niedziela, 30 czerwca 2013

Gu Family Book - recenzja dramy

"To co czyni nas ludźmi to nie nasze urodzenie, lecz to co nosimy głęboko w sercu.
 Szczególnie, jeśli historia wciąż zatacza swój krąg"


"Gu Family Book" to seria licząca sobie 24 odcinki, nadawana przez telewizję MBC od kwietnia do końca czerwca tego roku. Produkcja łączy  w sobie 3 moje ulubione elementy: romans, historię i niezbyt rażące, ale dość istotne w tym przypadku wątki fantastyczne. Przejdźmy jednak do kwestii fabuły.

"She was the first person I dared to claim as mine"
Akcja dramy rozgrywa się około 400 lat temu w erze Joseon, epoce w której Korea była monarchią konstytucyjną, dzieje kraju nie były zbyt chlubne, a społeczeństwo cechowały strach i zabobonność, o czym świadczy już pierwsza scena. Reżyser nie szczędząc sobie wstępów pokazuje nam ówczesne realia: Dom urzędnika Yoon, który niesłusznie i z premedytacją został oskarżony o zdradę stanu. Mężczyzna ginie na miejscu, a jego córka i syn wraz ze służącą mają trafić do domu Gisaeng( koreański odpowiednik japońskiego domu Gejsz). Córka urzędnika, Seo Hwa od początku utrzymuje, że prędzej wolałaby podzielić los swojego ojca, niż zostać gisaeng. Jej upór prowadzi pozostałą dwójkę dzieci do śmierci przez powieszenie, a ocalała Seo Hwa ucieka w góry. Ratuje ją Wol Ryung, mieszkający w górach Gumiho*. Przed związkiem z dziewczyną od początku stara się uchronić go jego przyjaciel, bowiem żadnej istocie nadprzyrodzonej nie wolno ingerować w losy ludzi. Wol Ryung postanawia jednak uratować dziewczynę i zapewnić jej bezpieczeństwo. Uczucie do ziemskiej kobiety sprawia iż Wol Ryung podejmuje próby znalezienia legendarnej, tytułowej księgi rodziny Gu, która ma pomóc mu stać się człowiekiem. Jak dowiemy się niedługo później, piękny plan Wol Ryung'a nie dojdzie do skutku. Gdy wystraszona Seo Hwa dowie się, iż jej ukochany jest mityczną kreaturą, nieświadomie podpisze na sobie i na nim wyrok śmierci. Zanim jednak ich przeznaczenie się dopełni, Seo Hwa urodzi syna. Jak więc widzimy, to jakże piękne i smutne uczucie stanowi swoisty wstęp do nowej, równie interesującej historii, na której będzie skupiała się drama. 

"Don't cry, Kang Chi. I want to be your happy, not sad memory.
 I want to bring you smile, not tears"
Niemniej jednak głównym bohaterem dramy jest nikt inny, lecz Choi Kang Chi, syn Wol Ryung'a i Seo Hwy porzucony w rzece. W jego rolę wciela się zapewne znany fanom Korei z dramy "My Girlfriend is a Gumiho" Lee Seung Gi. W związku z tym, że we wspomnianej wcześniej dramie nie pokazał zbyt wielu umiejętności aktorskich, tutaj był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Seung Gi jest osobą o niezwykle ciepłym uśmiechu, który mógłby stopić nawet najtwardszy lód. Seung Gi gra niezwykle naturalnie, dzięki czemu z tak wielką przyjemnością ogląda się go na ekranie. To właśnie ten uśmiech sprawia, że tak idealnie sprawdził się w tej roli.  Choi Kang Chi jest typowym bohaterem dram akcji. Ma dobre serce i bardzo silne poczucie sprawiedliwości, ale prawie zawsze działa porywczo, przez co wielokrotnie popełnia błędy i dostaje po tyłku. Jednym słowem, nigdy nie pomyśli zanim podejmie decyzje. Przypadek Kang Chi'ego doskonałe opisuje pewien cytat z dramy: Pierwsza miłość pozwala nam dorosnąć, ostatnia sprawia, że czujemy się kompletni. Pierwsze uczucia chłopaka były ulokowane w córce właściciela zajazdu, w którym Kang Chi mieszkał. Wszystko jednak zmieniło się, gdy poznał córkę mężczyzny prowadzącego szkołę sztuk walki: Dam Yeo Wool.

"Like that, the sound of her breath stopped, and my time stopped too"
Dobre serce jest również atutem Yeo Wool, granej przez Suzy z Miss A. Ze względu na męskie ubrania i związane włosy wielokrotnie mylona była z mężczyzną, nawet przez głównego bohatera. Za to mnie od początku do końca przywodziła na myśl bohaterkę w stylu dobrze znanej wszystkim chińskiej wojowniczki, Mulan. Uważam to za ogromny plus. Nieprzeciętne umiejętności we władaniu mieczem, nieopisana odwaga i szczere intencje.  Jedna z najlepszych bohaterek dram, z jaką przyszło mi się zetknąć. To, że przez 24 odcinki mogłam towarzyszyć jej postaci uważam za ogromny zaszczyt. Yeo Wool pomimo ogromnej siły nie ukrywa też swoich słabych stron. Nie wstydzi się płakać i pokazywać swoich słabości. Bohaterka, o której pamięta się bardzo długo, kochająca do samego końca.


Na szczególne brawa zasługuje tutaj również Sung Joon, który zadebiutował w dramie "Shut up! Flower boy band". Nie spodziewałam się po nim niczego wielkiego po roli chłoptasia wywijającego na gitarze, a jednak (na szczęście!) bardzo się pomyliłam. Postać grana przez Sung Joon'a to Gon, najlepszy przyjaciel Yeo Wool, który wraz z dziewczyną uczestniczy w działaniach rebeliantów, które mają na celu obalenie ówczesnej władzy. Postać nie jest zbytnio rozbudowana jeśli chodzi o podłoże psychiczne i motywy działań. Gon jawi się nam raczej jako cień Yeo Wool, który zawsze ją wspiera i zawsze zachowując zimną krew potrafi odróżnić dobro od zła. Bardzo, bardzo pozytywna i szczera postać.

Prawda jest taka, że każdy w tej dramie wykonał kawał dobrej roboty, a gdybym chciała opisać wszystkich aktorów z osoba zapewne zajęłoby mi to masę czasu. Co jest tutaj jednak najciekawsze? Gdy Kang Chi dorasta, historia zatacza koło. Chłopaka poznajemy w wieku 22 lat.Właściciel zajazdu, który adoptował Kang Chi'ego zostaje oskarżony o zdradę, a jego córka i syn wraz ze służącą trafiają do domu Gisaeng. Brzmi znajomo, prawda? Dzięki bogu, ich los potoczy się zupełnie inaczej, niż zarządziło przeznaczenie dwójki nieszczęśliwych kochanków. Tae Seo i Chung Jo, bo tak mają na imię dzieci właściciela zajazdu, wraz z ojcem Yeo Wool i przełożoną domu Gisaeng dołączą do rebelii, której celem będzie zabicie Gwang woong Jo - mężczyzny, który zamordował właściciela zajazdu i przyczynił się do śmierci Wol Ryung'a i Seo Hwy. Wszystkich bohaterów zjednoczy cel, który jednak będzie graniczył z niemożliwym. Czy uda im się dokonać zemsty i obronić honor swoich rodów? O tym już będziecie musieli przekonać się sami.

"If I meet you again, then I'll recognize you  first. If I meet you again,
then I'll love you first.

Gu Family Book jest kolejnym tytułem w dziedzinie koreańskiej kinematografii, który może pochwalić się niesamowitą ścieżką dźwiękową. Odkąd tylko zaczęłam oglądać dramę, czekając na następne odcinki równie niecierpliwie oczekiwałam soundtracku. Na ścieżkę dźwiękową serialu składają się nie tylko piosenki wykonywane przez znanych artystów, ale i przepiękne utwory instrumentalne. 


