sobota, 22 lutego 2014

Trainee - 14

Rozdział 14

Przez chwilę wydawało mi się, że jestem bohaterką dramy, serio. To wszystko było zbyt dziwne, a jednak ostrzegano mnie,  że życie trainee to nie przelewki.

-Serio? – Krzyknęła EunSoo, nie dowierzając słowom menadżera.
-Dokładnie tak – Przytaknął pan Jung – dzisiaj wyjeżdżamy, pakujcie się! Jedziemy na obóz!
-Chyba koncentracyjny… - skomentowała Ina ze swoim ciętym i dość specyficznym poczuciem humoru, do którego jednak dziewczyny się już przyzwyczaiły – Ale naprawdę?
-Dobra, szkoda czasu na gadanie – ucięła HyeMin – Ina, EunSoo, Fan, chodźmy się pakować!

***
Dziewczyny siedziały ściśnięte na tylnym siedzeniu mini-vana prowadzonego przez menadżera Jung. Z tego, co udało im się ustalić, wynikało, że wszyscy trainee wyjeżdżają na kilkudniowy obóz przetrwania, gdzie będą odbywali nie tylko treningi wokalne i taneczne, ale też uczestniczyli w „atrakcjach” takich jak biegi na przełaj, ćwiczenia polowe, kursy samoobrony, czy inne tego typu.
-Super! Prawie jak w „Dream High 2” – krzyknęła podekscytowana EunSoo.
-Ja bym się tak nie cieszyła – ucięła naburmuszona Fan – nie zobaczę Kai’a… - dodała cicho.
-Nie peniaj lala – HyeMin pogłaskała ją po głowie – będzie fajnie, zobaczysz!
Mam nadzieję, pomyślała Fan i włożyła do uszu słuchawki. Wygląda na to, że czekała je długa podróż.

Gdy dotarły na miejsce, ich oczom ukazał się kompleks złożony z głównej świetlicy z recepcją i kilku  otaczających ją domków. Wysiadły z auta, i dostrzegły innych trainee krzątających się z torbami, plecakami i tak dalej. Pomimo tego, że mieli początek stycznia,  powietrze było ciepłe, a temperatury dodatnie, więc nikt nie zakładał na siebie więcej niż jedynie lekkie kurtki, a w porywach szaleństwa szaliki.
-Zostawcie na razie swoje torby tutaj i idźcie do recepcji – poinstruował je menadżer Jung.
-Spoczko staruszku ! – krzyknęła ożywiona Fan, której najwidoczniej wrócił humor. Znów była sobą.
Dziewczyny ruszyły w stronę centralnie usytuowanego domu, w którym zobaczyły KangWoo, kilku innych trenerów i resztę trainee. Stojący przy  recepcji i machający breloczkiem z zawieszonym kluczykiem do domu MoonKyu skinął głową w ich stronę na znak przywitania. Dziewczyny poznały go kiedyś zupełnym przypadkiem – był przyjacielem Kai’a i Taemin’a. Miejsce na kanapie pod ścianą zajęły trzy młodsze od nich trainee, które Fan zwykła nazywać „lasiami”. JaeKyung, Hara i Minah nie robiły kompletnie nic, no może poza oglądaniem swoich paznokci i wiecznym poprawianiem makijażu. Fan rzuciła im spojrzenie tak przesycone dezaprobatą, że powinno je wgnieść w ziemię. Wymieniła uśmiechy jeszcze z kilkoma innymi dziewczynami i chłopakami.
-Ekhm – rozległo się głośne chrząknięcie – Proszę o ciszę – to był głos Kang Woo.
-Uwaga – drugi głos należał do młodej trenerki, HyeSung – myślę, że nie będzie problemu z przydzielaniem wam domków, gdyż jesteście już jako tako uformowani w zespoły, więc poproszę wszystkich liderów, by stawili się do mnie po odpowiednie klucze, jednak o tym później – uśmiechnęła się spoglądając znad listy, którą trzymała w ręku.
-Dzisiaj rozpoczniemy ogniskiem – KangWoo spojrzał po wszystkich – prawdziwa zabawa zaczyna się od jutra. O ósmej śniadanie – tu rozległy się jęki niezadowolenia – o 10 zaczynamy treningi na skałce, później kurs samoobrony i bieg na orientacje. Jeśli spiszecie się dobrze, wieczorem możemy urządzić jakąś zabawę.
-Dyskoteka? Serio? Jesteśmy w podstawówce? – parsknęła JaeKyung piłując wiecznie przydługie paznokcie.
-Niektórzy tak wyglądają – KangWoo spojrzał na nią wymownie i to ją zgasiło. I to jak skutecznie.
Cały dzień spędziły na rozpakowywaniu rzeczy, kręceniu się po domku i oglądaniu różnych jego defektów. Nie miały pojęcia, jak przetrwają, bo to chyba najlepiej opisywało sytuację, w tym miejscu , ale zapowiadało się…
-Ciekawie – powiedziała zamyślona Ina – innego słowa chyba nie mogę użyć w tym wypadku – podniosła do góry koc wyjedzony przez mole – no pięknie – wytrzepała skrawek materiału i obserwowała wzbijające się w powietrze tumany kurzu.
-Spójrzcie na to pozytywnie – podsumowała Fan – brak przyzwoitej pościeli oznacza, że całe noce możemy spędzić na gadaniu.
HyeMin i EunSoo siedziały na jednym z drewnianych łóżek, które nie prezentowały się aż tak źle. Domek składał się z dwu średniej wielkości sypialni. Każda z nich zawierała szafę, niewielki stolik i deskę do prasowania – nie było koszmarnie. Wszystko te meble zostały oczywiście wykonane z drewna…jakieś milion lat temu. Miały tutaj nawet dość przyzwoitą łazienkę, chociaż drzwi trochę się nie domykały, ale bądź co bądź, przynajmniej nie było tam grzyba obrastającego ściany, ani nic równie obrzydliwego. Wszystkie podchodziły do pomysłu dość entuzjastycznie, nie licząc Iny, która ostatnio nie była chyba w najlepszym nastroju. Zdaje się, że wciąż złościła się na siebie po głupiej wpadce na randce z Luhan’em i jego wizytą i fryzjera.
-Omo, już czas! – krzyknęła HyeMin, patrząc na godzinę w telefonie – Idziemy na ognisko!
Wszystkie zerwały się z łóżek i wyszły przed domek ubrane w ciepłe bluzy i dresowe spodnie z logo wytwórni. Znajdowali się trochę poza miastem, więc gdy wszyscy zebrali się przed głównym domkiem, Kang Woo i HyeSung, druga instruktorka, poprowadzili ich w stronę znajdującego się nieopodal lasku, w którym następnego dnia miały odbywać się ćwiczenia polowe. Na miejscu było już kilku chłopaków, a w tym MoonKyu i…JongHyun? Co on tam właściwie robił? Znosili z lasu patyki i kawałki drewna, podsycając delikatnie tlący się ogień. Gdy dostrzegł Fan, Jjong rzucił drewniane belki na ręce MoonKyu i od razu do niej podbiegł.
-Co tutaj robisz? – stanęła jak wryta.
-Wziąłem sobie wolne – uśmiechnął się szeroko – uwielbiam obozy dla trainee!
Ale łgał, nawet ona to wiedziała. Okej, były ogniska, potańcówki, ale kogo rajcowałyby codziennie ćwiczenia typowe niemalże jak dla poligonu wojennego? Coś tu śmierdziało, a w całej sytuacji liderkę najbardziej denerwował fakt, że wciąż nie mogła go rozgryźć. Będąc zwyczajnie sobą, Fan zrobiła to, co było dla niej typowe. Wyminęła go, po czym zajęła jedno z miejsc na ułożonych wokół ogniska kłodach, a on stał i patrzył na nią, kompletnie nie rozumiejąc sytuacji. W ślady liderki poszły EunSoo i Ina – raperka zwyczajnie za nim nie przepadała, zaś EunSoo czuła w jego obecności wyraźny niepokój. Jedynie zawsze współczująca HyeMin spojrzała na niego przepraszająco, jednak również go minęła. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, dziewczyny pogawędziły trochę z MoonKyu.
-Wiesz już, kiedy debiutujesz? – Spytała chłopaka Fan.
-Właściwie, to wciąż nie jest pewne – wzruszył ramionami – trochę się martwię, coś długo to trwa – nie dziwiła mu się. Chłopak został trainee prawie równolegle, co Kai i Taemin, a jednak wciąż nie był w  żadnym zespole.
-Nie mogą z ciebie zrezygnować – powiedziała kategorycznie Fan – jesteś za dobry.
-Mam nadzieję, daję z siebie wszystko. – odparł lekko przybity.

