czwartek, 18 września 2014

'It's okay, that's love' - recenzja dramy

Drama oparta na neuropsychiatrii? Tego jeszcze nie było. Jak się podobało? Przekonajcie się sami!


Jang Jae Yul jest pisarzem o trudnej przeszłości - w dzieciństwie wraz z matką był maltretowany przez ojca, teraz jego niesłusznie oskarżony o morderstwo brat tkwi w więzieniu. Ji Hae Soo to psychiatra zajmująca się leczeniem ludzi z zaburzeniami. Drogi tej dwójki krzyżują się po raz pierwszy podczas debaty na temat nowej książki autora - czy morderstwa opisane na papierze mogą wpływać na ludzką psychikę, a tym samym, jeśli są wyjątkowo okrutne prowadzić do zwiększenia liczby przestępstw?

Co w tej dramie podobało mi się najbardziej? To, że żaden z twórców nie wstydził się pokazać, że tak naprawdę każdy z nas ma większe lub mniejsze zaburzenia, do których często się nie przyznajemy oraz radzimy sobie z nimi lub nie na różne sposoby. Jeśli chodzi o bohaterów serialu - każdy  ma coś, co czyni go w pewnym sensie odchylonym. Hae Soo boi się kontaktu fizycznego z mężczyznami, Jae Yul sypia w wannie, a współlokatorzy głównej bohaterki, dopełniają tego obrazu. Dong Min, psychiatra z wieloletnim stażem wciąż znajduje się w erotycznym związku ze swoją byłą żoną, zaś Soo Kwang walczy z zespołem Tourett'a. Czy wcześniej spotkałam się w oglądanych przez siebie dramach z takim motywem? Zdecydowanie nie i uważam go za strzał w dziesiątkę. Pokazuje to, iż tak naprawdę ze wszystkim możemy sobie poradzić - główna bohaterka wielokrotnie powtarzała, ze nie będzie w stanie wyleczyć pacjenta, jeśli on sam nie będzie tego chciał. Ponadto, postawienie w centrum osób w jakiś mniejszy lub większy sposób chorych uświadamia nam w jak dziwnym świecie żyjemy, gdyż są one tak jak my normalnymi ludźmi. Absolutnie niczym się od nas nie różnią - to samo czują, tak samo odbierają świat i też mogą cierpieć i kochać.

Jeśli chodzi o postaci dramy, jestem całkowicie oczarowana. Główna bohaterka, pomimo tego, że pomaga ludziom z problemami, sama nie może sprostać własnym demonom. Wielokrotnie zobaczymy, że ma ona swoje wady i momentami bywa irytująca, co wynika z jej obsesji, a jednak czy nie każdy z nas czasem się tak zachowuje? Poniekąd uczy to nas zrozumienia dla nie tylko kierujących ludźmi mechanizmów, ale i samych siebie. Jak więc oceniam oddanie postaci głównej bohaterki? - jestem zachwycona. Genialna rola Gong Hyo Jin. Tak samo dobra, a może nawet lepsza niż w zeszłorocznym 'Master's Sun'. Pomimo dość nietypowej urody, aktorka całkowicie trafia w mój typ, przez co dobrze mi się ją ogląda.

Za to Jo In Sung'a miałam przyjemność(i to jaką!) oglądać na ekranie po raz pierwszy. Być może w odbiorze jego gry aktorskiej i postaci pomogło mi to, że jeszcze nie utożsamiałam go z żadnym bohaterem dram. Co przykuło moją uwagę? Cudowny uśmiech, fajna charyzma i ta ogólna żyleta, która sprawia, że facet zwyczajnie staje się idealnym aktorem pierwszoplanowym. Ma w sobie coś, co sprawia, że widzimy w jego oczach nie tylko tę powierzchowną pewność siebie, ale i ukryte głębiej emocje.

Kwestią, której nie można odpuścić w przypadku obsady jest tutaj rola Do Kyungsoo będąca prawdopodobnie jego debiutem na ekranie telewizyjnym. Potencjalnie wiele problemów mogłoby sprawić przeciętnemu chłopakowi zagranie kogoś, kto tak naprawdę nie istnieje, a jednak on poradził sobie z tym naprawdę świetnie. Jak do tej pory znałam go jedynie z wywiadów, teledysków EXO i występów na żywo, więc przyznam szczerze, że nie spodziewałabym się, iż jego twarz podczas gry aktorskiej będzie wyrażała tyle naturalnych, łatwych i przyjemnych w odbiorze emocji, a na dodatek wątek jego postaci będzie tak interesujący i istotny. Bardzo udany debiut. Jego bohater nadaje całemu serialowi zupełnie innej wymowy.