No, cóż drodzy czytelnicy, trochę się rozpisałam. Czas więc chyba na krótkie podsumowanie. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że "Gu Family Book" już z pierwszym odcinkiem dołączyło do moich ulubionych dram historycznych zajmując miejsce tuż obok "Sungkyunkwan Scandal", "Rooftop prince" czy znakomitej "The Faith". Serial wciąga i to niesamowicie. Po jednym odcinku chce się więcej i więcej, dlatego tak ogromnym bólem było dla mnie czekanie na te dwa odcinki tygodniowo. Uprzedzę też pytania, które często pojawiają się w komentarzach: Czy drama jest już dostępna w języku polskim? Jeszcze nie. Grupa Lizards@DEEP przetłumaczyła dopiero kilka odcinków, ale ja jestem w gorącej wodzie kąpana i nie mogąc wytrzymać obejrzałam całość w języku angielskim. Tłumaczenia są bardzo dobre i myślę, że każdy na średnio zaawansowanym poziomie znajomości angielskiego bez problemu mógłby obejrzeć tą dramę. ~


Wracając jednak do tematu samego serialu, jego największym plusem są świetni bohaterowie. Wykreowani z niesamowitą rozwagą i precyzją, łączący w sobie wszystkie najlepsze cechy, nie licząc oczywiście czarnego charakteru, chociaż on też stanowi tutaj w swojej dziedzinie pewien ewenement. Poza tym serial może pochwalić się ogromnie wciągającą fabułą i niesamowitą ścieżką dźwiękową. Gdybym mogła, w skali od 1 do 10 oceniłabym "Gu Family Book" na 11. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to drama, którą z marszu mogłabym zacząć oglądać po raz drugi. Jej zasadniczym i ogromnym atutem jest zakończenie. Nie jest ono jednoznacznym happy endem, ale pozostawia nam ogromne pole do interpretacji i dopowiedzenia sobie reszty. To chyba tyle, jeśli chodzi o "Gu Family Book". Do usłyszenia kochani!

* Gumiho - mityczna kreatura o nadprzyrodzonych mocach, pojawiająca się w koreańskich podaniach i legendach. To lis z 9 ogonami, który przyjmuję postać młodego, urodziwego mężczyzny  lub kobiety

sobota, 29 czerwca 2013

Joyland - krótka recenzja

Hej kochani ;) W pierwszy dzień wakacji przychodzę do was z recenzją książki, choć zazwyczaj tego nie robię, albo zdarza mi się to bardzo, bardzo rzadko. Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się spodoba.


"Joyland" jest najnowszym ,,dzieckiem" Stephen'a King'a, któremu wielokrotnie przypięto już łatkę Króla Horroru. Akcja powieści osadzona jest w Stanach Zjednoczonych, w 1973 roku, bowiem z pewnych przyczyn okres ten był wyjątkowy dla głównego bohatera powieści. W roku 1973 Devin Jones, bo tak miał na imię owy bohater, przeżył pierwszą nieszczęśliwą miłość, przerwał studia i zatrudnił się w lunaparku o nazwie Joyland. Osadzenie powieści w parku rozrywki było ze strony Kinga bardzo strategicznym posunięciem, gdyż jak się później dowiemy, własnie wtedy wszelkiego rodzaju lunaparki i parki rozrywki święciły swoje największe triumfy w ściąganiu zwiedzających i sprzedawaniu zabawy. King po raz kolejny pokazuje nam, że nie bez powodu nazywany jest mistrzem horroru. Morderstwo w domu strachów to pomysł, który idealnie wpasowuje się w klasykę grozy. Bo co może być straszniejsze niż śmierć zadana w tak brutalny sposób w miejscu, gdzie godzinami rozbrzmiewa śmiech dzieci?  na to pytanie odpowiedzcie sobie sami. 

Nadrzędną kwestią jest tutaj kreacja bohaterów. Stephen King po raz kolejny wykorzystuje tu coś, co najbardziej cenię w jego twórczości: szczerość i niezwykle naturalny styl pisania. Książki Kinga czyta się znakomicie głównie dlatego, iż mamy wrażenie, że czytamy przemyślenia zwyczajnych, szarych ludzi. Bohaterowie postawieni są w dziwnych sytuacjach, w których często swoją działkę mają siły nadprzyrodzone, a jednak taką postacią mógłby być każdy z nas. Nie ma tutaj teatralnego dramatyzmu, przerysowanych emocji i dennych, oczywistych zwrotów akcji. Bohaterowie krok po kroku dążą do rozwiązania zagadki morderstwa, choć sama powieść zdecydowanie bardziej przywodzi na myśl kryminał niż horror. Co jeszcze jest w "Joylandzie" tak dobrego? Poznajemy praktycznie od podszewki zasady funkcjonowania wszelkich klasycznych parków rozrywki, panujące tam realia i żargon kuglarski. Skąd jednak King mógł te realia znać? Tego nie wiemy. Osobiście szczerze wątpię, by specjalnie w celu napisania książki wybrał się na staż w lunaparku, aczkolwiek nawet jeśli duża część z tego jest zmyślona, brzmi bardzo realistycznie. Nie bez powodu jednak nazywa się to fikcją literacką.  Niewątpliwie wiele użytych przez Kinga określeń faktycznie figuruje w kuglarskim slangu, czy też żargonie, ale spora część z nich zapewne jest również jego wymysłem. Grunt w tym, by odróżnić rzeczywistość od fikcji kreowanej w świecie literatury, a wyjdzie nam na to na dobre.


Cóż mogę powiedzieć? Pomimo tego, iż wydawałoby się, że po 60 napisanych powieściach King niczym nas już nie zaskoczy, wciąż jednak to robi! Wciąż też zdumiewającym jest dla mnie, ile pomysłów może zrodzić umysł wybitnego pisarza. Książki Kinga żrą się, to fakt. Czytamy je bardziej z czystej przyjemności aniżeli chęci obcowania z literaturą piękną, która zmieni coś w naszym życiu. Po twórczość Stephena sięgamy jedynie dla zabawy. Joyland liczy sobie zaledwie 340 stron, a przeczytanie go zajęło mi niespełna 3 dni. Czy podobało mi się? Bardzo. Niebanalna fabuła zahaczająca o klasykę grozy, świetny styl pisania i zagadka, której nie udało mi się rozszyfrować aż autor nie ujawnił przed nami wprost nazwiska mordercy wprost. Zdecydowanie polecam wszystkim

czwartek, 27 czerwca 2013

A werewolf boy - recenzja filmu

Straszne, że mamy odwagę nazywać się ludźmi, skoro nasze zachowania czynią nas znacznie gorszymi od zwierząt. Im więcej wiesz, tym jesteś głupszy, a w życiu masz tylko jedną szansę.


Soon-Yi cierpli na chorobę płuc, więc razem z matką i siostrą zmuszone są do przeprowadzki na wieś. Dziewczynie zalecono domową terapię, a świeże powietrze ma mieć zbawienny wpływ na jej zdrowie. Samotne kobiety zostają mile przyjęte przez nieliczną, ale ciepłą wiejską społeczność. Wszystko wydaje się być sielanką, jednak już pierwszego dnia w nowym domu Soon-Yi dostrzega coś niepokojącego. Obok szopy znajdującej się blisko posiadłości, siedzi chłopak. Nastoletni, bardzo brudny, ze skołtunionymi włosami. Wyglądem przypomina dzikie zwierze zamknięte w ludzkiej powłoce. Ma niepohamowany apetyt, wydaje z siebie dźwięki przypominające warczenie, nie umie mówić, czytać ani pisać. Soon-Yi i jej rodzina postanawiają zaopiekować się chłopakiem i nauczyć go ludzkich zachowań.

"A werewolf boy" jest jednym z tych filmów, który zapada w pamięć na bardzo długo, a nawet na zawsze. A przynajmniej takie wrażenie miałam i wciąż mam po seansie. Reżyserem zarówno jak i autorem scenariusza jest Jo Sung-Hee. Aż trudno uwierzyć, że tak piękna historia miłosna może wyjść spod pióra i kamery mężczyzny, a jednak. Film jest stosunkowo nowy, gdyż pochodzi z drugiej połowy 2012 roku. 


Kwestią, której nie możemy tutaj pominąć jest fabuła. Spotykając w opisie filmu po raz kolejny słowo "wilkołak", a we współczesnej kinematografii zdarza się to dość często, zapewne wyraz ten budzi w wielu z nas odgórną niechęć. Pomimo moich ulubionych aktorów, było tak i w moim przypadku.  Historia nie posiada wielu wątków, a w swojej prostocie jest po prostu piękna. Tak, piękny to najlepsze słowo by ją opisać. Opowieść ta pokazuje bardzo prosty związek pomiędzy dwójką bohaterów. Relacja ta jest zupełnie czysta i niewinna. Nie skłamię też, jeśli powiem, że jest właściwie pozbawiona słów. Pomimo barier jakimi są język i ludzkie wychowanie, dwójka ta tworzy więź, która przeznaczona jest tylko i wyłącznie dla nich.

W rolę tytułowego wilkołaka wciela się Song Joong Ki. Gdy potwierdzał swój udział w produkcji miał...26 lat, kiedy bez większych problemów mógł wcielić się w rolę nastolatka. Jego niewinna i chłopięca twarz idealnie pasowała do charakteru postaci. Jest on jednak jednym z tych aktorów, których dobra opinia poparta jest nie tylko śliczną buzią, ale i niesamowitymi umiejętnościami. Song Joong Ki to typ artysty, który przez pół filmu nie wypowiadając ani jednego wyrazu, przekazuje nam wszystko, czego nie można wyrazić słowami, a nawet więcej. Oglądając go na ekranie mamy wrażenie, że słowa wcale nie są tu potrzebne, a najbardziej idealną formą przekazu są mimika i gesty. Bez wątpienia rola ta wymagała ogromnych umiejętności i zaangażowania, czemu Song Joong Ki całkowicie sprostał. Gdy bohater wypowiada pierwsze słowa czujemy jednak dziwny niepokój. Każdy wypowiedziany wyraz przesycony jest emocjami. Joong Ki pokazuje tu ogromne umiejętności, dzięki którym widz współodczuwa wszystkie emocje bohatera, którymi są ból i smutek, zarówno jak głęboka miłość i zrozumienie.