Naprawdę było jej go szkoda. Nie tylko ze swoich obserwacji, ale też z opowieści Kai’a i Taemin’a wiedziała, że chłopak stara się jak nikt, jednak dlaczego jeszcze nie debiutował – cóż, to wiedział jedynie prezes Yoon, z którym nie należało zadzierać. Pieczono przy ognisku chleb, kiełbaski, pianki i tym podobne. KangWoo grał na gitarze różne stare rockowe piosenki Nirvany, Deep Purple, czy Black Sabbath – HyeMin uwielbiała taką muzykę, dlatego tak bardzo podziwiała choreografa, który często sprawiał wrażenie, jakby kompletnie nie pasował do tego muzycznego świata. Fan bacznie obserwowała otoczenie – to czy HyeMin je i jaką ma przy tym minę, czy Ina nie zamorduje nikogo przez przypadek plastikowym widelcem, a co do EunSoo, na szczęście nie miała się o co martwić. Miała ochotę na krótki spacer po lesie, więc wstała i chwilę później ruszyła między drzewa. JongHyun, który ją obserwował, ruszył za liderką, jednak szedł tak bezszelestnie, że długo nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Trzymała ręce w kieszeniach, gdy nagle usłyszała pod stopami trzask gałęzi. Odwróciła się przybierając bojową pozę.
-Spokojnie, to tylko ja – roześmiał się JongHyun, wyciągając w jej stronę dłonie w uspokajającym geście.
-Zabawne – parsknęła – po co za mną szedłeś?
-Wiesz… - zaczął lekko zmieszany – niebezpiecznie jest pałętać się samej w nocy po lesie…
-Tak, zważywszy, że prawdopodobnie wykupiła go wytwórnia, na pewno zjedzą mnie tutaj dzikie niedźwiedzie. Nie mogę się doczekać – odparła sarkastycznie zakładając ręce na piersiach.
-Okej, spaliłem. Chciałem tylko porozmawiać. – wzruszył ramionami.
-Ups, ja chyba nie chcę – sama nie wiedziała, dlaczego była na niego zła – o co ci chodzi?
-Bo wiesz, o ile dobrze pamiętam, to ja ostatnio przyszedłem… obnażyłem swoje serce – o boże, jak poetycko – i tak jakby… nie wiem na czym stoję.
-Ale pewnie wiesz, że jestem z Kai’em – ucięła – JongHyun, lubię cię, ale Kai to twój kumpel i na pewno wiesz, że mu się podobam i… chyba jestem jego dziewczyną – świetnie, sama nawet nie wiedziała, czy ze sobą są, jakie to typowe.
-Serce nie sługa – skwitował dość lekkim tonem, ponownie wzruszając ramionami.
-No tak, ale istnieje coś takiego jak lojalność wobec przyjaciół – nie dawała za wygraną.
-Dobra, widzę, że nie odpuścisz. Możemy więc po prostu się przejść?
Zawahała się.
-No dobrze.
Nie mówiąc  nic, po prostu zaczął iść koło niej. Nie próbował złapać jej ręki, odzywać się, tłumaczyć czy robić żadnej z tych innych, bezsensownych rzeczy, którymi tylko mógłby stracić w jej oczach. Szli przez chwilę w kompletnym milczeniu, gdy nagle oboje złapali się na tym, że otworzyli buzie i chcieli coś powiedzieć.
-Ty pierwsza – odchrząknął starszy.
-W porządku – nawet nie próbowała oddać mu pierwszeństwa – Doceniam, że mnie lubisz ale… powiem to od razu. Kai mnie przed tobą ostrzegał, a ja mu ufam. W końcu jest moim chłopakiem.
-Rozumiem – JongHyun spuścił głowę – to całkiem logiczne – w tej chwili sam łapał się na tym, że nie wiedział, czy ma teraz do czynienia z grą, czy prawdziwymi uczuciami.
-Nie powiesz nic więcej? – spytała patrząc na niego badawczo. Naprawdę chciała wiedzieć, o co mu chodzi, jednak wiedziała też, że nie zostawi Kai’a.
-Chyba nie – wzruszył ramionami, a po chwili na twarz wrócił mu uśmiech. Jak gdyby nigdy nic. Fan sama nie wiedziała, czy powinna się z tego cieszyć, czy raczej martwić się jego reakcją.
***
Następnego dnia HyeMin obudziło ciche pukanie do drzwi domku. Dziewczyny jeszcze spały, a ją wyrwać ze snu był w stanie nawet najmniejszy szmer. Nic dziwnego, że zasypiała ze zmęczenia w ciągu dnia, jednak teraz poczyniła pewien postęp – wreszcie cokolwiek jadła. Podeszła do drzwi całkowicie zaspana, drapiąc się po głowie i obciągając szeroką koszulkę na przykrótkie spodenki.  Jeszcze nie zdążyła otworzyć w pełni przymrużonych oczu, a gdy nacisnęła klamkę drzwi, do domku wparowali Kris, Luhan, Tao, Kai i Xiumin. Przeszli obok niej jak tornado, a ona tylko zamlaskała zaspana. Xiumin poczochrał jej włosy wskazując na nią palcem.
-Ale śmiesznie wyglądasz – zachichotał – zaspana panda, he – tutaj Tao obdarzył go spojrzeniem w stylu „wszystko widzę”, na co Xiumin wzruszył ramionami i walnął się na kanapę, a raczej coś, co miało nią być.
Brunet podszedł do HyeMin i delikatnie pocałował ją w czoło.
-Pora wstać – mruknął jej do ucha, na co ona mimowolnie odpowiedziała uśmiechem. To było jak reakcja bezwarunkowa. Inaczej zwyczajnie się nie dało.
Pierwszym co zrobił Kris, było zajrzenie do ich prowizorycznej lodówki, w jeszcze bardziej prowizorycznej kuchni, jeśli tak można było to w ogóle nazwać.
-Wiedziałem, że tak będzie – mruknął lider ze swoją zwyczajną, znudzoną miną – zjadłbym kurczaka.
-Przecież kurczak nie jest w twoim stylu – zachichotał siedzący na kanapie Xiumin, na co Kris zgromił go wzrokiem. Minseok miał tego dnia wyraźnie dobry humor.
Kai zajrzał dyskretnie do pokoju HyeMin i Fan, gdzie ujrzał coś, czego nie do końca się spodziewał. Co jak co, ale swoją ukochaną w trakcie snu wyobrażał sobie raczej jako uroczego aniołka – tak bardzo się pomylił. Zobaczył liderkę leżącą z jedną nogą zwisającą smętnie z łóżka, przykrytą tylko do połowy i dodatkowo rozczochraną z lekko uchylonymi ustami. Widząc ten dość nietypowy obraz zaśmiał się, bo chyba nie mógł zareagować na to w inny sposób. Nie chcąc jej budzić, zwyczajnie zamknął drzwi do pokoju i zebrał się ze wszystkimi w kuchni. Luhan stał przy blacie, obejmując Inę, która opierała głowę o jego ramię i chyba znowu zasnęła.
-Mówiłem, że przychodzenie tutaj o siódmej rano to zły pomysł – skwitował Kai – spójrzcie na nie – wskazał dłonią kolejno na zaspane Inę i HyeMin oraz stojącą smętnie EunSoo.
-Nie ma Sehuna? – spytała robiąc zbolałą minę.