Na wyróżnienie wśród postaci drugoplanowych zasługuje też Lee Kwang Soo. Po świetnej kreacji w 'Nice Guy' i niewielkiej roli w 'City Hunter' byłam bardzo zadowolona, że trafiam na dramę akurat z jego udziałem.Po pierwsze - wielkie brawa. Na pewno nie było łatwo zagrać kogoś z zespołem tourett'a i odtwarzać ataki, których doświadcza taka osoba. On poradził sobie z tym świetnie, a i wyglądało to bardzo realistycznie - byłam i jestem pod ogromnym wrażeniem. Dodatkowo, ze wszystkich bohaterów dramy zyskał on moja największą sympatię. Jeśli bliżej przyjrzymy się jego historii, uświadomimy sobie, jak traktowani są ludzie chorzy - choroba wbrew pozorom nie stanowi wcale odczłowieczenia, ani nie czyni chorego mniej ludzkim. Większość naszych, krążących na ten temat wyobrażeń jest całkowicie błędna. Każdy jest na swój sposób odmienny, jednak to, że u niektórych objawia się to poprzez chorobę, nie oznacza, że mamy prawo tę osobę jakkolwiek poniżać, ponieważ może okazać się ona bardziej wartościowa nić ktokolwiek inny,

Jedną z mocnych stron tej produkcji jest soundtrack. Już sami artyści, którzy użyczyli swoich głosów są dla dramy świetną wizytówką - Chen, Yoon Mi Rae, Crayon Pop, Hong Dae Kwang i Davichi. Piosenki zapamiętałam jako naprawdę genialne, zarówno jak i muzykę instrumentalną. Niektóre motywy do tej pory chodzą mi po głowie, a piosenki wciąż nucę. Muzyka w perfekcyjny sposób oddaje klimat dramy, relacje między bohaterami oraz wszystko, co dzieje się w świecie przedstawionym.

Podsumowując, 'It's okay that's love" plasuje się w moim rankingu bardzo wysoko, jeśli chodzi o tytuły wydaje w tym roku. Wylałam na niej sporo łez, jednakże nie w trakcie oglądania, a dopiero po jej zakończeniu - dotarło do mnie, jak bardzo będzie mi tej dramy brakowało, choć obejrzałam ją zaledwie w dwa weekendy(zwyczajnie nie mam serca co tydzień czekać na dwa odcinki). Dużo znanych nazwisk w obsadzie, genialnie kreacje zarówno pierwszo, jak i drugoplanowe. Neuropsychiatria i zaburzenia? Zawsze jest to coś nowego w tematyce dram wpasowujących się w ramy komedii romantycznych. Świetny soundtrack i 16 pełnych emocji odcinków. Nie jest zbyt dramatycznie, jak to czasem w koreańskich produkcjach bywa - wszystko na przyzwoitym poziomie. Osobiście - chętnie obejrzałabym jeszcze raz.

9/10

sobota, 6 września 2014

Murakami razy dwa!

Witam! Jak napisałam w poprzedniej notce, obiecałam wam powrót na tego bloga słowa pisanego, tak więc i powrót będzie. Dziś recenzja dwóch książek Murakamiego, które przeczytałam w ostatnim czasie.

'Sputnik Sweetheart' opowiada historię dwudziestoletniej, zupełnie niezainteresowanej związkami ani kontaktem fizycznym z płcią przeciwną Sumire. Jej losy poznajemy poprzez opowieści najlepszego przyjaciela głównej bohaterki, który jest w niej zakochany. Pewnego dnia Sumire poznaje Miu - kobietę elegancką i o ułożonym życiu. Staje się ona jej wielką miłością, lecz skrywa w sobie pewną mroczną tajemnice.