Odtwórczynią roli Soo-Yi jest Park Bo-Young. To pierwsza produkcja z jej udziałem, jaką dane mi było zobaczyć. Od początku jednak aktorka niesamowicie mnie urzekła.  Bardzo delikatna, dziewczęca, z ogromnymi oczami. Gdy pierwszy raz na nią spojrzałam, wiedziałam już, że do tej roli nie nadawałby się nikt inny. Od jej postaci biło dobro i ciepło. Do gry aktorskiej Bo-Young nie mam zupełnie żadnych zastrzeżeń. O tyle, o ile sama aktorka była dobra, postać Soo-Yi była bardzo ciekawa. Ta cicha i chorowita dziewczyna nie wahała się bronić tych, których kochała, nawet jeśli zależałoby od tego jej życie. Wielokrotnie wykazała się ogromną odwagą. Poświęciła własną miłość, by móc ją chronić. Wielokrotnie żałowała tego czynu, choć wiedziała, że jest to jedyne słuszne wyjście. Nie mogę powiedzieć na jej temat nic więcej poza tym, że taki typ bohaterki pamięta się bardzo, bardzo długo.

Na uwagę zasługuje też odtwórca dość ważnej, drugoplanowej roli w filmie, Yoon Seok-Yoo.  Od początku wydawał mi się bardzo znajomy, lecz przez cały film kompletnie nie mogłam skojarzyć jego twarzy. Okazało się jednak, że oglądam właśnie dramę z jego udziałem, gdzie gra postać bardzo pozytywną. Tutaj jednak było odwrotnie. Bohater, w którego wcielił się Seok-Yoo jest sprawcą wszelkich problemów dwójki zakochanych. Rozpity, rozpuszczony i samolubny młody chłopak, którego cały blask i sława pochodzą tylko i wyłącznie z majątku ojca. Porównując te dwie kompletnie różne postaci byłam pod ogromnym wrażeniem. Bardzo młody, a mimo to ogromnie przekonujący i dobry aktor.


Pozostaje tu do poruszenia jeszcze jedna, bardzo ważna kwestia, a mianowicie: muzyka. Ścieżka dźwiękowa filmu składa się tylko i wyłącznie z utworów instrumentalnych. Są one bardzo delikatne, ciche. Idealnie oddają nastrój filmu, który w całości utrzymany jest w konwencji wspomnień starszej kobiety, która powraca w miejsce, gdzie pewnego dnia swojej młodości spotkała niesamowitego chłopca. Obawiałam się, że pojawią się tutaj utwory, które całkowicie zburzą magiczny nastrój wspomnień, a jednak na szczęście nic takiego się nie stało. Muzyka stanowi idealną, integralną całość obrazu filmowego.

 

Jeśli chodzi o zakończenie filmu, jest ono najlepsze, jakie można było stworzyć. Nie dostajemy tutaj ani typowych dla happy endu fajerwerków, ani dozy dramatyzmu charakterystycznej dla melodramatu. Końcowe sceny budzą w nas przeświadczenie o tym, że nasze życie nie zawsze toczy się tak, jak tego oczekujemy. By żyć, musimy porzucić wizję tego, co sobie zaplanowaliśmy,a  przyjąć to, co będzie nam pisane. Nie zawsze los obejdzie się z nami delikatnie, czy zwyczajnie zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Tak stało się w przypadku naszych bohaterów. Pomimo wszystko, przeznaczenie chciało by ta dwójka znów się spotkała. Najlepszą rzeczą w zakończeniu jest to, że nie ma ono jednej interpretacji. Nie sposób stwierdzić, czy było ono wizją, snem, lub fantazją starszej kobiety, czy po prostu.. czystym faktem. To właśnie jest najpiękniejsze. Jedno jest pewne: "A werewolf boy" na długo pozostanie w mojej pamięci.

środa, 26 czerwca 2013

It's Breaking News!


Hej kochani~. Jakiś czas temu miałam ambicję robić recenzję teledysków, ale brakło mi albo czasu, albo chęci, i zawsze robiłam krótkie podsumowanie miesiąca, czy też ostatnich tygodni. Nie mniej jednak, mój pierwszy k-popowy zespół powrócił z nowym japońskim singlem, więc pomyślałam, że wypadałoby coś tutaj o nim napisać. Tak więc pod lupę bierzemy dziś MV "Breaking News" zespołu SHINee!

Teledysk rozpoczyna  jedna, krótka kwestia, która mówi wszystko: "It's Breaking News". Chłopcy wychodzą z cienia, w którym pojawili się początkowo iii... zaczynają śpiewać. Każdy z nich zdecydowanie czaruje! To jeden z tych niewielu teledysków, w którym uważam, że wszyscy członkowie zespołu wyglądają po prostu niesamowicie. Jak to SM, teledysk oczywiście musi być w studiu, ale szczęście mają takie, że innego tła na ten teledysk niż studio, sobie nie wyobrażam. Sceneria w której występują chłopcy jest czarno-biała, zahaczając nawet lekko o bardzo ciemny granat. Wszystko utrzymane jest w jednej konwencji, więc nic dziwnego, że tło przypominające gazetę z wiadomościami, wygląda świetnie!


Jako pierwszy na ekranie pojawia się Jonghyun. Wygląda niesamowicie, bosko, przepięknie. Ma jedną z tych charakterystycznych w k-popie twarzy(nie wspominając już o głosie!), której nie da się z nikim pomylić. Nie ukrywam zdziwienia, które pojawiło się na mojej twarzy, gdy zobaczyłam go z platynową czupryną. A jednak wygląda niesamowicie. Chłopcy ubrani są bardzo elegancko, w większości mają na sobie koszule i żakiety w ciepłych kolorach, głównie pomarańczy. Ciepłe stylizacje świetnie kontrastują z zimnym i monochromicznym tłem. Co mogę powiedzieć o fryzurach? Jonghyun zdecydowanie najbardziej podbił moje serce. Po kilku nieudanych stylizacjach z  początków kariery mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że naprawdę świetnie wygląda również Minho- włosy podniesione do góry? Jestem na tak!  Key...Key jak Key, diva jak diva, jak zawsze świetny~ Pomysł z odsłonięciem czoła i przedziałek na środku to zdecydowanie dobry wariant jeśli chodzi o wygląd Key'a. Przejdźmy do Onew'a, bo on niesamowicie się zmienił. Wygląda niespodziewanie dorosło i ...męsko. Zdaje się mieć zdecydowanie mniej pucatą twarz niż zawsze i wreszcie wychodzą z niej męskie rysy! Ogromna, pozytywna metamorfoza. I jako ostatniego, jako moją osobistą wisienkę na torcie, weźmy Taemina. A raczej... TaeMANa. Wreszcie przestali tak bardzo eksperymentować z jego włosami, co ogromnie mnie cieszy. Mają ciepły, miodowy, lekko brązowy odcień i na zmianę zaczesane są na czoło lub podniesione lekko do góry. Wygląda to naprawdę świetnie i mój idol wreszcie przestaje przypominać dziewczynkę. Nowa fryzura uwydatnia jego przepiękne kości policzkowe!


Jeśli chodzi o układ taneczny, SHINee nie porwało mnie tym razem tak jak przy ,,Luciferze" czy ,,Replay", ale wciąż jest naprawdę dobry. Chłopcy są idealnie zsynchronizowani i pomimo tego, że ruchy nie są niesamowicie skomplikowane, daje to bardzo fajny i staranny efekt - innymi słowy: robi wrażenie. Co do samej piosenki, jest bardzo wpadająca w ucho. Japoński sprawia, że zdecydowanie łatwiej jest ją zaśpiewać i zanucić niż po koreańsku. Co do japońskiego, nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się też, że chłopcy radzą sobie z nim bardzo dobrze. Podsumowując: SHINee wyglądają świetnie. Rap Minho jest tutaj ogromnym plusem, wszyscy czarują głosami i wyglądem. Nic dodać, nic ująć. Czy podobało mi sie?

Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak !

A co wy sądzicie o teledysku? Podobał wam się? Jesteście może fanami SHINee? Jeśli nie, jestem zarówno ciekawa opinii i fanów, jak i osób, które stykają się z nimi po raz pierwszy :) Miłego dnia~

PS Wypadałoby tutaj jeszcze wstawić teledysk, bo co to za zabawa, jeśli nawet nie wiemy, o czym mowa!



wtorek, 25 czerwca 2013

ABC Award~


Hej Hej, tematem dzisiejszej notki będzie ABC Award. 