-Ma dzisiaj jakąś ważną sesję zdjęciową, której raczej nie mógł przełożyć. Nie mówiliśmy mu nawet, że jedziemy, bo chyba by się rozpłakał – Xiumin uśmiechnął się do niej współczujący – wrażliwy ten nasz maknae!
-Co tak właściwie tutaj robicie? – spytała po chwili HyeMin, która jako jedyna w miarę zaczynała ogarniać sytuację.
-Właściwie, mamy dzień wolny – podsumował Kris – ale nie możemy brać udziału w ćwiczeniach obozowych – dodał lekko zawiedziony – więc… po prostu posiedzimy sobie tutaj, podczas gdy wy będziecie dawać z siebie wszystko na treningach.
-Zabawne – Ina zmarszczyła groźnie nos, na co Luhan zareagował śmiechem.
-No nic, szykujcie się, za godzinę śniadanie – skwitował Tao, patrząc na nie rozbawiony.
-Ciekawe, jak mamy się ubierać, skoro wszyscy tu stoicie – EunSoo popatrzyła na nich z dezaprobatą.
-Ale nam to naprawdę nie przeszkadza – Kris założył nogę na nogę, przyjmując wygodną pozę na kanapie.
Ina odchrząknęła i zniknęła w łazience pierwsza. Ostatnio często miała humory.  Luhan powiódł za nią wzrokiem trochę zmartwiony, ale zanim się zorientował, HyeMin złapała go za nadgarstek, a on nawet nie zdążył zareagować. Trzymając go dziewczyna podeszła do Krisa i XiuMina, dosłownie zganiając ich z kanapy.
-Wy – spojrzała na nich ze zdecydowaniem – czekacie przed domkiem. Macie tam krzesełka, stolik, dacie sobie radę, nie jest zimno -  przeniosła wzrok na Tao, który stał na środku pokoju z triumfem wypisanym na twarzy – Ty – uśmiechnęła się – też wychodzisz.
-Ale jak to? – zrobił naburmuszoną minę – To nie fair. Jestem twoim chłopakiem!~
Spojrzała na niego spode łba, a ten rozumiejąc, że chyba nie ma na co liczyć, również wyszedł przed domek. Gdy chłopcy zniknęli, HyeMin stanęła na środku kuchni, i klasnęła w dłonie.
-Wstajemy! Śniadanie za pół godziny!
EunSoo zasalutowała uśmiechnięta. Zamierzała bawić się dobrze nawet bez Sehun’a. Lubiła maknae za jej radosne usposobienie, czym czasami bardzo przypominała Fan. Z kolei ona i Ina zawsze były tymi humorzastymi.  Teraz czekało ją najtrudniejsze zadanie – obudzenie Fan. Brunetka weszła do ich  pokoju, wciągając głośno powietrze i przygotowana praktycznie na wszystko. Potrząsnęła lekko ramieniem liderki.
-Fan.. – powiedziała cicho, delikatnym głosem. Nie ruszyła się nawet. – Fau? –powtórzyła głośniej i cudem uniknęła ręki, która prawie uderzyła ją w twarz.
-Spadaaj Jjong… nie widzisz, że śpię? – A to ci heca. Tego HyeMin się nie spodziewała.
-WSTAWAJ NATYCHMIAST, ZOSTAŁO 20 MINUT – krzyknęła, zaciskając ręce w pięści.
Fan podniosła się, mlaskając głośno. Zamrugała lekko skołowana, po czym odruchowo wygładziła puchate włosy, które w tej chwili wyglądały jak lwia grzywa, ponieważ poprzedniego dnia ich nie wysuszyła.
-Nazwałaś mnie JongHyun’em – Hyemin założyła ręce na piersi – Laska, co to ma być?
-Ja? Nie, na pewno nie – fau broniła się z zakłopotaną miną.
-Okej, później mi powiesz. Zbieraj się. Na pewno nie obrażasz mnie bez powodu – puściła jej oko.
HyeMin stanęła do niej tyłem, zsunęła z tyłka spodenki i założyła czarne legginsy. Chyba szybko pozbyła się kompleksów. I dobrze, wreszcie zachowywała się jak normalna dziewczyna. Szeroką koszulkę do spania zmieniła na t-shirt z logo wytwórni, na który zarzuciła skórzaną kurtkę, a po chwili schyliła się, by zawiązać białe air maxy.  Związała włosy w koński ogon i wybiegła przed domek. EunSoo i Fan stały przy dużym lustrze, obie poprawiając szminki – z ładnych ust nie zrezygnowałyby nawet gdyby świat się zawalił. Ina założyła na głowę kaptur i schowała ręce do kieszeni, jednak gdy wyszła przed domek i ujrzała Luhana, natychmiast się uśmiechnęła. Ten chłopak był dla niej jak lek.
Wszyscy ruszyli na śniadanie, w stronę głównego budynku, na którego tyłach znajdowała się ogromna jadalnia. Wyglądali jak jakaś super drużyna i brakowało za nimi tylko eksplozji tak typowej dla tych wszystkich filmów akcji. Przekroczyli próg stołówki i zajęli miejsce przy największym stole. EunSoo wzięła tylko kawę – nie miała zwyczaju jadać śniadań, za to Fan od razu ruszyła w stronę tostera, przynosząc po chwili całą porcję grzanek. HyeMin przez chwilę sączyła spokojnie herbatę, jednak kierowana badawczym spojrzeniem Tao, które mówiło, że wciąż ma ją na oku, ruszyła po jajecznicę. Ina i Luhan zajadali się mandarynkami, karmiąc się nawzajem. Fan nie mogła wyjść z podziwu, jak bardzo raperka zmienia się w jego obecności. Naśladując ich Xiumin próbował nakarmić mandarynką Kris’a, co spotkało się z głośnym protestem lidera.
-Ej, to moja grzanka – krzyknęła Fan, uderzając Kai’a po dłoni – zrób sobie swoją!
-Ale masz ich tak dużo – powiedział urażony.
-Są moje – zawarczała, po czym zabrała się do ich pochłaniania.
HyeMin skończyła swoją jajecznicę, dopijając wcześniej zrobioną herbatę z cytryną. Siedzieli spokojnie przy stole i oczywiste było, że przyciągają spojrzenia innych trainee, które raczej nie należały do przychylnych. Na środek jadalni wyszedł Kang Woo i odchrząknął głośno.
-Jak wczoraj mówiłem, pierwsze zajęcia zaczynają się o dziesiątej. Zostaniecie podzieleni na grupy, a rozpiskę, kto zaczyna od jakich zajęć, umieścimy niedługo na tablicy ogłoszeń.
Fan złapała HyeMin na tym, że zwyczajnie się zapatrzyła i machnęła jej ręką przed nosem.
-Stara, trochę godności – mruknęła liderka.
Fan spojrzała na zegarek.
-No, czas się zbierać – zwołała dziewczyny – Upsi, szkoda, że nie możecie z nami iść – spojrzała przepraszająco na chłopców.
-Jeszcze się zobaczymy, Kim Fan – Tao rzucił w jej stronę rozbawione spojrzenie.
Gdybyście widzieli jej minę, gdy dowiedziała się, że wszystko to było jedynie podstępem i zajęcia z tańca mieli prowadzić Luhan i Kai, zaś z rapu Kris i Tao. Nikt nie wiedział jednak, co robił tutaj Xiumin. Chyba zwyczajnie mu się nudziło i nie chciał zostawać w domu z Chen’em, który ostatnio robił wszystkim jakieś ciągłe psikusy.

