piątek, 31 stycznia 2014

Scenariusz 15 - ,,Nie jestem twoją fanką!"

Nie jestem twoją fanką!



            Znałam kiedyś małego chłopca. Nazywał się Kim Sunggyu. Chodziliśmy do jednego przedszkola, a później do podstawówki. Nigdy nie kolegowaliśmy się bardziej niż przeciętnie. Był fajtłapą, zawsze wylewał na siebie kompot na stołówce. Jasne, miał jakąś grupkę kolegów, bo pomimo wrodzonej ciapowatości nie był jednak całkowitym społecznym wyrzutkiem. Kiedyś przypadkiem zwymiotował mi na nową bluzę – okazało się, że właśnie w ten sposób w naszej szkole zapanowała epidemia grypy.  Innym razem wylał na mnie zupę. Po prostu trzymałam się od niego z daleka, chociaż nigdy nie miałam mu tego za złe. Gdy znaleźliśmy się w liceum skasował konto na facebooku. Jeszcze przed tym czasem wchodziłam na jego profil. Nie częściej niż na profile innych znajomych, z którymi już nie gadałam. Nie wiedziałam, co teraz robi, czy gdzie przebywa. Aż do zeszłego tygodnia.
Biegłam na przystanek autobusowy, trzymając kurczowo dłoń na grzywce. Jeśli się rozwali, to przysięgam, że się rozpłaczę. Na szczęście udało mi się dotrzeć na miejsce o wyznaczonym czasie, więc jak to miałam w zwyczaju, przystanęłam przy jednej ze sklepowych witryn, przeglądając się w niej. Gdy tylko się odwróciłam, zostałam znokautowana przez wysokiego faceta w czapce z daszkiem i ciemnych okularach. Skinął stroną w moją głowę, po czym pomógł mi wstać. Spod jego czapki wystawały jasnobrązowe kosmyki, a zza okularów dojrzeć dało się dość szerokie, ale nieduże oczy, które… właściwie były dość znajome.
-Nic ci nie jest? – spytał uśmiechając się.
-Nie, spoko, ja tylko… - mój autobus właśnie odjeżdżał – Cholera! – krzyknęłam i pobiegłam, machając w stronę kierowcy – Ahjussi czekaj na mnie!
***
                                                                                                