Zostałam nominowana przez: http://dorota-nevergiveup.blogspot.com/

Zasady: 
-Na każdą literę alfabetu musisz przypasować słowa z kategorii, która Cię interesuje. (np. anime, manga, książki, kosmetyki itp.), musi być tematycznie.
-Ma to być pierwsze słowo jakie przyjcie Ci na myśl z tej kategorii. 
-Nominować 10 blogów które Twoim zdaniem na to zasługują.
-Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Wybrałam kategorie "Koreańscy artyści i zespoły" ;)

A- Ailee
B- B1A4
C- C.N.Blue
D- D-Unit
E- Evol
F- F(x)
G- Girls' Generation
H- Henry
I- Infinite
J- JYJ
K- Kara
L- Lunafly
M- MBLAQ
N- Nu'est
O- Onew
P- Park Bom
Q- Qri
R- Rain
S- Sistar
T- T-ara
U- U-kiss
V- Venny
W- Wonder Boyz
X- Xiah Junsu
Y- Yisabel
Z- Zelo


Nominuję:
http://magicwordcherry.blogspot.com
http://aikoword.blogspot.com/
http://yukarinosekai.blogspot.com/
http://my-little-nippon.blogspot.com/2013/06/005-yatta.html
http://miyoonasworld.blogspot.com/
http://tak-jakby-obok.blogspot.com/
http://destiny-exists.blogspot.com/
http://papierowa-lodka.blogspot.com/
http://yeolie.blogspot.com/
http://ciasteczkowy-joghurt.blogspot.com/

I na koniec piosenka, która ostatnio bardzo mi się spodobała~

niedziela, 23 czerwca 2013

czerwcowy review

Hej kochani~. Nie było mnie tutaj... troszkę, chyba ponad tydzień (sprawdza), równo tydzień! Nie oglądałam nic nowego, w moim życiu też nie dzieje się nic na tyle ważnego, żeby tutaj o tym pisać. W związku z dość irytującym brakiem pomysłów, zastanawiałam się, o czym by tutaj do was naskrobać. Pomyślałam więc, że optymalnie będzie skupić się na tematyce kpopu, a mianowicie takim  dość skąpym przeglądzie czerwca. Przegląd ten nie będzie tak obszerny jak poprzedni, majowy. Umieszczę tutaj jedynie kilka nowości, które najbardziej mnie urzekły, lub przypadły do gustu, a więc:

SISTAR- Give it to me
Na pierwszy ogień weźmy SISTAR, jeden z moich ulubionych girlsbandów. Gdy tylko zobaczyłam wieści o comebacku, bardzo się ucieszyłam. Pozostało tylko czekać na teledysk. Kiedy zaczęłam go oglądać, od razu naskoczyła na mnie dość pełna przepychu atmosfera, ale wszystko to w sensie pozytywnym. Znajdujemy się w czymś przypominającym cyrk, jest dużo świateł, dziewczyny są ubrane w tym fajnym, starym stylu i tańczą... z laskami? Niestety nie wiem jak fachowo się to nazywa, ale sprawdzę.  Wszystkie wyglądają przepiękne. Hyorin czarnowłosa, Soyou i Bora czerwonowłose, Dasom jako szatynka. Bora uśmiecha się przecudownie i uśmiech ten jest wielokrotnie eksponowany. Piosenka jest bardzo ładna, ale jedyne co tak bardzo mnie w niej uderzyło to ogromna, przeogromna ilość tekstu Hyorin. Hyorin jest moim biasem w tym zespole, jednocześnie to jedna z moich ulubionych Koreanek. Uważam jednak, że na większy splendor i chęć wykazania się zasługują też inne członkinie zespołu. Dla Bory miejsce zawsze się znajdzie, gdyż jako jedyna jest ona raperką, ale co do Dasom i Soyou, zdecydowanie jest ich za mało. Bardzo fajnym akcentem pod koniec teledysku są takie wstawki przypominające bloopersy, które pokazują sceny spoza właściwego kręcenia teledysku. Reżyser daje dziewczynom rady w dość komiczny sposób i naprawdę poprawia to humor. Co jeszcze przy okazji "Give it to me"?  Oglądałam wczoraj Music core/music bank(zawsze mi się to myli), gdzie pokazane były dziewczyny na backstage'u. I co zauważyłam? Znowu bardzo schudły. Może i czepiam się szczegółów, może i będę małostkowa. Niestety uważam, że w większości girlsbandów, stopniowe czy też ekstremalne chudnięcie nie wychodzi na dobre. Chcemy kobiecych idolek, nie wieszaków! Powracając jednak do kwestii comebacku: JESTEM BARDZO NA TAK~!

Henry - Trap
Henry- nowy solowy podopieczny rodziny SM. Cała ta otoczka przed jego debiutem skupiała się na pokryciu aurą tajemniczości nowego artysty. Wielu fanów, w tym ja, zapewne ucieszyło się, że owym artystą ma być Henry- członek nieregularnego składu Super Junior M. Co stanowi bardzo mocny punkt piosenki? Obecność Taemin'a(SHINee) i Kyuhyun'a(Super Junior). Jakie było moje pierwsze wrażenie? Pomimo tego, że piosenka nie miała w sobie wprawdzie nic tak zwalającego z nóg, bardzo przypadła mi do gustu. Jest delikatna, rytmiczna, ma cudowne wstawki pianina. Kolejnym niesamowicie pozytywnym akcentem są stylizacje Henry'ego. Bardzo, bardzo mi się podobają, a szczególnie strój z refrenu - wzorzysty żółty komplet i podkolanówki. O co chodzi w teledysku? Jak zwykle o dziewczynę. Jest tu pani, która pojawia się i znika przed oczami Henry'ego, płoną pianina, typowa, a tak nietypowa jednocześnie historia. Wszystko utrzymane jest w bardzo, bardzo stylowej, nowoczesnej konwencji. Świetna choreografia, stroje, melodia, występy gościnne - perfekcyjne. Niesamowicie udany debiut!

After School - First Love
Dadadam... oto i After School! Girlsband, którego specjalną fanką nigdy nie byłam. Gdy ludzie zachwycali się dziewczynami, ja raczej siedziałam na uboczu i cała ta fascynacja była dla mnie trochę niezrozumiała. Oczywiście było kilka piosenek, które przypadły mi do gustu, na przykład "Into the night sky", czy "flashback". I tutaj zostałam niesamowicie pozytywnie zaskoczona. Melodia piosenki nie jest wesoła, a jednak na ekranie dominują pomarańcze z elementami niebieskości. Dziewczyny tańczą na rurach, po czym każda z nich otrzymuje po zbliżeniu na kolorowym tle. Co mogę powiedzieć? Taniec jest bardzo imponujący. Do oczekiwania na ten comeback przekonało mnie jedno- zdjęcia dziewczyn z treningu. Poobijane, z pozdzieranymi łokciami dziewczyny, które włożyły nie tylko w taniec, ale i we wszystko całe swoje serce i ogromną ilość pracy- to był argument, przy którym nie trzeba nawet było używać słów. Kiedy tylko teledysk wyszedł, bez wahania go włączyłam. Nie zawiodłam się ani trochę. Piosenka jest śliczna, delikatna, dziewczyny czarują głosami. Wszystkie te elementy wydają się wyglądać dość chaotycznie jak na mój gust. Piosenka smutna - taniec na rurze, gdzie ma być smutno i refleksyjnie- są kolorowe barwy i dziewczyny ubrane są dość skąpo. To jeden z tych teledysków, który łączy w sobie bardzo wiele kontrastów, udowadniając nam jednocześnie, że te pozorne przeciwieństwa mogą ze sobą współistnieć. Jestem bardzo na tak, myślę, że od tego momentu naprawdę polubiłam After School.