~~***~~

niedziela, 16 lutego 2014

Trainee - 13


Rozdział 13
„Dziewczyny też bywają zazdrosne”




Jak zwykle wszystko musiało się zesrać i rozsypać w drobny mak. Karma czy nie, Fan była teraz w poważnych tarapatach i wiedziała to lepiej niż ktokolwiek inny. Wyznanie JongHyun’a zatrzymała dla siebie, choć oddałaby wszystko, by podzielić się nim z dziewczynami. Boże, sama w to nie wierzyła, ale słuchała teraz starych piosenek Avril Lavigne, które HyeMin zdarzało się nucić po pijanemu. Jednym słowem syf i pięć metrów mułu. Przytłoczona tym wszystkim, zapragnęła zwyczajnie spotkać się z Kai’em, mając nadzieję, że rozjaśni jej to trochę w głowie.  Podśpiewywała rozglądając się naokoło. Chyba miał teraz trening. Nie widziała się z nim od świąt, ponieważ imprezę sylwestrową większość członków wytwórni spędziła we własnych gronach, a niektórzy nawet pojechali do domu. Jeśli Kai wrócił, miała nadzieję, że go zastanie. Faktycznie. Sala treningowa była zajęta, a muzyka dudniła na cały regulator. Widok, który tam zastała, zaskoczył ją. Chłopak siedział pod ścianą, zwyczajnie czytając książkę. Był tak pogrążony w lekturze, że chyba nawet nie zauważył, gdy weszła. Na paluszkach przemknęła przez salę, siadając koło niego. Fan położyła głowę na ramieniu chłopaka, kiedy poczuła jego dłoń, czochrającą jej włosy.
-Jak było w domu? – spytała, siedząc z zamkniętymi oczami.
-W porządku. Tęskniłem za nimi. A jak tobie się udało?
-Całkiem dobrze, chociaż matka doprowadzała mnie do szału. Jej nowa rodzina nie jest dla mnie.
-Przynajmniej nikt nie narzekał, jak bardzo zmarniałaś. Mama wpychała we mnie jedzenie całymi dniami – roześmiał się, ale mówił o rodzinie z miłością.
-Tęskniłam – wypaliła nagle.
-Co ci się stało? Zazwyczaj nie mówisz o uczuciach – był wyraźnie rozbawiony.
-Po prostu. –odparła, udając dotkniętą.
-Nie gniewaj się – zmierzwił jej ponownie włosy, po czym wstał i podał Fan rękę – chodź.
-Hm? – wzięła jego dłoń i wstała.
Zwyczajnie ją objął, wtulając twarz w jej pachnące szamponem kokosowym włosy, a przynajmniej taki zapach odczuwał. Hm, jeden zero dla Kai’a, pomyślała Fan, mając nadzieję, że jej serce się nie zmieni.
***
HyeMin uśmiechała się, czekając na Tao kupującego kawę w starbucks’ie. Napój nie należał do jej ulubionych, bo było w nim za dużo mleka, jednak jego ilość w połączeniu z niewielką ceną, była dość zadowalająca.  Pocierała dłońmi w rękawiczkach, chociaż wigilijny śnieg już dawno stopniał. Był początek stycznia, a jednak znacznie się ociepliło. Promienie południowego słońca tworzyły  na  włosach Zitao jaśniejsze refleksy i odbijały się od jego połyskującego na prawym uchu kolczyka. Chłopak szedł roześmiany w jej stronę, a ona poczuła, że ten moment mógłby trwać w nieskończoność. Na nosie miał ciemne okulary, tak na wszelki wypadek.
-Wybacz, że musiałaś czekać. Kolejki były monstrualne – westchnął podając jej kubek.
-Nic się nie stało – uśmiechnęła się szczęśliwa.
Patrzyli się na siebie zupełnie jak w jednym z tych romantycznych filmów, których tak nie znosiła, aż nagle obydwoje usłyszeli salwę pisków dobiegającą z niedaleka.
-Tao! –Jeden przeraźliwie głośny pisk.
-Zitao Huang! – Drugi przerażający krzyk.
-Oppa!- Trzeci wrzask składający się z ze złączonych głosów całej zgrai fanek.
W ich stronę pędziła grupa…nie, cała wataha rozwrzeszczanych nastolatek, a przez twarz Tao przemknął wyraz przerażenia zmieszanego z dezaprobatą.
-Lepiej na chwilę się zachowaj – powiedział odpychając ją za budkę z hot-dogami.
Jasne, dzięki, pomyślała, jednak wiedziała, że tak będzie najlepiej. Teraz trzymała w dłoniach dwa kubki z kawą, a jedynym plusem było to, że przynajmniej ręce jej nie marzły. Chłopaka otoczył wianuszek dziewczyn, które prawdopodobnie by go pożarły, gdyby pozwalało na to prawo w Korei. Z zegarkiem na ręku stała tam piętnaście minut i nic dziwnego raczej, że sytuacja ją irytowała. Dziewczyny przytulały się do niego, robiły sobie zdjęcia ze swoim oppą, a na dodatek jedna dała mu buziaka w policzek, na co zareagował zdziwiony, ale się uśmiechnął. Wiedziała, że właśnie na tym polega fanservice, jednak coś w niej pękało. Po dwudziestu minutach, gdy rozejrzał się dookoła, czy na pewno już nikt do niego nie podejdzie, wrócił do HyeMin. Oddała mu jego kubek z kawą.
-Na zdrowie – prychnęła – już zimna – powiedziała, wyrzucając swój opróżniony już dawno kubek.
-Nie gniewasz się? – spytał lekko zmartwiony.
-Nie, raczej nie –odparła możliwie beztrosko, choć czuła się inaczej.
-A może jesteś zazdrosna – uśmiechnął się, obejmując ją w talii – moja panda jest zazdrosna?
-Skądże – odchrząknęła i odwróciła wzrok.
***
-Zamówiłam kurczaka! – krzyknęła Fan wbiegając z powrotem na salę treningową – Niedługo powinni go przywie… - urwała w pół zdania.
Zobaczyła Kai’a, rozmawiającego z jakąś dziewczyną, której nie znała. Była dość ładna i w tej chwili trzymała dłonie na jego policzkach. Była starsza. Czyżby lubił starsze laski, a ona nic o tym nie wiedziała? Nawet nie zauważył, że weszła.
-Upsi – powiedziała zakładając ręce na piersi – nie wiedziałam, że tutaj zajęte – wyszła, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Zirytowana założyła kurtkę i zaciągnęła suwaki wiązanych butów. Zazgrzytała zębami i wysłała sms do taemina: „ Czy Kai kogoś ma i tylko ja jestem tą niedoinformowaną?” – taka była treść wiadomości. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Zwyczajna wymiana zdań.
„Poza tobą? Nie, raczej nie. Skąd to pytanie?”
„Widziałam coś.”
„Niemożliwe (:”
„Nieważne, dziękuję”
Następnej wiadomości nie odczytała. Nie odebrała też przychodzących połączeń od Kai’a.
Stała przed budynkiem wytwórni, i zaczepił ją pewien ahjussi, który chwilkę wcześniej zsiadł ze skutera. Trzymał w rękach  pudełko z panierowanymi udkami.
-Oh, agassi! Bardzo miło z twojej strony, że wyszłaś po zamówienie – krzyknął uradowany biegnąc w jej stronę.
-Aish – krzyknęła tupiąc nogami – nie chcę twojego kurczaka ahjussi!
-Ale… to nie panienka zamawiała?
-Znaczy… to ja… ale nie dla mnie… aish, nieważne. Daj pan to pudełko.
Mężczyzna dość zdezorientowany wręczył jej pakunek, a ona dała mu zwitek banknotów.
-No fajnie. On się teraz mizia z jakąś laską, a ja zapłaciłam mu za kurczaka. ZARAZ OSZALEJĘ.
Ahjussi na skuterze odjechał, a Fan stała przed budynkiem krzycząc. IDIOTA, IMBECYL, GAMOŃ, DUPNY DUPEK- te słowa wydobywały się z jej ust zdecydowanie głośniej niż powinny, z czego zdała sobie sprawę, gdy jakieś starsze małżeństwo, które ją mijało popatrzyło na nią w dziwny sposób. Chwilę później poczuła jak ktoś łapie ją za ramię. Tym kimś był JongIn.
-Yah, Fan! – krzyknął – Co ty najlepszego wyrabiasz?
-No bo weszłam do tej sali, zamawiając ci jakiegoś durnego kurczaka, a ty co? Miziasz się z jakąś lasią, która jest od ciebie starsza a ja tu stoję i … - wyciągnęła rękę w jego kierunku – oddawaj mi za kurczaka i wypchaj się nim!
Chłopak złapał się za głowę w geście załamania i dezaprobaty.
-Fan…
-Co Fan, co Fan  ?! NO W PYSK MI DAJ!
-To była moja siostra… - dodał wybuchając śmiechem.
-Upsi – spuściła głowę i zaczęła okładać go pięściami, a dokładnie jedną, bo drugą ręką przytrzymywała pudełko panierowanych udek – IDIOTA !
***
EunSoo stała na przystanku autobusowym, trzymając dłonie w kieszeniach brązowego płaszcza. Wszystko wydawało jej się magiczne, dzięki promieniom słońca oświetlającym witryny sklepów po drugiej stronie ulicy. Spoglądając w dal zauważyła znajomą, jasną czuprynę.  Zapatrzyła się, po czym zauważyła, że uciekł jej bus. Cholera jasna, zaklęła w duchu i gdy dotarło do niej, że pogoń za autobusem nie ma najmniejszego sensu, pobiegła na drugą stronę ulicy. Właściwie nie całkiem, bo zatrzymało ją czerwone światło na przejściu. Intensywnie uderzała otwartą dłonią w znajdujący się na słupie przycisk „połóż dłoń tutaj”, podążając wzrokiem za blondynem, który potencjalnie mógł być Sehun’em. Gdy zielone światło pojawiło się na słupie po drugiej stronie ulicy, ona rzuciła się biegiem, prawie łamiąc obcas w nowych botkach, które tak lubiła. Mam nadzieję, że to będzie on i okaże się tego warty, pomyślała odgarniając w biegu włosy z twarzy. Chłopak wszedł do sklepu florystycznego, a ona zatrzymała się przy witrynie ozdobionej wiązankami hortensji, tulipanów i róż. Rozmawiał z jakąś kobietą, która uśmiechała się czarująco, ukazując białe zęby, czające się za seksownymi, pomalowanymi czerwoną szminką ustami. Miała czarne loki i beżowy golf. Tę część garderoby EunSoo zawsze uważała za całkowicie passe, a jednak na tej kobiecie wyglądała pięknie. Maknae poczuła w sercu  ukłucie zazdrości po czym potrząsnęła głową i przeniosła wzrok na chłopaka. Faktycznie był to Sehun, co wprawiło ją w jeszcze większe rozjuszenie. Teoretycznie zawsze nabijała się z chorobliwie zazdrosnych lasek, a dziś sama stawała się jedną z nich. Miłość ogłupia.