Jak to u Murakamiego bywa, autor w sposób niemalże doskonały potrafi łączyć elementy rzeczywistości z wykreowaną przez siebie fikcją. To, co nam prezentuje nie jest do końca jasne, ale chyba dokładnie takie ma być. Chodzi tu przede wszystkim o owianie historii głownych bohaterek tajemnicą.Ciekawy jest tytuł powieści, gdyż nawiązuje on do nazwy pierwszego wypuszczonego w kosmos satelity. W gruncie rzeczy autor stawia przed nami historię o bohaterach borykających się z brakiem zrozumienia i samotnością, niczym właśnie satelita w przestrzeni kosmicznej. Intrygujący posunięciem było  również prowadzenie narracji nie z punktu widzenia samej Sumire, a jej najlepszego przyjaciela, który jednocześnie jej pragnął. Przez to historia wydaje się bardziej zobiektywizowana, a może nawet bardziej wciągająca, gdyż jak już wcześniej wspomniałam, nie wszystko jest jasne na pierwszy rzut oka, a niektóre rzeczy pozostają niewyjaśnionymi do samego końca. Powieść nie jest długa, powiedziałabym wręcz, że dość krótka.  Dwudziestolatka rezygnuje ze studiów by rozpocząć karierę literacką, jednak pod wpływem nowo poznanej i intrygującej kobiety zaprzestaje pisania własnych powieści i jako jej sekretarka wyrusza z nią podróż po Europie. Słuch o Sumire zanika, a my poznajemy historię, która sprawiła, że Miu nie jest w stanie żywić do nikogo miłości.Głównym tematem powieści są uczucia bohaterów i wydarzenia, które ukształtowały ich na całe życie. Autor porusza tu dość istotną kwestię tego, jak doświadczenia mogą wpłynąć na ludzką psychikę. Choć nie jest to moja ulubiona powieść Murakamiego, czytało mi się ją szybko i płynnie. Historia jest interesująca, wciąga, a jej rozwiązanie posiada pewien element zaskoczenia, którego jako czytelnik nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

7/10


W drugiej części trylogii '1Q84' poznajemy dalsze losy Tengo i Aomame - nauczyciela na kursach przygotowawczych i instruktorki sztuk walki, a po godzinach płatnej zabójczyni. Pierwszy tom wprowadził nas w historię bohaterów i wyraźnie zaznaczył, że choć ich życia nie mają ze sobą potencjalnie nic wspólnego, dwójka ta nie jest sobie obca. Część druga odkrywa przed czytelnikami wiele tajemnic - czy uczucia dwójki głównych bohaterów są odwzajemnione, kim okazuje się być przywódca sekty religijnej Sakikage oraz powody, dla których zaginął słuch o Fukaeri - pięknej siedemnastolatce i autorce zredagowanego przez Tengo bestsellera 'Powietrznej Poczwarki', ujawniającego światu przerażające sekrety grupy wyznaniowej, z której ta młoda dziewczyna uciekła.

Kolejna powieść, gdzie autor wręcz zaciera granicę między światem rzeczywistym, a tym zupełnie nadnaturalnym i niedostępną. Rok, w którym rozgrywają się wydarzenia, 1984 i rok 1Q84, będący jego odpowiednikiem współistnieją równolegle, a jednak ten drugi pełen jest niewyjaśnionych zjawisk, niewidocznych dla większości ludzi. Tylko nieliczni w stanie są zobaczyć dwa księżyce i doświadczyć czegoś niecodziennego. Druga część nie jest może tak intrygująca jak pierwsza, a jednak w pełni zadowalająca. We wcześniejszej powieści Autor nakreślił kreowany przez siebie świat i wprowadził wszystkie jego elementy, które były dla czytelnika nowe, niespotykane i zupełnie niezrozumiane. W drugiej zaś, wyjaśnił wszystko, co owiane było aurą tajemniczości, wciąż jednak pozostawiając niedosyt. Drugi tom kończy się w momencie równie ważnym co pierwszy, przez co stawia czytelnika w niepewności. Bo przecież, gdyby zamknąć wszystko w dwóch książkach, trylogia nie byłaby trylogią. Co będzie dalej? Jak potoczą się losy bohaterów? Dochodzi tu do spotkania Tengo i Aomame, choć przez tryb życia, jaki prowadzi każde z nich, mogłoby wydawać się ono niemożliwe. Powieść liczy sobie około 400 stron, więc jest dość długa, ale absolutnie nie oznacza to, że może być nudna - wręcz przeciwnie, jedynie nieliczne momenty wpędzały mnie w stan znużenia i większość książki przeczytałam z zapartym tchem. Może trochę gorsza od pierwszej, jednak utrzymana na tym samym poziomie jeśli chodzi o język, rozwój wydarzeń i stopień tajemniczości. Zdecydowanie polecam.

8/10