MBLAQ- Smoky Girl
 
Smołki gerl, smołki gerl,smołki gerl,smołki gerl.... jako zdeklarowany A+ czekałam na ten teledysk bardzo długo i cierpliwie.  Moje serce krwawiło, gdy po ponad rocznej przerwie od wydania singla "It's war", o MBLAQ wciąż nie było słychać. Żadnej zapowiedzi comebacku, który tak bardzo przydałby się po niewiele wnoszącej japońskiej wersji "mona lisy". Pojawia się zapowiedź. Wszystko jest klasyczne, czarno-białe, stylowe i piękne. W teledysku pierwszy pojawia się G.O. Jak zwykle niestety załatwili go przeciwsłonecznymi okularami, w których wygląda jak ślepy. No ale nic. W tym teledysku jest wiele ciekawych kwestii jeśli chodzi o wygląd. Ślepy G.O, różowo-włosy Thunder, SeungHo przypominający odcieniem czupryny kanarka. Mimo wszystko...wciąż wyglądają niesamowicie. MBLAQ to jeden z tych naprawdę solidnych zespołów, które dzięki bogu, w czasie trwania swojej kariery wypracowują jeden styl i jego się trzymają- za to najbardziej ich szanuję. Czego możemy spodziewać się w teledysku? 5 przystojnych panów, naprawdę wpadającej w ucho melodii i tytułowej smoky girl, której na szczęście lub niestety, jest całkiem mało. Ah, pozostaje jest do poruszenia tutaj kwestia naprawdę fajnego układu. Może na pierwszy rzut oka nie wygląda on na zbyt skomplikowany a mimo to bardzo mi się podoba.W piosence jak zwykle spotkać możemy świetny rap Mira i Thundera. Pomimo tego iż w kpopie roi się od znakomitych raperów- uwielbiam, uwielbiam tą dwójkę. Piosenka jest niezwykle fazowa... raz wchodzi do głowy,a będziesz nucić ją cały dzień. Zdecydowanie świetny comeback!

Hello Venus- Do you want some tea?
Hello Venus- kolejny zespół, na który od debiutu nigdy nie zwracałam szczególnej uwagi.  Tym comebackiem jednak dziewczęta ogromnie mnie urzekły. Wszystko jest niezwykle delikatne, dziewczęce i pełne aegyo. Piosenka jest przeurocza. Każda z dziewcząt dąży do miłości i wszystkie zamartwiają się, że może ich wybranek nie czuje tego co one. Ich celem jest buziak, i zaproszenie chłopca do środka na herbatkę. Wszystkie dążą  do tego usilnie przez cały teledysk wciąż się przejmując.  Ich stroje są dość jednolite, bo w kratkę. Przy swoim podobieństwie są jednak przepiękne. Wciąż patrzyłam tutaj na Limę, prześliczną, błękitno-włosą  raperkę. Odkąd tylko zaczęło się moje jako-takie zainteresowanie zespołem, to na nią zwróciłam największą uwagę. Ma świetny głos, i bezbłędnie rapuje. Wszystko utrzymane jest w odcieniach mięty i różu a więc bardzo delikatnie i dziewczęco. Cóż mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że stanę się fanką Hello Venus.

No, to chyba tyle kochani. To są moje ulubione comebacki czerwca. Mam nadzieję, że notka wam się spodobała i mam też nadzieję, że jeśli nie uwzględniłam czegoś, co urzekło was, napiszecie o tym w komentarzach, do usłyszenia w następnych notkach ^_^


niedziela, 16 czerwca 2013

moje typy z dram- część 2

Tak jak obiecałam w piątek, dziś pojawia się druga i ostatnia już notka, która będzie przedstawiać moje ulubione żeńskie bohaterki dram. Mam nadzieję, że na to zestawienie zareagujecie równie entuzjastycznie jak na poprzednie, i jeśli nie wymienię wszystkich bohaterek, które lubicie, to liczę też, że napiszecie w komentarzu, które bohaterki podbiły wasze serca! Do Dzieła ;)

1. Go Mi Nam/Go Mi Nyu z dramy "You're beautiful"
Jedna z najbardziej uroczych bohaterek dram, jakie dane było mi oglądać. Odkąd pierwszy raz dwa lata temu zobaczyłam dramę "You're beautiful", obraz ślicznej, niewinnej i uroczej Park Shin Hye w roli niedoszłej zakonnicy, udającej swojego brata w zespole muzycznym wciąż tkwi w mojej pamięci. Zdecydowanie moja ulubiona bohaterka. Dobra, niewinna, urocza, śliczna.

2. Mi Ho z dramy "My girlfriend is a Gumiho"
Tą dramę oglądałam już półtora roku temu, a wciąż często o niej myślę. Shin Min Ah wciela się tutaj w role przebudzonego ducha Gumiho, który marzy jedynie o tym, by wieść spokojne, szczęśliwe ludzkie życie. Mi Ho szuka w świecie ludzi miłości, przy czym sama pragnie stać się człowiekiem. Bardzo, bardzo pozytywna postać. Naturalna, szczera, po prostu wyjątkowa ;)

3.Oh Ha Ni z dramy "Playful Kiss"
Grana przez Jung So Min, bardzo, bardzo głupia licealistka, od zawsze zakochana ślepo w Baek Seung Jo (Kim Hyun Joong). Droga tej bohaterki do miłości jest niesamowicie skomplikowana, przy czym pełna prześmiesznych wpadek. Pomimo niewielkiego ilorazu inteligencji i ogromnej ciapowatości, bohaterka jest przeurocza i wciąż bardzo często i miło ją wspominam.

4. Kim Nana z dramy "City Hunter"
W tej roli moja druga po Park Shin Hye ulubiona koreańska aktorka: Park Min Young. Kim Nana straciła rodziców i podejmuje masę dorywczych prac żeby się utrzymać. Dzięki swoim umiejętnościom zostaje ochroniarzem córki prezydenta, gdzie pozna Lee Yoon Sung(Lee Min-ho). Dziewczyna nie będzie miała do przejścia łatwej drogi, spędzając czas u boku poszukiwanego "City Huntera", ale zawsze będzie wierna sobie, postąpi słusznie i nie zabraknie jej odwagi. To właśnie Kim Nana.

5.Goo Jae Hee z dramy "To the beautiful you"
Bohaterka koreańskiego remake'u japońskiej dramy "Hanazakari no Kimitachi E". Sulli wciela się tutaj w rolę bohaterki reprezentującej dość powszechny dramowy motyw- dziewczyny przebranej za chłopaka. Fabuła tej dramy jest większości fanów dobrze znana. Dziewczyna przyjeżdża ze stanów, by uczęszczać do męskiej szkoły. Dlaczego? Chce namówić swojego idola do  kontynuowania skakania wzwyż. Jest jeden powód, przez który Jae Hee bardzo chce tego dokonać. Kontuzja, która sprawiła, że jej idol nie mógł skakać, jest jej winą. Jae Hee jest dziewczyną o niesamowicie dobrym i szczerym sercu.

6.Sung Shi Won z dramy "Reply 1997"
Gra ją EunJi z A pink. Dlaczego Polubiłam Shi Won? Bardzo przypomina mi mnie. Również jest fangirlem, jednak zdecydowanie bardziej ekstremalnym niż ja. Jest bardzo fajną bohaterką, która w wieku 30 lat zaczyna wspominać okres swojego liceum, nawiązując przy tym do wszystkiego, co w roku 1997 było dobre i zawsze będziemy o tym pamiętać. Pierwsza miłość, przyjaźnie, rozterki, pierwsze koncerty ukochanych zespołów. Przy tym wszystkim Shi Won jest postacią bardzo bardzo prostolinijną, nie ukrywa swoich uczuć i nie boi się ich okazywać. Zawsze robi rzeczy bez przemyślenia ich wcześniej, ale to właśnie czyni ją niesamowicie szczerą i fajną postacią.

7. Gil Da Ran z dramy "Big"
Da Ran właśnie odbywa staż nauczycielski z jednym z Seulskich Liceów. Dochodzi jednak do bardzo niefortunnego wypadku samochodowego w którym ciałami zamieniają się jej narzeczony i...uczeń! To, co spodobało mi się w Da Ran to fakt, że nie jest ciepłymi kluchami jak większość bohaterek dram, ale wie czego chce i nie boi się po to sięgać. Nie zastanawia się przez milion lat, którego faceta wybrać, ale idzie za głosem serca. To właśnie w niej polubiłam. W jej roli: Lee Min Jung.

8. Dam Yeo Wool z dramy "Gu Family Book"
W moim zestawieniu nie mogło oczywiście zabraknąć i postaci z dramy historycznej. Suzy z Miss A gra tutaj rolę wojowniczki, córki właściciela szkoły sztuk walki. Przeznaczenie dziewczyny jest dość poplątane, gdyż wciąż podąża za miłością, której według wróżb powinna unikać. Kto jednak oparłby się Lee Seung Gi w roli pół Gumiho? Myślę, że niewiele osób. Co lubię w Yeo Wool? Jest bardzo odważna, szczera, nie ukrywa swoich uczuć. W obronie sprawiedliwości jest w stanie poświęcić własne życie, a w walce mieczem jest niezrównana. To właśnie Dam Yeo Wool. 

9. Park Ha z dramy "Rooftop Prince"
Park Ha jest bardzo upartą i stąpającą twardo po ziemi kobietą. Życie jej nie oszczędzało, w wieku niespełna 10 lat przeżyła wypadek samochodowy, sprzed którego nic nie pamięta. Jaka była w poprzednim życiu? Tego dowie się dzięki Lee Gak'owi (Park Yoochun z JYJ), księciu z dynastii Joeson, który przybędzie do współczesności by rozwiązać zagadkę morderstwa swojej narzeczonej. Cóż mogę powiedzieć? Park Ha jest postacią o ogromnym poczuciu sprawiedliwości i wartości. Jest uparta, umie postawić na swoim, jednak jest bardzo dobrą osobą. Niesamowita postać.