Siedziała w parku popijając bubble tea, która jak na złość była ulubionym napojem tego blond dupka. No cóż, przynajmniej zatopi smutki w czymś równie słodkim, co on.  Nerwowo drapała długimi paznokciami ciemne drewno ławki, że aż miała ochotę wydłubać w nim dziurę i wyładować całą złość.
-Nikt nie nauczył cię szacunku do mienia publicznego? – usłyszała za sobą rozbawiony głos.
Zdezorientowana obejrzała się za siebie, a za nią stał Sehun z bukietem kwiatów tak kolorowym, że prawdopodobnie nie umiałaby nazwać wszystkich barw, które w nim zobaczyła.
-Serio? Tak cię omotała, że aż wcisnęła ci ten pedalski bukiet? – spytała rozdrażniona.
-Naprawdę uważasz, że jest pedalski? – odparł pytaniem na pytanie.
-No. Jest tak gejowski, że brakuje w nim tylko hasającego jednorożca – rzuciła kąśliwie.
-Szkoda … - spuścił głowę lekko rozbawiony.
-Bo?
-Bo chciałem ci go dać – uśmiechnął się, siadając obok niej.
-Serio?
-Serio, serio – wysunął bukiet w jej stronę – Tak więc EunSoo, czy przyjmiesz te kwiaty? Czy jednak są zbyt pedalskie? – dodał żartobliwie.
-Wcale nie – odpowiedziała przybierając najbardziej olśniewający z uśmiechów – są piękne! Te róże takie czerwone, tulipany tak żółte, wstążka taka różowa, wow. Uszanowanko, są naprawdę przepiękne!
-cieszę się – odpowiedział Sehun cmokając ją w policzek.
***
Ina siedziała zdezorientowana przez szafką z ubraniami, starając się zdecydować na jakiś strój. Nigdy nie przykładała zbytniej uwagi do ciuchów, a jednak dzisiaj chciała wyglądać ładnie. Pożyczyła od HyeMin zwiewną, ciemnoczerwoną spódniczkę, do której planowała założyć ciemne rajstopy i buty na obcasie. Na górę dobrała zwyczajny, ciemny sweter. Włosy założyła za ucho, a w uszy wpięła malutkie perełki. Stała przed lustrem sama siebie nie poznając. Nagle usłyszała, jak pod stertą ubrań na jej łóżku wibruje telefon.
-Hej-Ho! – przywitała się niezbyt dziewczęco – to co dzisiaj robimy?
-Właściwie pomyślałem, że możemy iść na kręgle – powiedział rozentuzjazmowany Luhan.
-Świetny pomysł – ucieszyła się Ina, jednak po chwili poczuła się dość zdezorientowana.
-Możesz zdjąć płaszcz i usiąść wygodnie – usłyszała trzeci głos.
-Okej Inu, muszę kończyć – powiedział pospiesznie Luhan. Widzimy się o 17 pod namsan!
Rozłączył się. Ina upadła na kolana, uniosła lekko brew i otworzyła usta w wyrazie zdziwienia.
-Co kurwa? – krzyknęła sama do siebie w pustym mieszkaniu – ten nadęty… ja się dla niego stroje, a on przed randką ze mną idzie do innej laski? Ja mu pokażę, jak to jest zadrzeć z Inu! Ksdjkdfj

Zirytowana czekała pod wieżą namsam, układając w głowie milion scenariuszy, w których zrównywała go z ziemią. Miała ochotę zdeptać Luhan’a jak robaka i powiedzieć mu te wszystkie niemiłe rzeczy, o których myślała przez cały dzień.  Kiedy jednak chłopak pojawił się przed nią, ta straciła cały rezon.
-Hej – uśmiechnął się czarująco – długo czekałaś?
-Nnnnnnnnnnnn –nie mogła wydusić z siebie słowa.
-To super – chłopak spojrzał na nią – ślicznie wyglądasz. Co to za okazja?
-TY – oho, nie wytrzymała – Jak śmiesz umawiać się ze mną, a co dopiero mówić mi, że ślicznie wyglądam?! Co za dupek dzwoni do mnie, kiedy siedzi w mieszkaniu z inną laską?
-O czym ty mówisz – spytał wręcz przerażony.
-Dzwoniłeś do mnie. Kazała ci zdjąć płaszcz.
-Spójrz na mnie – przejechał dłonią po kiedyś jasnych włosach. Teraz były ciemnobrązowe – jak ci się podobają?
-Nie zmieniaj tematu! Co mają do tego twoje włosy? Boże… - warknęła – serio?
-Posłuchaj – złapał ją za ramiona – Byłem u fryzjera. Podoba ci się?
-Co? – spytała kompletnie oszołomiona.
-Byłem u fryzjera, bo chciałem dzisiaj dobrze wyglądać. Dla ciebie.
-Ups, he.. żarcik? – tego się nie spodziewała.


Zazdrość nie jest fajnym uczuciem, o czym dziś przekonała się każda z dziewczyn. Teoretycznie nie powinno oceniać się sytuacji po pozorach, jednak wszystko przestaje być takie proste, gdy w grę wchodzi ukochana osoba. Każda nastolatka marzy, by chłopak chociaż przez chwilę był o nią zazdrosny. Tego dnia zobaczyły, że wcale nie jest to takie miłe, jak mogłoby się wydawać. Przeżyły kolejny etap krętej ścieżki dojrzewania i kochania, bycia trainee.

sobota, 15 lutego 2014

Walentynki~~



Chciałabym złożyć wam spóźnione (ale zawsze) życzenia z okazji dnia zakochanych ^o^

Zdjęcie uroczej kartki, którą dostałam w szkole ~~ nie podpisana ^^.

Chciałam napisać tę notkę już wczoraj, a jednak miałam strasznie zajęty dzień! Najpierw siedziałam dość długo w szkole, później zajmowałam się gotowaniem, posłuchałam z mamą kpopu, przyszedł wujek, a wieczór spędziłam z moją kochaną Gabi oglądając wspólnie Dziennik Bridget Jones. Tak czy siusiak, walentynki uważam za udane~~




Dziś wieczorem, albo jutro opublikuję nowy rozdział Trainee ;) Przepraszam za opóźnienia, ale mam naprawdę masę roboty do szkoły!

sobota, 8 lutego 2014

Trainee - 12

Rozdział 12


-Boże, nażarłam się jak foka – Ina rozwaliła się na kanapie z nogami wyrzuconymi w górę na oparcie – zaraz chyba urodzę małe śledziki, mówię serio.
-A ja uszka – Fan westchnęła, popijając kolejną szklankę wody.
HyeMin siedziała przy stole pijąc herbatę. EunSoo zmywała naczynia nucąc pod nosem. Drugi dzień świąt spędziły razem, zaczynając  od zjedzenia na śniadanie typowo wigilijnych potraw, które dostarczył im katering zapewniony przez prezesa Yoon. Nie miały pojęcia dlaczego to zrobiły, ale teraz nie mogły się ruszyć.  Patrzyły na pełne brzuchy i wzdychały smętnie.
-O nie, przecież niedługo ma przyjść Luhan – rozpaczała Ina – jak ja mu się pokaże?
-Normalnie – ucięła HyeMin popijając herbatę – dla niego i tak jesteś ładna.
Raperka rzuciła w jej stronę zbolałe spojrzenie. Pamiętając rozmowę przy lustrze z Tao, która miała miejsce poprzedniego wieczoru, kwestie wyglądu były ostatnim, o czym HyeMin miała ochotę myśleć. Dziś czuła się zupełnie inaczej. Postanowiła się uśmiechać i wiedziała jedno: jeśli komuś się podobasz, to jeden posiłek tego nie zmieni. Chwilę później Fan zerwała się z fotela, trzymając w ręce wibrujący telefon. Jej oczy zrobiły się wielkie, a ona poleciała do swojego pokoju.
-Coś przegapiłam? – spytała EunSoo wciąż stojąc przy zlewie.
-Fan jak zwykle zwariowała – roześmiała się HyeMin.
-Aha, spoko – dziewczyna włożyła słuchawki do uszu i wróciła do zmywania.

***

Eottokhae, eottokhae co robić?! Yah!!! Fan obracała w dłoni telefon, stojąc przed szafą. Potrząsnęła głową burząc  przy tym i tak już puszyste włosy. Właśnie miała zejść na dół. Co zrobić?! Wybrała coś na szybko. Miała na sobie jasnoróżową koszulę, szary komin, czarne rurki i ciemne kozaki do połowy łydki, na niewielkim obcasie. Zarzuciła kurtkę i wybiegła z domu. Dlaczego się tak zachowywała? Czekając na windę napisała do HyeMin smsa.

