Żyłam w niewielkim,
prowincjonalnym miasteczku, w którym pomimo stale przebijających się do naszego
życia ze wszystkich stron nowinek technicznych, wciąż hołdowano starym
tradycjom i obyczajom. Ludzie określali to miejsce na wiele niepochlebnych
sposobów. Mówili, że sam bóg o nas zapomniał, że jesteśmy staroświeccy i
ograniczeni, turyści współczuli nam wiedząc, że mieszkamy tutaj na co dzień.
Oczywiście mieliśmy komórki, ale o tabletach, xboxach, czy innych tego rodzaju
udogodnieniach mogliśmy zapomnieć. Mieliśmy tu staromodne kamienice, ratusze i
inne pożal-się-boże wariactwa, które burmistrz określał jako nasze dziedzictwo.
Tak czy inaczej, byliśmy staroświeccy, jednak nie na co dzień. W szkole nie
obowiązywały mundurki, ani żadne tego rodzaju głupstwa. Mieliśmy szafki i tak
dalej. Właśnie wbiegałam do ogromnego budynku, wyraźnie spóźniona na pierwszą
lekcję, którą była historia. Nauczyciela jeszcze nie było, więc wpadłam na
swoje miejsce jak petarda i dałam sobie chwilkę żeby odetchnąć. Omiotłam
wzrokiem klasę, ale coś się tu nie zgadzało. Dotychczas puste miejsce w
pierwszej ławce było zajęte, ale nie widziałam twarzy nowego. Miał ma sobie
czarne spodnie i koszulę w tym samym kolorze. Odwrócił się w moją stronę, a ja
poczułam, jak na moje policzki napływa delikatny rumieniec. Dlaczego tak łatwo
było mnie zawstydzić? Oczywiście był w naszym wieku, jednak jego zamyślone oczy
nadawały mu ciekawy wyraz, przez co mógł wydawać się starszy i zdecydowanie
bardziej poważny. Włosy miał kruczoczarne, lekko pokręcone, a całość dawała
dość niepokojący, a jednocześnie intrygujący efekt. Wyglądał jak zły brat
typowego blond księcia z bajki. Nauczyciel wszedł do klasy, podkręcając swój
obsceniczny wąs na palcu. Rzuciwszy na biurko opasły podręcznik, omiótł wzrokiem
wszystkich uczniów i zatrzymał wzrok na nowym. Belfer był młodym mężczyzną, a
jednak jego ubrania i uczesanie sprawiały jakby urwał się z jednej z tych
koreańskich dram historycznych, gdzie postacie z przeszłości przenoszą się do
świata współczesnego.
-Witam was po wakacjach moi
drodzy – świdrował nowego wzrokiem – Jak pewnie udało wam się już zauważyć,
mamy w klasie nowego ucznia – wskazał na niego dłonią – wstań proszę i
przedstaw się nam.
Chłopak w nonszalancki sposób
podniósł się z krzesła, podszedł do biurka nauczyciela, po czym w pozie
przypominającej nie-całkiem-poprawny-kontrapost przełknął ślinę, co zdradziło
jego zdenerwowanie. Chwile później, na jego twarz wkroczył leniwy uśmiech, a on
otworzył usta.
-Cześć wszystkim – zaczął
przygryzając lekko wargę – Jestem Lee Seung Hyun, znajomi mówią na mnie
Seungri. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować.
-Dziękujemy ci – nauczyciel
skinął w jego stronę – możesz usiąść.
Jedyne, co udało mi się
usłyszeć podczas gdy wracał na miejsce to: „no tak, jeszcze nie mam tutaj
znajomych”. Podświadomie czułam jednak, że zdobycie ich nie będzie dla niego
żadnym wyzwaniem. W końcu słowo seungri oznaczało zwycięstwo.