Nie wiem jak mi poszło – sekretarka powiedziała, że do mnie zadzwonią. Łapałam się każdej możliwej pracy, bo miałam wielkie marzenia, jednak gorzej z ich realizacją.  Chciałam wyjechać, podróżować, kupić wielki dom z basenem – marzenie ściętej głowy! Od zawsze snułam genialne plany i nigdy nie zajmowałam się tym, co większość dziewczyn. Podczas gdy one zakreślały w gazetach zdjęcia swoich idoli, ja pisałam potencjalne filmowe scenariusze, które miałam zamiar kiedyś wcielić w życie. Interesowało mnie scenariopisarstwo. Leżałam w łóżku i rozmyślałam o odległym być może, które kiedyś nastąpi – albo i nie. Jedno było pewne – wszystko jest w moich rękach, a ja zamierzam tego sięgnąć, choćbym miała się po to wspinać na kolanach.
Czekając na telefon od pracodawcy, następnego dnia wybrałam się na zakupy. Właściwie wbrew pozorom były one kolejną okazją, by łyknąć trochę gotówki. Moja przyjaciółka musiała wziąć dzisiaj zmianę, więc poprosiła mnie, bym zaopiekowała się jej młodszym bratem - oczywiście za stosowną opłatą. Nie byłam chciwa, ale w moim życiu zwyczajnie nastąpił okres, kiedy potrzebowałam pieniędzy bardziej niż kiedykolwiek. Jak wzorowa opiekunka szłam z chłopcem, przeprowadzając go za rękę na światłach i tak dalej. Dotarliśmy do centrum handlowego, kiedy nagle malec oznajmił, że chce mu się siku. Stanęliśmy przed drzwiami męskiej toalety, jednak on złapał rąbek mojej czerwonej koszuli i spojrzał na mnie błagalnie.
-Co jest? – spytałam lekko zagubiona. Nie przepadałam za opieką nad dziećmi.
-Noona chodź ze mną -  gdyby ktoś wtedy zobaczył moją minę…
-Ale… to męska toaleta, a ja nie mogę tam wejść – broniłam się jak mogłam.
-Noonaaa… ja muszę – jęczał chłopiec i zanim się obejrzałam, znalazłam się z toalecie.
Na szczęście przy pisuarach nikogo nie było. Chłopiec wszedł do jednej z kabin, a ja stanęłam na czatach. Nie skłamię, jeśli powiem, że była to jedna z dziwniejszych sytuacji w moim życiu. Stałam oparta o drzwi kabiny, gdy nagle z sąsiedniej ktoś wyszedł. No to klops. Moim oczom ukazał się ten sam chłopak co wczoraj, jednak teraz nie miał na sobie okularów. No tak, przecież gdyby nosił okulary przeciwsłoneczne w pomieszczeniu, byłoby to dość idiotyczne. Nerwowo zaczęłam oglądać paznokcie, gdy on nie obdarzywszy mnie nawet spojrzeniem poszedł myć ręce. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk.
-Yah! Park Ji Yong! Zawsze latałaś z głową w chmurach, ale żeby pomylić toalety?
-Ja.. to nie tak. Opiekuje się chłopcem, on jest … - wskazałam wymownie na drzwi, pod którymi stałam – w środku jest.
Chwila, coś tu śmierdziało. Ja-go-kurczę-znałam! Ale cholera, nie wiedziałam skąd. Moja pamięć miała dość parszywy zwyczaj zawodzić mnie w decydujących momentach. Uśmiechał się głupkowato i zmierzając w stronę drzwi włożył ręce do kieszeni.
-Hej, ty! Chłopcze bez oczu! – nie mogłam się powstrzymać. Gdy się uśmiechał, jego oczy zamieniały się w takie zabawne małe szparki.
-Park Ji Yong. Nie pozwalaj sobie! – odwróciwszy się przygryzł wargę.
-Skąd znasz moje imię? Znamy się?
-Myślałem, że w podstawówce wywarłem na tobie zdecydowanie zbyt silne wrażenie, a tu proszę. Ty wciąż mnie nie pamiętasz! Nic się nie zmieniłaś, Ji Yong. Zawsze byłaś zapominalska, chociaż gdyby dziś ktoś mnie spytał, jak zapaść dziewczynie w pamięć, przysiągłbym, że rzucenie na nią pawia jest strzałem w dziesiątkę!
-YAH! TO TY! KIM SUNGGYU!
-We własnej osobie – roześmiał się uroczo. Oczywiście uroczo jak na chłopca, który kiedyś potykał się o własne stopy.
Rozmowę przerwał nam malec wychodzący z kabiny, przy której stałam.
-Noona, jesteś najlepsza, że mnie pilnowałaś! – pobiegł ucieszony do umywalki.
Zanim się zorientowałam, Sunggyu już nie było. Skubaniec musiał niepostrzeżenie zwiać mi sprzed nosa, a szkoda. Właściwie pomimo tego, że byłam już pewna kim jest, miałam nieodparte wrażenie, że znam go jeszcze skądś.