„POGOTOWIE. W RAZIE PYTAŃ POWIEDZ, ŻE PRZYJECHAŁ MÓJ BRAT.”
„Ale ty nie masz brata…”
„OD TERAZ MAM, NAZYWA SIĘ… LUDWIK”

Winda przyjechała, a liderka szybko skontrolowała stan swojej twarzy i włosów w niewielkim lusterku w środku. Włosy? Ujdą. Pryszcze? Brak.  Tak czy siusiak było ciemno, chyba mogła wyjść. Przecież nie była gotowa. Ona nigdy nie jest gotowa na spotkanie atrakcyjnego mężczyzny.  Raz kozie śmierć, pomyślała i wyszła przed budynek. Pierwszą rzeczą, która ujrzała był zniewalający, biały i szeroki uśmiech. No cóż, chyba powinna zemdleć. Naprzeciw niej stał JongHyun trzymając ręce w kieszeniach. Uśmiechał się zawadiacko spod lekko zaczesanej na czoło grzywki.
-Cześć – przygryzł lekko wargę.
-Hej – odpowiedziała Fan, momentalnie tracąc grunt pod nogami.
-Masz chwilę?
-J-jasne – co się z nią działo do cholery? Nigdy nie traciła rezonu. Boże Kai. Co z Kai’em?
-Chodźmy na spacer – skinął głową w jej stronę, nie wyjmując rąk z kieszeni.
Kierowana jakąś niezrozumiałą siłą, zwyczajnie ruszyła za nim. Było Boże Narodzenie, a ulice całkowicie puste. Tej zimy nie spadł jakiś specjalnie duży śnieg, więc było względnie ciepło. Mogli spacerować w rozpiętych kurtkach, nie martwiąc się wiatrem, śniezycą, czy nawet deszczem.  Fan zapewne uznałaby to za randkę, jednak ze względu na JongIn’a trzymała się na dystans. Nienawidziła JongHyun’a za to, że zawsze przy nim miękły jej nogi. Było to coś zupełnie innego, niż ciepłe uczucie, którym obdarzył ją Kai. Przy starszym chłopaku czuła się niepewnie, co sprawiało, że jej zmysły się wyostrzały i wprawiało ją to w swego rodzaju podniecenie. Idąc, nawet nie stykając się z nim ramieniem, czuła zapach jego mocnej wody po goleniu. Wszystko w nim sprawiało, że na chwilę zapominała o świecie. To uczucie napawało ją niepokojem, bo niewiele rzeczy  było w stanie wyprowadzić Fan z równowagi, no chyba że były to bociany, których liderka panicznie się bała.  Kilka minut później znaleźli się w pobliżu starego placu zabaw. Nie był w najlepszym stanie, ale miał swój klimat. JongHyun wciąż trzymając ręce w kieszeniach, skinął głową w kierunku dwu znajdujących się nieopodal huśtawek. Zazwyczaj mówił dużo, jednak tego dnia tylko kiwał głową jak ten piesek siedzący na tylnych siedzeniach samochodów. Zastanawiało ją, czemu jest taki olewczy, skoro sam po nią przyszedł. Pies cię srał kochanieńki, zaraz się dowiemy, skwitowała w myślach. Usiadła na jednej z huśtawek, odpychając się lekko stopami od ziemi. JongHyun zajął miejsce obok.
-Dlaczego właściwie tutaj przyszliśmy? – spytała.
-Chciałem wyjść z domu… chłopaki oglądają mecz… prawdopodobnie już wszystko zjedli – wymieniał – Key przez cały czas chodzi i zbiera papierki po cukierkach, Minho krzyczy do telewizora, Onew ciągle stoi z głową w lodówce – a Taemin marudzi coś, że się zakochał, ale nie chce powiedzieć w kim. Myślę, że nie chodzi o Naeun. Co ten dzieciak znowu wymyślił? – powiedział sam do siebie – W każdym razie, moje serce krwawi, a ja potrzebuję towarzystwa kogoś czarującego – zamyślił się – jak wiesz, nie mogę spędzać całego czasu sam ze sobą.
-Faktycznie, blask własnej osoby może czasem przytłaczać – odparła sarkastycznie.
Chyba się tego nie spodziewał. Spojrzał na nią lekko zdziwiony, jednak po chwili się uśmiechnął. Faktycznie była bystra i podobało mu się to. Dziś postanowił zrezygnować ze swojej gry, w którą wplątał Kai’a. Zwyczajnie chciał lepiej ją poznać.
-Więc – zaczął zupełnie z innej beczki – Jak podoba ci się w wytwórni?
-Właściwie jest spoko – zamyśliła się – zawsze wolałam żyć na własną rękę i nie tęsknie za domem. Układ chyba idealny – postanowiła nie odkrywać wszystkich kart za jednym razem.
-Ciekawe, wciąż mnie zadziwiasz – uniósł brwi z uznaniem.
-Dlaczegóż to? - wykrzywiła twarz w teatralnym wyrazie zdziwienia.
-A dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, co trochę zbiło dziewczynę z tropu.
Uznała, że lepiej nie odpowiedzieć, niż pokazać, że nie ma się odpowiedzi, więc zwyczajnie znów odepchnęła się od ziemi i zaczęła się huśtać. Jjong spojrzał na nią zainteresowany.
-Lubisz się huśtać? – nie dawał za wygraną.
-Skąd to pytanie? - z minuty na minutę czuła się coraz mniej pewnie.
-A co właśnie robisz? - spytał rozbawiony.
Nie mogła milczeć po raz kolejny. Zeskoczyła z huśtawki, stanęła do niego przodem, zakładając ręce na piersi.
-O co tak właściwie ci chodzi? Zadajesz mi pytania, które nie mają sensu. Co cię obchodzi, czy lubię się huśtać?
-Widzę, że wyprowadziłem cię z równowagi. Jesteście do siebie podobni.
-Kto? – spytała lekko zdziwiona, choć nie dała tego po sobie poznać.
Tym razem to on nie odpowiedział, wstał i podszedł do niej. Przechylił lekko głowę i spojrzał jej w oczy. Fan przełknęła ślinę tak głośno, że sama się przestraszyła. Cholera, nie tak miało być. Zbliżył się do niej, a dziewczyna odebrała to za jednoznaczne i w ostatniej chwili położyła otwartą dłoń na jego ustach i sama odchyliła twarz w inną stronę.
-YAH!!! Co ty sobie wyobrażasz? - krzyknęła zaciskając mocno powieki.
Jonghyun zabrał jej dłoń ze swojej twarzy, po czym dotknął jej włosów, wyciągając z nich mały, zielony zwitek. 
-Miałaś liść na włosach – powiedział rozbawiony.
Gdyby nie to, że to nie było w jej stylu, pewnie już dawno spaliłaby buraka. Boże, jaki wstyd. Ona myślała, że ją pocałuje. Przez to JongHyun na pewno będzie miał satysfakcje i pomyśli, że się jej podoba.
-Mógłbyś być wreszcie poważny – skwitowała z pewnym uśmiechem.
-Mógłbym… ale to cię niepokoi. Mam rację, prawda? - kpił sobie z niej.
-A co to ma do rzeczy?
-Właściwie bardzo dużo. - odparł unosząc kąciki ust.
-Jeśli skończyłeś, to pozwól że już pójdę. - w tej chwili odzyskała pewność siebie.
Odwróciła się na pięcie. Nienawidziła ludzi, którzy sprawiali, że nie ma nic do powiedzenia, a on zwyczajnie przegiął. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, a ją irytowało, że w jego obecności jej serce przyspiesza, a nogi miękną i całkowicie się plączą. Nie mogła wydobyć z siebie żadnych sensownych słów i dodatkowo miała jego zdjęcie w portfelu od czasów, gdy była jego fanką.
-Yah, Kim Fan! Gdzie idziesz? - krzyknął zbity z tropu.
-Yah, Kim JongHyun, do domu! - odparła pewnie.
-To nie jest śmieszne.
-A więc sam widzisz – podsumowała, nie zwalniając kroku.
JongHyun dogonił ją i złapał za rękę. Złapał w dłonie jej twarz. W sumie co tam, najwyżej mnie znienawidzi, pomyślał. Szybko i niedbale przycisnął swoje pełne usta do jej, po czym poczuł jak go odpycha. To było dość ryzykowne posunięcie i doskonale o tym wiedział.
-Chyba zwariowałeś! – wrzasnęła naprawdę wściekła – Wracam do domu. Nie waż się za mną iść.