10.Park Gae In z dramy "Personal Taste"
Gae In... o niej dużo można by mówić. Naprawdę dużo. Jest córką znanego architekta i rozpaczliwe próbuje spełnić swoje marzenia właśnie w tej dziedzinie. Nie wiemy czy brakuje jej talentu, czy tez jest zbyt nierozgarnięta by coś osiągnąć. Jej życie zmienia się, gdy wkracza do niego dość nietypowy mężczyzna, którego z powodu kilku nieporozumień bierze za geja. Później staje się on jej współlokatorem. Nie umiem do końca wyjaśnić, co urzekło mnie w tej bohaterce... po prostu bardzo ją polubiłam.

I oto koniec naszego zestawienia. Kolejność bohaterek w zasadzie jest przypadkowa, gdyż są to moje najulubieńsze z ulubionych i bardzo trudno jest mi je uporządkować według jakiejś hierarchii, więc powiedzieć możemy, że pomimo numerków, które im przyporządkowałam są u mnie na jednym, tak samo wysokim miejscu. Mam nadzieję, że zestawienie się wam podobało, i jeśli są postacie, które wam się spodobały, a ja nie umieściłam ich tutaj, to piszcie w komentarzach ;) Miłej niedzieli kochani~!

sobota, 15 czerwca 2013

Koizora, the sky of love

Wśród moich znajomych "Koizora" zbierała przeróżne opinie. Zarówno dobre, jak i złe. Zaczynając ten film nie patrzyłam jednak na niczyją ocenę i to się nie zmieni, bo tytuł ten będzie dla mnie zawsze szczególnie ważny. Zwyczajnie wyjątkowy. Tyle krótkim tytułem wstępu do notki.

"Cały ten czas był dla nas jak bieganie w kółko...aż w końcu dotarliśmy do miejsca, 
w którym chcieliśmy być"

Mika zaczyna naukę w liceum. Nigdy nie marzyła o wielkiej miłości, choć chciałaby, żeby ktoś ją polubił. Dziewczyna nie skupia się jednak na uczuciach, które same ją odnajdą. Pewnego dnia uczennica gubi telefon. Odnajduje go w bibliotece. Słyszy dzwonek, więc naciska zieloną słuchawkę i odbiera. Głos po drugiej stronie jest przyjemny, ciepły. Wypytuje ją o wszystko. Ulubione jedzenie, kolory, pory roku, najszczęśliwsze wspomnienia. Głos ten całkowicie zdaje się nie pasować do swojego właściciela, Hiro. Hiro jest zbuntowanym nastolatkiem o srebrzystych włosach, któremu w końcu udaje się oczarować Mikę. To licealne uczucie zostanie poddane największej z prób, którą będzie musiało przetrzymać.

Hiro jest jak rzeka. Przynajmniej tak widzi go główna bohaterka. Chłopak rusza pewnie i szybko przed siebie zabierając za sobą Mikę. Dziewczyna czuje się jak niesiona prądem w rzece, lecz to właśnie to uczucie daje jej szczęście. Pomimo pozorów uciekającego od problemów i lekkomyślnego gówniarza, Hiro jest jednak niesamowicie dojrzały. Bierze odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny. Wszystko po to, by nigdy nie opuścić Miki, której przysiągł ją chronić choćby nie wiem co. W jego rolę wcielił się Miura Haruma, który po raz kolejny mnie zaskoczył. Im więcej filmów i dram z nim oglądam, tym większym kameleonem staje się w moich oczach. Przybiera przeróżne postaci, wszystkie tak samo żywe i szczere. Hiro jest niebem, na które zawsze będzie spoglądać Mika.


Z Miką sprawa jest o wiele prostsza. Hiro jest jej pierwszą miłością. Niewinną, szczerą. Dziewczyna doświadcza wszystkiego pierwszy raz. Odkąd spotyka chłopaka, w jej życiu zdarza się wiele nieprzyjemnych rzeczy. Zastraszanie, gwałt, ciąża. Mimo to nastolatek jej nie opuszcza, kocha ją jeszcze bardziej. Uczucia chłopaka z nawiązką rekompensują dziewczynie wszystkie przykrości, więc Mika nie jest w stanie o nim zapomnieć aż do samego końca. To jeden z tych przypadków, gdy pierwsza miłość pozostaje tą na całe życie. Tą prawdziwą, jedyną, niezastąpioną. Yui Aragaki spisała się idealnie. Nikt nie oddałby emocji Miki w ten sam sposób. Nie wyobrażam sobie w tej rol innej aktorki .


Koizora jest jednym z tych przypadków, kiedy to właśnie ta najpiękniejsza miłość zostaje skazana na klęskę. Dwójka młodych ludzi godzi się z przeznaczeniem, które nie pozwoli im się razem zestarzeć. Żadne z nich nie zasmakowało jeszcze życia, a jednak nie będzie dane im dzielić go razem. Mimo to walczą o swoje uczucie do samego końca. Najgorszą zbrodnią jest zabić miłość, zanim tak naprawdę będzie ona miała szansę rozkwitnąć. Czy jednak w przypadku naszych bohaterów jest tak samo? Na przestrzeni kilku lat ich uczucie staje się niezwykle dojrzałe i potężne. Dzięki sile, którą przybiera nigdy nie zniknie. Będzie trwało jeszcze bardzo długo. Nawet w obliczu straty musimy żyć, bo tego chciałaby dla nas ukochana osoba. Żyjemy, chociaż jest to dla nas ciężkie. Staramy się przetrwać pamiętając. Nigdy nie zapomnimy.


piątek, 14 czerwca 2013

Nanowy piątek


Hej kochani! Wybaczcie, że odzywam się prawie tydzień po ostatnim poście, ale nareszcie mam czas na pisanie. Na początek jednak małe ogłoszenie parafialne: jeszcze przed poniedziałkiem pojawi się druga notka z serii "typy z dram", która tym razem będzie dotyczyła bohaterek żeńskich. No, to tyle. Dziś chciałabym opowiedzieć wam, jak mniej więcej minął mi ten tydzień.

Nie był na pewno łatwy. Było masę poprawiania się i wyciągania ocen. Miałam do poprawy dokładnie 6 przedmiotów, co do wczoraj bardzo mi wychodziło. Zarobiłam 5 z matmy, dzięki czemu wyciągnęłam się na 4, udało mi się też wywalczyć piątki na koniec roku z chemii i biologii, oraz szóstki z edb i woku. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nieidealny wos. W poniedziałek pisałam poprawę, która była pomyłką, pomimo tego, że spędziłam nad tym bezsensownym przedmiotem całą niedzielę. No ale my jako uczniowie nie mamy wiele do powiedzenia, kiedy nauczyciel od tak stwierdza, że nie sprawdzi ci drugiej strony sprawdzianu, bo pierwsza go nie usatysfakcjonowała, pozdrawiam. Są też takie przypadki, gdy nauczyciel sam wybiera książkę z której mamy się uczyć, a następnie nie uznaje nam na sprawdzianie odpowiedzi zgodnych z tym, co napisane jest w książce. No cóż, żyj i daj żyć innym, wszystkim nie dogodzisz. Smutne jednak jest to, że gdy dobrowolnie zrezygnowałam z dalszej poprawy oceny z wosu, dostałam opierdziel, że jak ja to śmiem robić łaskę i jeszcze rezygnować z poprawy. Well, well, jeśli ktoś ma problemy to chyba lepiej nie pracować z młodzieżą ;_; Ponownie namówiona do poprawy odmówiłam. Stwierdziłam, że nie będę się zgadzać na to, co proponuje mi ktoś, kto przed chwilą równo mnie zjechał. Tak oto kończę 1 klasę liceum ze średnią 4.93, a wos był jedynym brakiem, do średniej stypendialnej. No cóż, wolę swój honor i czystość sumienia z postawienia się komuś,niż jakieś grosze. Tak oto wyglądał mój iście emocjonujący czwartek.