Sprawy się pokomplikowały. Przyjaciółka wzięła nocny dyżur, więc jej braciszek został u mnie na noc. Mieszkałam sama, a mój dom nie wyglądał na najczystszy, ale raz się żyje. Zrobiłam płatki na mleku, chłopiec chwilę porysował i cieszyłam się, że pewnie zaraz pójdzie spać, jednak nie mogłam się bardziej mylić. Wylądowałam na kanapie sterroryzowana przed 4-letniego już-nie-berbecia, który całkowicie zawładnął pilotem od telewizora. Ku mojemu zdziwieniu nie wybrał żadnej bajki, więc oglądaliśmy jakiś przegląd nowości na kanale muzycznym. Nie interesowałam się zbytnio kpopem, więc nazwy zespołów, które przeciętna nastolatka wymienia przez sen razem ze wszystkimi ich członkami były dla mnie czymś dziwnym  i niezrozumiałym. Zapamiętałam jakąś młodą, solową artystkę śpiewającą o różach, girlsband, który ciągle zmieniał członkinie i nawet jeden zespół męski składający się z jakiejś ogromnej liczby chłopców, którzy mieli na sobie takie śmieszne getry i wyli.* Jako następny był siedmioosobowy boysband, którego piosenka zaczynała się bardzo chwytliwą muzyczką. Tańczyli fajnie, nawet jak na mój bardzo krytyczny gust.  O-kurczę-tego-się-nie-spodziewałam.
-YAH KIM SUNGGYU! CO ROBISZ W TELEWIZJI? – wykrzykując te słowa chyba właśnie spadłam z kanapy.
-Noona, nie znasz ich? – krzyknął podekscytowany chłopiec – to Infinite! Noona, jak możesz ich nie znać? – wciąż patrzyłam jak wmurowana na tylko jednego z całej siódemki – podoba ci się Noona? – roześmiał się chłopiec – Ma na imię Sunggyu! Na pewno ma dużo fanek!
Osz – ja – cię – pierdziele, serio?
***
Następne dwa tygodnie minęły mi spokojnie. Sprawdziłam w sieci kilka kawałków Infinite i sama niechętnie przyznałam, że są całkiem fajni. Co prawda niezliczoną ilość razy zadałam sobie pytanie,  jak tej fajtłapie się to udało, chociaż nie sposób było nie przyznać, że wyprzystojniał i to tak konkretnie. Od tamtej pory już się na niego nie natknęłam – nic dziwnego, pewnie był bardzo zajęty. W tym czasie zadzwonili do mnie z wytwórni, w której byłam na rozmowie kwalifikacyjnej – dostałam pracę. Sami widzicie, ale byłam zbyt zajęta, by nawet o nim myśleć. Co prawda byłam tam „chłopcem”, a raczej dziewczynką na posyłki, ale tak właśnie reżyserowie i doświadczeni scenarzyści traktują statystów przyjętych na okres próbny. Wszędzie nosiłam ze sobą niewielki notesik, w którym spisywałam pomysły, czy szkice scenariuszy tworzonych przeze mnie w głowie. Czas mijał mi bardzo szybko i nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyłam się tam zadomowić. Nie było lekko, ale wierzyłam, że na wszystko co dobre w życiu, trzeba zapracować. Powiedzenie to przyświecało mi w każdej chwili.
Założyłam trampki i wybiegłam z domu. Miałam spotkać się z przyjaciółką, by obejrzeć film, ale jak zwykle żyłam z głową w chmurach i zebrałam się do wyjścia zdecydowanie za późno. Nic dziwnego, że w szkole średniej nadano mi przydomek: Park Ji Yong – wiecznie spóźniona.
Gdy wracałam, tradycyjnie musiało zrobić się o jakieś milion stopni zimniej, zaczęło lać, a ja oddałabym wszystko za czapkę. Jak na złość okazało się, że moja przyjaciółka jest ogromną fanką Infinite i na drogę pożyczyła mi czapkę z właśnie kurczę, symbolem nieskończoności. Czy moje życie mogło być dziwniejsze? Otóż tak.
Stanęłam pod dachem jednej z restauracji, z której właśnie wyszła grupka chłopaków ubranych na czarno jak przedstawiciele domów pogrzebowych, a w dodatku w ciemnych okularach – nie żeby na ulicy panował zupełny mrok. Szli w kierunku podstawionego na rogu ulicy vana, gdy nagle jeden z nich zaczął mi się przyglądać, powiedział coś do kolegów i podbiegł do mnie.
-Park Ji Yong fanką Infinite! No ładnie! – roześmiał się zsuwając okulary z nosa.
-To znowu ty….? – spytałam niemal znudzona, ale trzęsąc się z zimna – czapka nie jest moja. NIE JESTEM TWOJĄ FANKĄ !!! – o nie, nie, nie. Niech sobie nie myśli.
-Jasne – puścił oko w moją stronę. Aha, pewnie myśli, że jaram się nim jak głupia nastolatka. A teraz zauważył, jak dygoczę – nie chcesz może podwózki, czy coś?
-Nie, no co ty. Poradzę sobie.
-Uhm – uniósł jedną brew – Wracajcie beze mnie! – krzyknął w stronę chłopaków. Co on knuł?
-A ty co? Dlaczego z nimi nie jedziesz?
-A wiesz, tak po prostu lubię sobie moknąć – odparował głupkowato.
Zanim się obejrzałam przyjechał autobus, do którego wsiadłam, a on za mną.
-Nie żebym nie była spostrzegawcza – zaczęłam dyplomatycznie – Ale taka supergwiazda jak ty raczej nie mieszka w mojej okolicy.
-Punkt dla ciebie – wzruszył ramionami – a gdybym powiedział, że miałem cichą nadzieje, że zaprosisz mnie na herbatę?
-Ale pod jednym warunkiem – zaśmiałam się – nie wylej jej na siebie, bo nie zamierzam płacić ci odszkodowania za poparzenia – no ładnie mu pocisnęłam!