***

Weszła do domu trzaskając drzwiami.  W dużym pokoju siedzieli na kanapie Luhan i Ina rozmawiając. Oboje byli zakłopotani. Przynajmniej nie muszą martwić się o swoje intencje, pomyślała zirytowana.  Przy stole w kuchni stali EunSoo i Sehun. Każda para zajęła się sobą, ale byli jeszcze...oni. Na fotelach rozsiedli się jak najedzone foki ChanYeol, Suho i Kris. Nie wiedziała, dlaczego zawsze tylko część chłopaków do nich przychodzi, jednak cieszyło się, bo szesnaście osób nawet w ich mieszkaniu to już tłok.
-Wróciłam! – krzyknęła do tych obżartuchów, jednak nikt nie odpowiedział – Aha, też się cieszę, że was widzę. A tak na marginesie to zostałam obrabowana i złamałam nogę! FAJNIE ŻE WAS TO OBCHODZI.
Nigdzie nie zobaczyła HyeMin i Tao i przysięgała sobie w duchu, że jeśli obściskują się w ich pokoju, chyba zwyczajnie ich stamtąd wyrzuci. Dzisiaj nie żartowała. Nie miała cierpliwości, chociaż byli najsłodszą parą na tej planecie. Zmierzała w tamtym kierunku, gdy nagle poczuła w kieszeni spodni wibrujący telefon.
Od: JongHyun
„To było głupie. Przepraszam”
No rychło w czas, pomyślała. Pies go srał, nie będę się z nim cackać. Telefon znów zawibrował.
„Czekam pod drzwiami, wyjdź”
No chyba nie. Jeszcze czego.
„Nie żartowałem”
W tej chwili usłyszała dzwonek do drzwi, i rzuciła się pędem w ich stronę. Nikt nie mógł go zobaczyć.
-Ja otworzę – krzyknęła na cały dom.
Gdy dopadła drzwi, szybko wyszła na klatkę schodową, a jej oczom ukazał się uśmiechnięty brunet. Stała przed nim z założonymi rękami i czekała, co tak naprawdę ma do powiedzenia. Nie było jej ani do żartów, ani do śmiechu. Czas wyjaśnić tę sytuację. 
-O co tak naprawdę ci chodzi? - spytała z udawanym znużeniem.
-Cholera – chłopak zmierzwił włosy – Fan… podobasz mi się.

***

wtorek, 4 lutego 2014

Scenariusz 16 - ,,Bal Maskowy"

Bal maskowy



            Żyłam w niewielkim, prowincjonalnym miasteczku, w którym pomimo stale przebijających się do naszego życia ze wszystkich stron nowinek technicznych, wciąż hołdowano starym tradycjom i obyczajom. Ludzie określali to miejsce na wiele niepochlebnych sposobów. Mówili, że sam bóg o nas zapomniał, że jesteśmy staroświeccy i ograniczeni, turyści współczuli nam wiedząc, że mieszkamy tutaj na co dzień. Oczywiście mieliśmy komórki, ale o tabletach, xboxach, czy innych tego rodzaju udogodnieniach mogliśmy zapomnieć. Mieliśmy tu staromodne kamienice, ratusze i inne pożal-się-boże wariactwa, które burmistrz określał jako nasze dziedzictwo. Tak czy inaczej, byliśmy staroświeccy, jednak nie na co dzień. W szkole nie obowiązywały mundurki, ani żadne tego rodzaju głupstwa. Mieliśmy szafki i tak dalej. Właśnie wbiegałam do ogromnego budynku, wyraźnie spóźniona na pierwszą lekcję, którą była historia. Nauczyciela jeszcze nie było, więc wpadłam na swoje miejsce jak petarda i dałam sobie chwilkę żeby odetchnąć. Omiotłam wzrokiem klasę, ale coś się tu nie zgadzało. Dotychczas puste miejsce w pierwszej ławce było zajęte, ale nie widziałam twarzy nowego. Miał ma sobie czarne spodnie i koszulę w tym samym kolorze. Odwrócił się w moją stronę, a ja poczułam, jak na moje policzki napływa delikatny rumieniec. Dlaczego tak łatwo było mnie zawstydzić? Oczywiście był w naszym wieku, jednak jego zamyślone oczy nadawały mu ciekawy wyraz, przez co mógł wydawać się starszy i zdecydowanie bardziej poważny. Włosy miał kruczoczarne, lekko pokręcone, a całość dawała dość niepokojący, a jednocześnie intrygujący efekt. Wyglądał jak zły brat typowego blond księcia z bajki. Nauczyciel wszedł do klasy, podkręcając swój obsceniczny wąs na palcu. Rzuciwszy na biurko opasły podręcznik, omiótł wzrokiem wszystkich uczniów i zatrzymał wzrok na nowym. Belfer był młodym mężczyzną, a jednak jego ubrania i uczesanie sprawiały jakby urwał się z jednej z tych koreańskich dram historycznych, gdzie postacie z przeszłości przenoszą się do świata współczesnego.
-Witam was po wakacjach moi drodzy – świdrował nowego wzrokiem – Jak pewnie udało wam się już zauważyć, mamy w klasie nowego ucznia – wskazał na niego dłonią – wstań proszę i przedstaw się nam.
Chłopak w nonszalancki sposób podniósł się z krzesła, podszedł do biurka nauczyciela, po czym w pozie przypominającej nie-całkiem-poprawny-kontrapost przełknął ślinę, co zdradziło jego zdenerwowanie. Chwile później, na jego twarz wkroczył leniwy uśmiech, a on otworzył usta.
-Cześć wszystkim – zaczął przygryzając lekko wargę – Jestem Lee Seung Hyun, znajomi mówią na mnie Seungri. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować.
-Dziękujemy ci – nauczyciel skinął w jego stronę – możesz usiąść.
Jedyne, co udało mi się usłyszeć podczas gdy wracał na miejsce to: „no tak, jeszcze nie mam tutaj znajomych”. Podświadomie czułam jednak, że zdobycie ich nie będzie dla niego żadnym wyzwaniem. W końcu słowo seungri oznaczało zwycięstwo.
***
Nie minął miesiąc, a państwo Lee zajęli znaczące miejsce w radzie miasta, przez co stali się prawdziwymi szychami. Seung Hyun zdobył grupkę oddanych kumpli, których złośliwie nazywano czasem jego sługusami. Miał kasę, był przystojny, czego chcieć więcej? Nastawał koniec października, a w naszym mieście nieubłaganie zbliżała się rocznica spalenia jednego ze starych kościołów, w którym podobno kiedyś mordowano czarownice. Oczywiście nikt nie wierzył w te bajki, jednak jak już wspominałam, zabobonna starszyzna upierała się, by co roku oddawać hołd temu wydarzeniu.  Wielokrotnie miałam wrażenie, że los zakpił sobie z mieszkańców miasteczka, zważywszy na to, iż owe święto miało miejsce dokładnie wtedy, kiedy halloween. Podeszłam do szafki i przytuliwszy lewą ręką książki do piersi, prawą udało mi się ją otworzyć. Ze środka wypadła czerwona koperta, która zawirowała w powietrzu i upadła na ziemię. Włożywszy książki do szafki sięgnęłam po nią, jednak jej nie otworzyłam.
Wracając do domu oczekiwałam chwili, gdy tylko znajdę się w swoim pokoju i ukrywając się jak największy złoczyńca przed młodszą siostrą i rodzicami będę mogła ją otworzyć. Brzmiało głupio, prawda? Tak właśnie się czułam, a jednak cała sytuacja napawała mnie dziwną ekscytacją.
Wbiegłam do swojego pokoju i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, oparłam się o nie plecami ciężko oddychając. Zrzuciłam plecak na podłogę, opadłam na łóżko i zaczęłam przekręcać w palcach czerwoną kopertę, na której nie było ani śladu nadawcy. Wciągnęłam powietrze ze świstem i powoli ją otworzyłam. W środku znajdował się  arkusz delikatnie złoconego, grubszego papieru, złożonego w pół.  Przez chwilę przyglądałam się delikatnym zdobieniom, ale ciekawość wzięła nade mną górę. Kartka zapełniona byłą pochyłymi ale starannymi literami nakreślonymi pieczołowicie czarnym atramentem.