Dzisiaj było już znacznie lepiej. Z głowy miałam wszystkie oceny, więc wyszłam o 7 do szkoły strasznie zaspana, ale jednak spokojna i szczęśliwa. To koniec. Jeszcze tylko 2 tygodnie formalnego chodzenia do szkoły i nic nie robienia - cu do wne. Pierwszą z moich dzisiejszych gaf było zgubienie przypinki z C.N.Blue. Przykra prawda, ale do gubienia przypinek jestem pierwsza, zgubiłam ich już wiele. Powinnam chyba przyczepić im nadajniki, bo inaczej zbankrutuję. Mimo wszystko mam nadzieję, że któraś z woźnych, lub jakaś inna miła duszyczka ją znalazła i zwróci mi zgubę. Następnie stwierdziłam, że nudzi mi się w domu a mam ogromną ochotę na kawowe musli. Udałam się więc do supermarketu. Wymyśliłam, że kupię jeszcze miód i oczywiście Nana geniusz wzięła miód sztuczny zamiast pszczelego. Niestety różnica w smaku jest przeogromna i ten drugi jest zwyczajnie ochydny -_-. Kolejnym niezwykle genialnym wyczynem z mojej strony było kupienie sobie storczyka. Od zawsze bardzo podobały mi się te kwiatki i marzyłam o takowym. Mimo wszystko nie mam ręki do kwiatów, a większość z nich zazwyczaj mi zdychała. Moją złą passę ogrodniczą przełamała jednak doniczkowa róża od mojego dongsaeng, którą dostałam na urodziny i od tej pory pięknie kwitnie. Zamierzam więc dać z siebie wszystko i opiekować się storczykiem najlepiej jak potrafię.

Na marginesie dodam też, że jestem zupełnie zakochana w Miss A i wczoraj rozpoczęłam naukę układu do "I don't need a man". Idzie mi bardzo dobrze i mam nadzieję, że dotrwam i nauczę się całości. No, to chyba tyle na dziś. Do następnej notki i trzymajcie się :)



niedziela, 9 czerwca 2013

moje typy z dram - część 1


Drodzy czytelnicy, witojcie! Pomysł na tą notkę narodził się całkowicie spontanicznie dosłownie przed chwilą. Siedziałam smętnie ucząc się wosu i przepisując zeszyt, aż do głowy wpadła mi całkiem fajna myśl i pomyślałam, że może warto się nią tutaj z wami podzielić. Przejdźmy więc do rzeczy. W dzisiejszym poście chciałabym przedstawić moich 10 najlepszych typów męskich bohaterów z dram koreańskich. A to dopiero pierwsza część, bo w drugiej, którą napiszę jeszcze w tym tygodniu przedstawię wam zestawienie ulubionych bohaterek żeńskich. A więc do dzieła!

Numer 1: Kang Shin Woo z dramy "You're beautiful"
Cóż mogę o nim powiedzieć? Obejrzałam naprawdę dużo dram, a ze wszystkich bohaterów męskich na pierwszym miejscu wciąż wspominam uroczego Shin Woo, w którego rolę wcielił się Jung Yonghwa z zespołu C.N.Blue. You're beautiful nie było moją pierwszą dramą, ale to właśnie tą postać najbardziej lubię ze wszystkich. Dlaczego? Jest mężczyzną idealnym. Cudowny, troskliwy, utalentowany. Biedny Shin Woo przez całą dramę żywi nadzieję, że Mi Nyu wreszcie zwróci na niego uwagę. Zawsze lojalny wobec swojego serca, ale nikogo nie zmusza do uczuć. Szablonowy przykład porzuconego miłego faceta. Decyzja Mi Nyu była jaka była, ale ja nigdy bym go nie porzuciła dla Tae Kyung'a granego przez Jang Geun Seoka ;).

Numer 2: Yoon Ji Hoo z dramy "Boys over flowers"
W tą rolę wciela się cudowny Kim Hyun Joong, były lider zespołu SS501. Ji Hoo jest typem bardzo podobnym do Shin Woo, tym miłym i porzuconym. Jako jedyny z F4 pomaga Jan Di i zawsze służy jej pomocą i dobrym słowem. Najbardziej urzekł mnie w nim anielski wygląd, tak bardzo kontrastujący z raczej zdecydowanie ciemniejszym typem Jun Pyo (Lee Min Ho)

Numer 3: Lee Gak z dramy "Rooftop Prince"
Tutaj nie lada rolę do odegrania ma Yoohun z JYJ. Wciela się w postać księcia z epoki Joseon, który przeniósł się do współczesnego Seulu. Tam spotyka Park Ha. Co mnie w nim urzekło? Jest bardzo uparty i ani na chwile nie może wyzbyć się swojej książęcej dumy. W całym tym swoim uporze jest jednak bardzo uroczy, a miłość, którą daje głównej bohaterce, jest jednym z najpiękniejszych uczuć, jakie miałam przyjemność oglądać w koreańskich produkcjach. Swoją drogą, jedna z moich ulubionych dram.

Numer 4: Kim Joo Won z dramy "Secret Garden"
I tutaj pewnie oczekiwany przez fanki Hyun Bin, uważany powszechnie za jednego z najprzystojniejszych aktorów Korei Południowej. Pomimo tego, że "Secret Garden" oglądałam dość dawno, wciąż pamiętam jego zabawne usposobienie i kolorowe, wymyśle dresy. Idealnie wczuł się w rolę mężczyzny z wyższych sfer, który dosłownie gardzi plebsem, ale oczywiście poznając Gil Ra Im zmienia się do poznania. Lubię go za to, że wiele razy mnie rozśmieszył.

Numer 5: Choi Kang Chi z dramy "Gu family book"
Nie mogło tutaj zabraknąć mojego faworyta z ostatnich dni. "Gu family book" jest dramą, która wciąż wychodzi. Jeszcze się nie skończyła, ale nie przeszkadza to, by Lee Seung Gi w roli głównej podbił moje serce. Kang Chi jest pół Gumiho, choć na początku nie zdaje sobie sprawy z własnego pochodzenia. Gdy poznaje swoją przeszłość wciąż wytrwale dąży do tego, by stać się jednym z ludzi. Jest on postacią niezwykle szczerą, prostolinijną i naprawdę, naprawdę dobrą. Zwyczajnie pokochałam go za jego poczciwe usposobienie i ogromną lojalność w stosunku to przyjaciół.

Numer 6: Jang Do Il z dramy "Shut up flower boy band"
Lee Hyun Jae nie grał tutaj postaci pierwszoplanowej, a mimo wszystko to właśnie on urzekł mnie najbardziej. Oczy, uśmiech, włosy. Jang Do Il jest perkusistą zespołu Eye Candy. Jego trudna rodzinna sytuacja ani razu nie sprawia jednak, że chłopak przestaje wierzyć w to, że wraz z przyjaciółmi może coś osiągnąć. Za to go pokochałam, za wiarę w marzenia.

Numer 7: Choi Young z dramy "The Faith"
Po raz drugi w moim zestawieniu pojawia się postać z dramy historycznej. Przypomnijmy, pierwszą był Choi Kang Chi. Tutaj w rolę średniowiecznego generała z epoki Goryeo wciela się mój personalnie ulubiony aktor koreański, Lee Min Ho. Od zawsze byłam jego fanką, jednak tutaj jego umiejętności przeszły same siebie. Co do postaci: odważny, twardy, genialnie władający mieczem. Niezwykle inteligentny strateg, który potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Momentami jednak zbyt dumny i uparty. No cóż, kolejny idealny mężczyzna. Również lojalny. Jedna z najbardziej urzekających postaci o naprawdę trudnej przeszłości.

Numer 8: Kang Kyung Joon z dramy "Big"
Nastolatek o niesamowitej potędze sarkazmu. W tej roli Shin Won Ho. 17-latek uwięziony zostaje w ciele 30 letniego lekarza. Zarys fabuły powinien być całkiem znajomy czytelnikom bloga, bo stosunkowo niedawno była tu właśnie recenzja dramy "Big". Podsumowując: Twardy na zewnątrz ale wrażliwy w środku król sarkazmu. Oglądanie go na ekranie sprawiło mi naprawdę wiele radości.

Numer 9: Gu Jun Pyo z dramy "Boys over flowers"
To już drugie w tym zestawieniu pojawienie się Lee Min Ho, no ale cóż poradzę, że uwielbiam wszystkie dramy z jego udziałem i naprawdę ciężko było mi wrzucić tutaj tylko dwie grane przez niego postaci. No ale, miejsc jest tylko 10 a on nie może zająć wszystkich ;). "Boys over flowers" jest jedną z najbardziej szablonowych i popularnych Koreańskich dram. Bogaty rozpuszczony nastolatek spotyka dziewczynę, która odważyła się utrzeć mu nosa. Pomimo tego, że Jun Pyo jest momentami dość dziecinny i uparty, podczas trwania serialu niesamowicie dojrzewa i wreszcie poznaje co znaczy kochać.

I ostatni numer, 10: Kang Bok Gu z dramy "A love to kill"
Jedna z najbardziej tragicznych postaci z jaką zetknęłam się w koreańskich dramach. Bok Gu postanawia rozkochać w sobie aktorkę, która sprawiła, że jego brat chciał popełnić samobójstwo. By wypełnić swój cel staje się jej ochroniarzem. W rolę aktorki wciela się Shin Min Ah. Rain jak Rain, sprawił, że drama była ogromnym sukcesem, a ja ani na chwilę nie mogłam oderwać od niej oczu. Później jednak zwyczajna chęć zemsty zaczyna przeradzać się w miłość, co dla dwójki bohaterów kończy się zgubą. Kocham tą postać za jej niezwykle skomplikowaną psychikę i tragizm. Jedna z najlepszych dram melodramatycznych.