Siedzieliśmy przy kuchennym blacie, a ja mąciłam łyżeczką w swoim kubku. Panowała niezręczna cisza. Czego ja się spodziewałam? Dlaczego  go tutaj wpuściłam? Powinnam była odprawić go z kwitkiem, bo znając życie nasze zdjęcie znajdzie się jutro w pierwszym lepszym brukowcu, a wszystkie najwierniejsze, kurczę fanki będą chciały mnie zamordować. Brawo Park Ji Yong, cudowny początek dla wzbijającej się na wyżyny kariery scenarzystki. Jakoś poszło. Rozmawialiśmy, trochę żartowaliśmy, o dziwo udało się nie wspomnieć wylanej zupy ani rzygów na moim swetrze, przez co wieczór uznać mogłam za potencjalnie udany. Gdy miał już wychodzić, założywszy buty stanął przed drzwiami, a ja tylko uśmiechałam się głupkowato na widok jego maleńkich-ale-pięknych roześmianych oczu.
-Na co się tak patrzysz? – spytał przechylając lekko głowę.
-Na nic – wybroniłam się.
-Ji Yong…
-Tak?
-Masz tu coś – dotknął kącika moich ust i zanim zdążyłam się zorientować co knuje, zwyczajnie przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Słabe – skwitowałam, kiedy oderwaliśmy się od siebie, a wtedy pocałował mnie ponownie.
Naprawdę nie wiedziałam, jakim cudem taka ciapa może być mistrzem w przygryzaniu warg. Gdyby w gimnazjum ktoś powiedział mi, że kiedyś będę się z nim całować, pewnie zażartowałabym, że na drugi dzień w gazetach pojawiłyby się wstrząsające artykuły o tytułach brzmiących mniej więcej jak:  „Młoda Koreanka wykrwawiła się na śmierć, bo jej ciapowaty chłopak przegryzł jej wargę”, ups.

A jednak kurczę, bardzo mi się podobał. Ale był gwiazdą. Jednak wciąż mi się podobał. A co jeśli dalej jest ciapą? Ale przecież tak dobrze całował. Wszystko we mnie walczyło ze sobą jak na najzacieklejszym polu bitwy, aish.

Za każdym razem gdy się spotykaliśmy, dało się odczuć przyjemny dreszcz emocji ukrywanego w tajemnicy uczucia.

Niespodziewanie szybko skończyłam okres próbny jako asystentka scenarzysty. Ktoś w biurze znalazł mój notatnik, który kiedyś musiałam zgubić – głupi ma zawsze szczęście. Reżyser przeczytał moje notatki i szkice, gdy tylko zobaczył, że to nie pamiętnik, więc nie miał oporów by tego nie robić. Następnego dnia zaproponowano mi swoisty debiut w branży. Jeden z moich scenariuszy wykorzystać chcieli do teledysku zespołu, który miał być niedługo kręcony w naszym studiu. Przypadek? Zbieg okoliczności, a może zwykle szczęście? Tego dnia wszyscy uwijali się w robocie jak mrówki, a ja rozmawiałam z reżyserem, czekając aż dotrze do nas ów zespół. Wparowali do studia gadając i śmiejąc się. I wiecie co? Jeden z nich potknął się o kabel, a ja wiedziałam, że to mój chłopak.
-Yah! Kim Sunggyu! Nic się nie zmieniłeś! – rzuciłam roześmiana, zakrywając usta dłonią.
Chłopcy skinęli głowami w moją stronę w geście przywitania, a ten, gdy tylko wyplątał się z kabli podszedł do mnie i dał mi słodkiego buziaka.


