadań Yukki, które są naprawdę świetne. Wczoraj przy nauce matmy udało mi się nawet znaleźć trochę czasu dla siebie.  Obejrzałam  w telewizji nowy odcinek "Gry o Tron" i nauczyłam się trochę układu to "Talk That" Secret~. Dzisiaj chyba czas nie będzie dla mnie taki łaskawy, bo czeka mnie fizyka. Czekam na weekend, żeby móc obejrzeć film kończący dramę Ourana. Z Gabi unni mamy ostatnio straszną fazę na Nekozawę~.  No, trzeba lecieć, miłego dnia~. KEEP CALM AND NO SHADOW.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Killer queen ! - relacje ze zlotu ~



Aish, naprawdę nie czuję się ostatnio zbyt dobrze. Gdyby tego było mało, mam naprawdę dużo nauki. Matematyka, fizyka, historia, wos i angielski w jednym tygodniu? Trochę dużo, ale jakoś dam radę. Mam za sobą pierwsze zetknięcia z wosem i angielskim, więc może jakoś dam radę. Od wtorku nie pisałam tu żadnej notki bo... zwyczajnie nie byłam w stanie się zebrać.  Jak w środę jeszcze pomimo złego samopoczucia dziarsko poszłam do szkoły, tak w czwartek nie dałam rady i cały dzień przespałam. Nie wiem, czy to kwestia pogody, ale ostatnio jestem kompletnie nie do życia. Weekend minął właściwie spokojnie. Rozpoczęłam go pizzą w piątek i oglądaniem gry o tron. Wczoraj byłam na kpopowym zloto/konwento/spotkaniu, które nie do końca jednak tak można nazwać, bo sporo osób się nie zjawiło. Zapewne miało to jakiś związek z pogodą, która była koszmarna. Zimno, wiatr, śnieg, mokro, fujka. Poszliśmy do restauracji i siedliśmy w osobnej sali. Iza, Kaname i Kimchi kłócili się o Vixxów i inne kpopowe zespoły, a Bibim jeszcze się nie zjawiła. Tak to jest, jak się wstaje 20 minut po tym, jak ma się autobus - *lvl: Bibim*. Gdy podczas czekania na Bibim, jakiś czwarty raz podeszła do nas kelnerka, zdecydowaliśmy się wreszcie zamówić pizzę, czyli cokolwiek, byleby nas tylko nie wyrzucili. Bibim się zjawiła, a impreza zaczęła się na dobre. Śpiewaliśmy , każde z nas wybierało kolejną piosenkę i jakoś tak nam zleciały te 3 bardzo fajne godziny. Rozprawialiśmy o twórczości B1A4, a Bibim jako Bana, zaczęła zaciekle bronić swojego zespołu. Ja i Iza gadałyśmy o Secret i Sistar, a w Kimchi udało mi się znaleźć bratnią duszę jeśli chodzi o Lee Min Ho i dramy z jego udziałem. Później zrobiło się naprawdę głośno, więc postanowiliśmy zmienić lokal, zanim nas wyrzucą. Biedna pizzeria zarobiła na nas raptem 17 zł, a wypłoszyliśmy większość wchodzących tam klientów ~.


Gdy okazało się, że Iza ma 25 lat, Bibim od razu zaczęła się do niej zwracać: Ahjumma! co niezwykle ją zirytowało. Nie chcąc się jej narazić, zaczęłam mówić do niej eomma~.  Szybko doszło do podziału ról w naszej niewielkiej grupce, która została. Iza stała się eommą/ahjummą, Kaname oppą, Ja unni, a reszta była dongsaengami. Poszliśmy do maca trochę posiedzieć, aż w końcu koło 17 zwinęliśmy się wszyscy do domu. Co lepsze, od razu po powrocie zasnęłam ;_;. Spałam tak chyba do 20, a jak wstałam, czułam się jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej nieogarnięta. Zaczęłam gadać z moją unni i oglądać dramową wersję Ouran High School Host Club, gdzie znalazłam moją kolejną miłość.  Dzień był spokojny i miły, chociaż wciąż mam do siebie troszkę zarzutów, że tak naprawdę nie udało mi się zrobić nic produktywnego. Chociaż w moim przypadku za duży sukces uważam już sam fakt, że udało mi się wstać na zlot na 11.  No dobrze, czas zjeść śniadanie. Może jeszcze wieczorem do was wpadnę, jak ogarnę się  z nauką. FIGHTING~!


wtorek, 2 kwietnia 2013

Znowu szkoła x.x


Piszę do was właśnie z mojego bardzo przykrego, przepełnionego matematyką pokoju.  Zanim zdążyłam na dobre odpocząć sobie od szkoły, już muszę do niej wracać. Mam okropne wrażenie, że niesamowicie się obijałam i zupełnie nic nie zrobiłam.  Czekało mnie dzisiaj jakieś 30 zadań z matmy, których zrobiłam dopiero 10. Tak to jest, kiedy tydzień się obijasz pod przykrywką regenerowania sił, a później jak zwykle zostajesz z ręką w nocniku.  Udało mi się zabrać za chemię na jutro, zrobić stronę internetową i mam przynajmniej nadzieję, że uda mi się dzisiaj zrobić większą część matematyki.


Poza wszechobecnymi książkami do matematyki, w moim pokoju panuje też kompletna żuleria. Podczas wolnego zrobiłam sobie z pokoju swego rodzaju azyl, jaskinie, czy jak kto to tam woli nazywać. W każdym bądź razie, syf jest niemiłosierny. Dzisiaj obudziłam się na opakowaniu po czekoladzie, a wszystkie półki i szafki pozastawiane są butelkami i puszkami. Przydałoby się to posprzątać, gdyby nie fakt, że tak bardzo mi się nie chcę. Chociaż... znając mnie pewnie jednak postanowię posprzątać by uniknąć dalszego rozwiązywania zadań z matematyki, życie jest ciężkie, doprawdy. Jakiś czas temu pisałam tu o wymianie zdjęć na mojej tablicy korkowej i nowym plakacie z Silent Hill, więc pomyślałam, że wypadałoby wstawić w końcu jakieś zdjęcie efektów moich innowacji.


Święta, święta i po świętach.  Wielkanoc wielkanocą, minęła szybko i spokojnie. Nie nudziłam się,bo wreszcie udało mi się znaleźć czas na sprzątanie, czytanie, anime i dramy. Mimo wszystko święta nie szczędziły mi nerwów, bo podczas ich trwania w moim życiu miało miejsce kilka dość dotkliwych zgrzytów. Jutro szkoła, więc pocieszam się tylko tym, że jeszcze miesiąc, później weekend majowy i  matury, więc będzie dużo wolnego. Mam nadzieję, że jakoś dam radę, bo kompletnie nie czuję się na siłach. No dobrze, chyba czas wrócić do matmy. FIGHTING !