Z największą przyjemnością pragnę zaprosić panią na bal maskowy, który odbędzie się w mojej posiadłości w ten piątek o godzinie 2000. Nie daj nikomu poznać swojej twarzy.
L.S.H
Nie podlegało najmniejszej wątpliwości, od kogo był ten liścik. Nie musiał podawać adresu, ponieważ chyba każdy wiedział, gdzie mieszka obecnie najbogatsza rodzina w tym mieście. Mieli ogromną posiadłość na wzgórzu, która kiedyś należała do szlacheckich rodzin. Dziś był wtorek, a ja zdenerwowana zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak mało czasu mi zostało. Nie miałam sukienki.
W szkole byłam lekko rozczarowana. Przyglądałam się znajomym z klasy, przewracającym w dłoniach podobne koperty. Seungri lawirował wśród ławek, rozmawiając ze wszystkimi, a jego oczy błyszczały w charakterystyczny, świadczący o ekscytacji sposób. Dziewczyny rzucały mu rozmarzone spojrzenia, które ignorował, a chłopcy przybijali mu piątki. Wszyscy jak leci deklarowali się, że na pewno przyjdą, pytając przy okazji, ile wziąć alkoholu.
-Żadnego alkoholu kretyni – roześmiał się w stronę chłopaków drużyny futbolowej – to ma być kulturalna impreza. Nie będę żadnego z was zgarniał z kałuży rzygów.
 ***
-Kochanie – krzyknęła mama z kuchni.
-Co jest?
-Ten syn radców miasta, znasz go może? – spytała wyraźnie zainteresowana.
-Tak mamo, jest ze mną w klasie – odparłam spokojnie, zgarnąwszy jabłko ze stojącej na stole miski z owocami.
-Jaki jest? – kontynuowana podekscytowana.
-No wiesz, spoko – przeżuwałam kęs owocu – bardzo towarzyski – wzruszyłam ramionami i poszłam na górę.
Moja mama nie miała w zwyczaju urządzania sobie ze mną pogaduszek na temat szkolnych kolegów, jednak powiedziałam jej,  że zaprosił mnie w piątek na bal maskowy. Świergotała ze szczęścia, moja młodsza siostra wzdychała a ja… denerwowałam się coraz bardziej. Godzinami rozprawiały o moim makijażu, sukience i tak dalej, czyli o tym, co powinno być odzwierciedleniem moich fantazji, nie ich.
Nastał upragniony, piątkowy wieczór, a ja oczywiście bardzo się stresowałam. Włosy miałam pokręcone i spięte u góry w wymyślny sposób, przez co z każdym ruchem obawiałam się, że ta fryzura nie przetrwa dziesięciu minut. Patrząc w lustro widziałam granatową, pofalowaną suknię, która podkreślała moją bladą cerę.  Moje policzki błyszczały delikatnym, pudrowym blaskiem, a oczy podkreślały odcienie szarości. Siostra stała przy mnie nie dowierzając.
-Unnie, wyglądasz prześlicznie, ale brakuje ci jednego – założyła mi na oczy delikatną maskę z czarnej koronki. Raz kozie śmierć.

Atmosfera w posiadłości była naprawdę… dziwna. Muzyka była tak głośna, że nie dało się słyszeć żadnej z rozmów, nawet jeśli rozmówca stał przed tobą. Na zmianę leciały klasyczne i nowoczesne kawałki. Wszyscy ubrani byli w suknie i garnitury. Ogromną salę balową rozświetlał blask poustawianych na stołach z przekąskami świec, a ja delikatnie skubałam palec czarnej rękawiczki zadając sobie pytanie, co mnie podkusiło, żeby tutaj przyjść. Stałam przez chwilę na środku pomieszczenia, obserwując lawirujące w tańcu pary. Poczułam dotyk palca na swoim ramieniu, a gdy odwróciłam się, zobaczyłam nieznajomego w idealnie skrojonym czarnym garniturze, z czarną maską. Obdarzył mnie idealnie białym uśmiechem, po czym ukłonił się, wyciągając dłoń w moją stronę.
-Czy można prosić? – spytał nonszalancko.
Nie odpowiedziałam, tylko dygnęłam i podałam mu dłoń. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Poprowadził mnie w tańcu, a gdy piosenka się skończyła puściłam jego dłoń, a on zniknął w tłumie. Dopiero gdy odszedł uświadomiłam sobie, z kim właśnie tańczyłam. Lee Seung Hyun. Śledząc w tłumie czarną, połyskującą maskę ruszyłam, wiedziona jakby jakąś dziwną,  niezrozumiałą siłą.  Doprowadziło mnie to do niewielkiej altanki, do której weszłam, opierając się o poręcz. Z tego miejsca doskonale widać było świetloną blaskiem świec posiadłość i dobywającą się z niej delikatną teraz muzykę.
-Podoba ci się? – z ciszy dobył się głos.
-Kto tu jest? – rozejrzałam się, jednak nie mogłam niczego dostrzec w panującym mroku nocy.
Z ciemności wyłonił się książę w czarnej masce, który przyciągnął mnie do siebie i pocałował, zanim zdążyłam złapać oddech. Poczułam jak moje serce łopocze niczym wystraszony, chcący wyrwać się z mojej piersi ptak, a loki rozsypują się kaskadą na moje plecy. Jego ciepłe i miękkie usta i oddech pachnący delikatną miętą. Jego żeby na mojej dolnej wardze, gdy pragnęłam, by nigdy nie przestawał.
-Min Soo… - zaczął, a mnie otoczył przerażający dźwięk i szarpanie.

-MIN SOO UNNI, WSTAWAJ! – krzyczała moja młodsza siostra – Spóźnisz się do szkoły wariatko! Kyungsoo już na ciebie czeka!
A więc wszystko to było jedynie snem. Zebrałam się jak tylko mogłam najszybciej, jednak czułam rosnące we mnie z minuty na minutę rozczarowanie. Zapomniałam o całym świecie, gdy otworzyłam drzwi i wychodząc na ganek zobaczyłam uśmiech Kyungsoo. Opierał się o poręcz i gdy na mnie patrzył, widziałam w jego oczach bezgraniczną miłość i oddanie.
-Długo czekałeś? – spytałam przepraszającym tonem.
-Nie – dał mi słodkiego buziaka w policzek – Chodźmy do szkoły – splótł swoją silną dłoń z moją, znacznie mniejszą i ruszyliśmy ramię w ramię. Przez te wakacje bardzo urósł, zmężniał, stał się chłopakiem idealnym. Idealnym dla mnie.
Gdy doszliśmy do szkoły, a on otworzył przede mną drzwi klasy, stanęłam jak wryta.
-Coś się stało? – spytał przejęty, ściskając moją dłoń.
-Nie, nic. – odparłam przełykając ślinę.
-Na pewno wszystko w porządku? – w jego głosie słychać było troskę.
-Tak – na sztywnych nogach poszłam na swoje miejsce, rzucając Kyungsoo ostatni przed rozpoczęciem lekcji uśmiech.


W pierwszej ławce siedział chłopak w czarnej koszuli.

***

To tyle, jeśli chodzi o chwilowo ukończone scenariusze :) Za następne zamierzam zabrać się w trakcie weekendu, więc mam nadzieję, że osoby, które zamówiły dla siebie w poprzedniej notce opowiadania będą cierpliwe ^o^ W tym tygodniu przewiduję tez nowy rozdział "Trainee" i to chyba tyle, jeśli chodzi o aktualności. Ten scenariusz był dla mojej koleżanki, bo poprosiła mnie o niego jakiś czas temu. Mam nadzieję, że wam się podoba. Buziaki i do następnej notki ~~

niedziela, 2 lutego 2014

Koniec ferii :C

Jak niektórzy z was pewnie wiedzą, jestem z lubelskiego, więc dokładnie dziś kończą się moje ferie. 
O wyjeździe do Przemyśla już pisałam, dlatego dzisiaj chciałabym mniej więcej opisać jak minął mi drugi tydzień - udało mi się zrobić całkiem fajne zakupy ^o^


Przede wszystkim, gdy wróciłam kazało się, że wreszcie doczekałam się mojego ukochanego "Miracles in December". Miałam ogromną nadzieję, na photocard Tao, jednak dostałam Sehun'a i nie narzekam. Obok czapka, z której jestem bardzo, bardzo zadowolona ~~.


Kolejnym dość sporym sukcesem były dwie pary butów, które udało mi się kupić ^o^

Na zakończenie wreszcie udało mi się zebrać i zainstalować wreszcie xiuxiu, czego efektem jest cała masa przerobionych zdjęć ~~


Poza tym, dzień po powrocie, czyli naprawdę w miarę szybko jak na mnie udało mi się zebrać, pójść do punktu xero i wydrukować kilka zdjęć z wyjazdu. Ze smutkiem stwierdziłam, że na ścianach nie mam już kompletnie miejsca, bo są już tak udekorowane antyramami, że postanowiłam przyozdobić drzwi (:


Oczywiście przez cały czas było przeokropnie zimno, więc jedyne na co się zebrałam, to żeby zawieźć tyłek autobusem do plazy i spotkać się z dongsaeng'iem Maksem :3
Ostatnie dwa dni spędziłam na sprzątaniu pokoju, ogarnianiu się do szkoły i nadrabianiu kpopowych nowości, tak czy inaczej, bardzo nie mam ochoty znowu rzucać się w ten wir nauki i pracy T,T


I efekty zabawy z webcam toy [*]

Obiecuję, że w tym tygodniu na nowo zaczną ukazywać się scenariusze (jeśli będę miała na nie zamówienia) i kolejne rozdziały "Trainee", które mam już przygotowane~~ do usłyszenia ^;^