Głupi zawsze ma szczęście, jednak z czasem zaczęłam się zastanawiać, o które z nas chodzi.

***


* Aluzja do Lee Hi, T-ary i EXO.

Scenariusz na zamówienie Park Ji Yong. Mam nadzieję, że ci się podobał :) Bardzo dawno nic nie pisałam, więc jeśli ubyło mi umiejętności, to przepraszam~.

8 komentarzy:

  1. Matko, scenopisarstwo, sama o tym nie raz myślałam, czy by nie wziąć tego pod uwagę, ale częściej jednak wątpię w swoje umiejętności, niż w nie wierzę. Mile mnie zaskoczyłaś faktem, że użyłaś tu mojego pseudonimu. Łatwiej było mi się wczuć w sytuację. Bohaterka o podobnych aspiracjach, przemyślenia niczym wyjęte z mojej głowy. Sarkazm i komizm, ale z taką fajną uroczą nutką. Lekkość i pozytywne emocje. Naprawdę przyjemnie się czytało. Ach, Sunggyu i te jego kochane oczka, taka ciapowatość, takie rozmówki, no wszystko takie cudowne! W dodatku napisałaś coś tak szybko!
    Pisz, pisz, pisz kiedy tylko masz pomysł i okazję! Właśnie zyskałaś nową fankę i z ochotą przeczytałabym kolejne Twoje prace. Nie wyszłaś z wprawy, nie brakuje Ci umiejętności. Nic dodać, nic ująć. Dziękuję jeszcze raz! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak! Zapomniałam dodać! Bardzo podobało mi się zakończenie, takie jedno zdanie podsumowujące, niczym w przyjemnie oglądanej historii. Tak! To też było cudowne! *-*

      Usuń
  2. Ojejku... jakie słodkie! Sunggyu taki uroczy... Przed przeczytaniem tego scenariusza chciało mi się spać, a teraz taka jakaś rozbudzona jestem. CUDOWNY. Życzę weny i czekam na następny scenariusz, lub nowy rozdział "Trainee" <3 / Rin

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak dawno nie było u ciebie scenariuszy *___* o, matko. Miło jest znowu jeden przeczytać <333. Bardzo mi się podoba! Szczególnie motyw z pisaniem scenariuszy, z fajtłapą i momentem pocałunku, ach *____*

    OdpowiedzUsuń
  4. OMOMOMOMO =*,*= Wydaje mi się że oglądałam taką dramę jak twoje opowiadanie ^^
    Moim zdaniem powinnaś pisać książki z takimi opowiadaniami. Obiecuje że kupie je wszystkie xd
    No cóż raczej nic nowego i oryginalnego nie napisze tu więc po prostu powiem że nie mogę się doczekać na następny rozdział no i mam nadzieję że nie musimy czekac na następne rozdziały długo.
    Hwaiting!! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ^ ^ A to zdanie na końcu... Genialne <3 !!! Co prawda kiedyś uwielbiałam wręcz Infinite. Był to jakby nie patrzeć mój pierwszy zespół ze świata kpopu ;) Najbardziej lubiłam Sung Jong'a, bo był przesłodki i miał taką skórę jak u niemowlaka ^ ^ Od momentu obejrzenia Sesame Player 2, z nimi w roli głównej, po odcinku ze sprzątaniem (nie wiem czy oglądałaś?) znielubiłam Sunggyu do granic możliwości i narazie nic nie jest w stanie zmienić mojego zdania... Co prawda nie słucham już ich muzyki, jedynie jak chce sobie potańczyć, a ich nowe kawałki straciły dla mnie urok starego Infinite, ale mogę powiedzieć, że były to naprawdę ciekawe miesiące ;) Taka mała historia z mojego życia XD Pozdrawiam
    Akane

    OdpowiedzUsuń
  6. To było taaaakie uroooocze ❤ :>
    Gyu wzbudził u mnie instynkt opiekuńczy, miałam ochotę go przytulić :>
    Ach, to było świetne!
    Życzę dużo weny na przyszłość~

    OdpowiedzUsuń