"Rozdziały nieparzyste opowiadają historię piętnastoletniego Kafki Tamury, który ucieka z domu przed klątwą ojca, oraz aby odnaleźć matkę i siostrę. W czasie swojej podróży trafia do prywatnej biblioteki prowadzonej przez tajemniczą panią Saeki oraz poznaje przyjaznego pana Oshimę.
Rozdziały parzyste przedstawiają losy pana Nakaty, staruszka rozmawiającego z kotami. Wyrusza on w podróż w tym samym kierunku co młody Kafka. Po drodze spotyka uwielbiającego hawajskie koszule kierowcę ciężarówki Hoshino i razem udają się w kierunku wyspy Sikoku.
Losy bohaterów krzyżują się wielokrotnie na poziomie metafizycznym, a oni sami wyruszyli z tej samej dzielnicy Tokio, aby dotrzeć w to samo miejsce."
W książkach Murakami’ego jest coś niezrozumiale przyciągającego. Kiedy jesienią, przeszło już dwa lata temu przeczytałam pierwszą jego powieść, stwierdziłam, ze w sumie wcale jakoś szczególnie mi się nie podoba. Jej tytuł brzmiał: 'Na południe od granicy, na zachód od słońca', kryjąc w sobie znacznie więcej, niż mogłabym się wtedy spodziewać. . Niby fajna, przyjemnie nostalgiczna, ale coś mi nie pasowało. Bohaterowie są dorośli, a jednak zupełnie niepoważnie ganiają za marzeniami dzieciństwa. Myślałam sobie kurde, absurd, starzy ludzie, mają ułożone zżycie, a wymyślają jakieś głupoty niczym Proust poszukujący straconego czasu. A mimo wszystko nawet krótki powrót do marzeń, i niezrealizowanych pragnień, które kiedyś mieli i pielęgnowali jako młodzi ludzie coś im daje. Choć nie podobało mi się to pod względem czysto pragmatycznym, stwierdziłam, że to piękne. Krótko rekapitulując, głównymi, stale powracającymi cechami powieści japońskiego pisarza są retrospekcje niemal tak liczne jak introspekcje, chociaż nie nazwałabym tych książek na pewno w żadnym stopniu psychologicznymi, choć jeśli zna się i rozumie podstawowe założenie psychoanalizy Freuda to całkiem sporo można w nich odnaleźć. Wpływ traum z dzieciństwa na dalsze losy bohatera, to, że człowiekiem kierują popędy głownie seksualny i samozniszczenia. W książkach Murakami’ego pełno jest samobójców, bądź ludzi którzy chcą się ukarać za własny los, czy też wiedzą, że ich czas się skończył i śmierć jest tym jedynym słusznym, nieuniknionym końcem.
Dodatkowo pisarz kładzie ogromny nacisk na cielesność, która w Japonii mogłaby wydawać się raczej tematem tabu. Niby opisy traktujące o aktach seksualnych są dokładne, ale Murakami umie je wpleść tak, żeby nie wydawały się ordynarne. Nadaje ludzkiemu ciału jakąś wyższą, metafizyczną, wręcz symboliczną wartość, traktuje je często jako portal nierozerwalnie łączący istoty z tego świata realnego i zupełnie nierzeczywistego. Choć wydarzenia są potencjalnie chronologiczne, zastanawia mnie, ze każda książka pokazuje jakieś ludzkie lęki, emocje, czy przemyślenia uprzedmiotowione lub upersonifikowane w dziwny sposób. Gadające koty, człowiek owca, mnogość rozwiązań jest zatrważająca, i choć od początku jako autor powieści Murakami szczególnie mi nie podpasował, stwierdziłam, że to dziwne, ale chce przeczytać więcej. Toteż czytam, czytam. Jego rzeczywistość jest zmityzowana w takim stopniu, że Bruno Schulz by się schował do sklepu cynamonowego, gdyby mógł przeczytać którąś z jego książek. Dodatkowo przenikające przez jego powieści cechy oniryzmu są uwypuklone do tego stopnia, że już w pewnym momencie nie wiadomo, co jest realną, otaczającą bohaterów rzeczywistością. Podoba mi się w nim to, że pomimo potencjalnej konserwatywności i przywiązania do tradycji, Murakami łamie wiele konwencji i choć facet ma już swoje lata, nie boi się kreować bohaterów homoseksualistów, często pisze o kontrowersyjnych aspektach relacji partnerskich, tworzy wiele portretów niezależnych, silnych kobiet, które mogą iść i uprawiać seks, kiedy chcą ,bo im wolno i nikt tego nie ocenia. Akurat w „Kafce nad morzem” urzekł mnie jej tytuł. Wzięłam, bo myślę kurde, gruba, pewnie fajna. Kafka? Franz Kafka? Super, muszę się przekonać, czy chodzi o faceta, który stworzył książkę o najbardziej irracjonalnym procesie wszech czasów, i jaki związek ma to z całą historią Tamury i Pana Nakaty! Zaczyna się nietypowo, nietypowa jest przez cały czas, nietypowo się kończy, a ostatnie zdania rozsadzają mózg. Bohaterowie są zupełnie ze sobą niezwiązani, chłopiec przyjmuje imię Kafka, bo zna pisarza Franza Kafkę, jego biografie, bo był samotny jak on i w pewien sposób z nim sympatyzował. Niesamowite. Ucieka z domu, towarzyszy mu w myślach chłopiec, nie wiadomo czy to jego wewnętrzny głos, czy może jakiś twór nie z tego świata, ta zagadka pozostaje nierozwiązana. W międzyczasie jakiś staruszek rozmawiający z kotami dostaje zlecenie znalezienia zaginionej kotki i spotyka faceta, który te koty porywał. Zabija go, a później wyrusza w podróż hen daleko, sam nie wie gdzie, bo podróż to stały element i motyw przewijający się niemal w każdej powieści Murakami’ego.
Nie wiem, czy to ma sens, czy poszukują siebie, czy czego, ale całkowicie to kupuje. Splatając z sobą kompletnie irracjonalne wydarzenia udaje mu się stworzyć coś, co daje nieskończoną liczbę sensów i całkowicie zajmuje twoje myślenie drogi czytelniku. Czasem rozumiesz co czytasz, a czasem nie, ale przede wszystkim żeby móc Murakami’ego czytać i jeszcze coś z tego wynieść, trzeba znać kontekst. Autorów, do których nawiązuje, czasy które opisuje. Wielokrotnie powraca on do ważnych wydarzeń z historii w Japonii, która po krótce jest zazwyczaj wyjaśniona w przypisach, jednak niekiedy to nie wystarcza. Mimo wszystko, im więcej się go czyta, tym bardziej człowiek oswaja się z tym jego kompletnie łączącym fantastykę i realizm światem i chce się więcej, i więcej, a sposobem żeby się nasycić jest nic innego, jak sięgnięcie po kolejną lekturę.