To tyle jeśli chodzi o moje zestawienie ;) Nie umieściłam tu wszystkich, których chciałam, bo pewnie zabrakłoby mi na to wieczoru. Mimo wszystko mam nadzieję, że w miarę dobrze uzasadniłam swój wybór, a lista wam się podoba. 

Jacy są wasi ulubieni męscy bohaterowie dram? Odpowiedzi piszcie w komentarzach!

sobota, 8 czerwca 2013

Wycieczka~

Hejka~! Na wstępie chciałabym podziękować za przemiłe komentarze pod ostatnim postem. Cieszę się, że tak wielu z was tutaj zagląda. Starałam się odpowiedzieć na wszystkie komentarze i ze sporą większością mi się to udało. Tematem dzisiejszej notki będą jednak relacje z 4-dniowej wycieczki, z której wróciłam wczoraj bardzo późnym wieczorem~.

Nawet moje ,,cudowne'' włosy załapały się w lewy dolny róg xD
Trasa wycieczki w początkowym planie obejmowała 3 noclegi w szklarskiej porębie, zwiedzanie poręby, Wrocławia i Pragi. Wielu z was pewnie jednak słyszało o powodziach, które dotknęły Czechy. Niestety jak zwykle wyszło szydło z worka dzień przed wycieczką i plan musiał zostać diametralnie zmieniony, no ale raz się żyje, czemu nie. Szkoda tylko, że wcześniej wymieniłam 1000 koron, a sprzedając je z powrotem straciłam jakieś 20 złotych...-_-''.



Ola&Nana

Tradycyjnie do głosu też musiał dojść mój pech do wycieczek. Wszędzie gdzie jadę autokar się spóźnia, albo nie przyjeżdża wcale. I tym razem nie było inaczej. Autokar spóźnił się prawie dwie godziny, ale w końcu wyruszyliśmy. Droga szła bardzo mozolnie, pogoda była brzydka, a wszyscy zamulaliśmy. Jednak po godzinie ta zagęszczona atmosfera zaczęła być całkiem przyjemna, a siedzący obok nas Piotrek zaczął z nami rozmawiać.  Zawsze podziwiałam ludzi czerpiących energię z rozmowy, poznawania ludzi i siedzenia z nimi, bo to jest kompletne przeciwieństwo mnie. Piotrek mówił bite 12 godzin drogi i ani razu nie zabrakło mu tematów do rozmowy. Było koszmarnie zimno, ale to nie ochłodziło naszych nastrojów i zapału do zabawy. Na jednym z przystanków w MCśmieciach próbowaliśmy zgarnąć dla Zuzy pudełko do hodowania mrówek, ale okazało się jednak, że wzięliśmy kompletnie nie to co trzeba i nasze starania skończyły się failem, bardzo dużym i głupim failem. Koło godziny 18 dotarliśmy w końcu na miejsce.
Mądra i Matylda



Na obiadokolacje potraktowali nas czymś naprawdę bliżej nieokreślonym. Ten dziwny mięsny twór przypominał pulpety, jednak mało kto podejmował się zjedzenia tego wynalazku. Po męczącej i dość mokrej od deszczu podróży wreszcie udaliśmy się do swoich pokojów a naszym jedynym marzeniem był sen. Niestety nie udało nam się, bo ni stąd ni zowąd w naszym pokoju oprócz nas trzech znalazło się 6 dodatkowych osób. No cóż, w kupie siła, a przynajmniej tak mawiają. Piotrek, który jest posiadaczem bardzo ładnych brązowych loczków stwierdził, że jest ciekawy, jak wyglądałby w prostych włosach. Jako że jedyna wzięłam ze sobą prostownicę, podjęłam się wyzwania i zaczęłam prostować mu włosy.


Trochę rozmazany, ale prostowłosy Piotrek
Rozmawialiśmy do późna, ale tak czy inaczej koło drugiej wypadało w końcu iść spać. Następny dzień okazał się jednak totalną klapą. Siedzieliśmy w autokarze zwiedzając zamki. Deszcz zaczynał padać akurat wtedy, kiedy chodziliśmy po dworze, i większość z nas zaopatrzona jedynie w cienkie tenisówki musiała skakać po kałużach. Same w sobie zamki były nie tyle ciekawe, co historie z nimi związane. Najpierw zaserwowali nam dolnośląski zamek Czocha, w którym zamurowano żywcem niemowlę, a żeby mąż mógł dostać się do łóżka ukochanej, musiał do niego zapukać nie używając ani rąk ani nóg, czyli wiemy czego. Jednak to, co działo się w drugim zamku, przeszło wszelkie wyobrażenia. Weszliśmy na salę, z ustawionymi krzesłami, w której mieliśmy oglądać film dotyczący owej budowli. Pani przewodnik nawijała chyba z milion lat, a w połowie filmu zwyczajnie usnęłam.Obudziłam się jakoś pod koniec i odruchowo rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jak okazało się spały też kumpele z tego samego rzędu, większość osób za nami, a nawet nauczycielki na samym przodzie. Tego dnia jednak nudne zwiedzanie się na nas odbiło.



Po zjedzeniu kolejnych bliżej niezidentyfikowanych obiektów na kolacje wreszcie mogliśmy iść do pokoi. dostałyśmy jednak kompletnej głupawki i zaczęłyśmy bawić się w łapanie cukierków zębami w locie. Mnie udało się złapać pierwszej, później Marcie, a na końcu każda rzucała do każdej. Nie szło nam zbyt dobrze, a naszą ułomność uświadomił nam dopiero Szatan, który wpadł do naszego pokoju i złapał cukierka za pierwszym razem, i to bez pudła -_-''
Jeden z odpałów- mumifikacja koleżanki


To była jedna z najdziwniejszych nocy na tej wycieczce. Nie, jednak najdziwniejsza. Piotrek i Szatan, którzy nie mogli wrócić już do swojego pokoju musieli u nas zostać. Piotrek bardzo nieogarniętym tonem coś pomrukiwał i rozwalał się nie tylko na swoją część łóżka ale i na tą, na której spałam i ja i Ola. Nie wiem jakim cudem, ale na trzech naprawdę niedużych łóżkach zmieściło się 5 osób. Jedynym minusem jest to, że spałam na zsunięciu obu łóżek wpadając pomiędzy nie, więc do teraz bolą mnie od tego plecy. Ałć.

Nana wypróbowuje skoczność łózka :D
Następnego dnia czekało nas głównie łażenie po lesie. Założyłam swoje ukochane wiązane buty, które odmówiły mi posłuszeństwa w połowie drogi. Karkonoski park narodowy nie zostawił na nich suchej nitki, a zamek kompletnie odmówił posłuszeństwa, więc przez cały dzień poruszałam się jak ostatni bezdomny, z butem obwiązanym na kostce sznurówkami. Wyglądało to jakbym co najmniej nie miała piątek klepki, ale takie rzeczy przecież są w moim życiu na porządku dziennym. Marta i Matylda kompletnie się zgubiły, a obiad w restauracji był prawie że nie jadalny- to był naprawdę dziwny dzień.



Ostatnim dniem był wyjazd do Wrocławia, który wspominam bardzo miło. To pierwszy i ostatni dzień wycieczki, w który świeciło chociaż trochę słońca. Wszystko było piękne, poza ochrzanem, który dostaliśmy za spóźnienie się na miejsce zbiórki, no ale życie, życie!
Zuza i Piotrek



Kościół i ... znowu Piotrek!
Jednym z najlepszych aspektów Wrocławia była wegetariańska knajpa, której nazwy nie pamiętam, ale jedzenie było zdrowe, pyszne, było go dużo i było tanie! Czego chcieć więcej?

Mina Piotrka - bezcenna!
Gulasz z gorczycą, lazania ze szpinakiem i bakłażanem - mniam!
Na zakończenie pragnę dodać najlepsze zdjęcie wycieczki. Szatana-hipstera.. Różowy plecak Zuzy, fajka i kawa ze starbucksa! Iście hipstersko :D



Jak widać, wycieczka ta przywiozła ze sobą same derpowe zdjęcia i nikt z nas na ani jednym nie wyszedł normalnie. Po raz pierwszy nikt nie miał ochoty robić zdjęć, a jak już się zebraliśmy, to były one idiotyczne. Droga powrotna minęła trochę refleksyjnie. Głównie na przemyśleniach. Dzięki tej wycieczce całkowicie zmieniłam swoje relacje z kilkoma osobami i zyskałam naprawdę dobrego kumpla, a to chyba najważniejsze.
Tymczasem weekend, a w poniedziałek znowu powrót do szarej rzeczywistości. To były 4 piękne dni!