***
Nie minął miesiąc, a państwo
Lee zajęli znaczące miejsce w radzie miasta, przez co stali się prawdziwymi
szychami. Seung Hyun zdobył grupkę oddanych kumpli, których złośliwie nazywano
czasem jego sługusami. Miał kasę, był przystojny, czego chcieć więcej? Nastawał
koniec października, a w naszym mieście nieubłaganie zbliżała się rocznica spalenia
jednego ze starych kościołów, w którym podobno kiedyś mordowano czarownice.
Oczywiście nikt nie wierzył w te bajki, jednak jak już wspominałam, zabobonna
starszyzna upierała się, by co roku oddawać hołd temu wydarzeniu. Wielokrotnie miałam wrażenie, że los zakpił
sobie z mieszkańców miasteczka, zważywszy na to, iż owe święto miało miejsce
dokładnie wtedy, kiedy halloween. Podeszłam do szafki i przytuliwszy lewą ręką
książki do piersi, prawą udało mi się ją otworzyć. Ze środka wypadła czerwona
koperta, która zawirowała w powietrzu i upadła na ziemię. Włożywszy książki do
szafki sięgnęłam po nią, jednak jej nie otworzyłam.
Wracając do domu oczekiwałam
chwili, gdy tylko znajdę się w swoim pokoju i ukrywając się jak największy
złoczyńca przed młodszą siostrą i rodzicami będę mogła ją otworzyć. Brzmiało
głupio, prawda? Tak właśnie się czułam, a jednak cała sytuacja napawała mnie
dziwną ekscytacją.
Wbiegłam do swojego pokoju i
zatrzasnąwszy za sobą drzwi, oparłam się o nie plecami ciężko oddychając.
Zrzuciłam plecak na podłogę, opadłam na łóżko i zaczęłam przekręcać w palcach
czerwoną kopertę, na której nie było ani śladu nadawcy. Wciągnęłam powietrze ze
świstem i powoli ją otworzyłam. W środku znajdował się arkusz delikatnie złoconego, grubszego
papieru, złożonego w pół. Przez chwilę
przyglądałam się delikatnym zdobieniom, ale ciekawość wzięła nade mną górę.
Kartka zapełniona byłą pochyłymi ale starannymi literami nakreślonymi
pieczołowicie czarnym atramentem.
Z
największą przyjemnością pragnę zaprosić panią na bal maskowy, który odbędzie
się w mojej posiadłości w ten piątek o godzinie 2000. Nie daj nikomu
poznać swojej twarzy.
L.S.H
Nie podlegało najmniejszej
wątpliwości, od kogo był ten liścik. Nie musiał podawać adresu, ponieważ chyba
każdy wiedział, gdzie mieszka obecnie najbogatsza rodzina w tym mieście. Mieli
ogromną posiadłość na wzgórzu, która kiedyś należała do szlacheckich rodzin.
Dziś był wtorek, a ja zdenerwowana zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak mało
czasu mi zostało. Nie miałam sukienki.
W szkole byłam lekko
rozczarowana. Przyglądałam się znajomym z klasy, przewracającym w dłoniach
podobne koperty. Seungri lawirował wśród ławek, rozmawiając ze wszystkimi, a
jego oczy błyszczały w charakterystyczny, świadczący o ekscytacji sposób.
Dziewczyny rzucały mu rozmarzone spojrzenia, które ignorował, a chłopcy
przybijali mu piątki. Wszyscy jak leci deklarowali się, że na pewno przyjdą,
pytając przy okazji, ile wziąć alkoholu.
-Żadnego alkoholu kretyni –
roześmiał się w stronę chłopaków drużyny futbolowej – to ma być kulturalna
impreza. Nie będę żadnego z was zgarniał z kałuży rzygów.
***
-Kochanie – krzyknęła mama z kuchni.
-Co jest?
-Ten syn radców miasta, znasz go może? – spytała wyraźnie
zainteresowana.
-Tak mamo, jest ze mną w klasie – odparłam spokojnie,
zgarnąwszy jabłko ze stojącej na stole miski z owocami.
-Jaki jest? – kontynuowana podekscytowana.
-No wiesz, spoko – przeżuwałam kęs owocu – bardzo
towarzyski – wzruszyłam ramionami i poszłam na górę.
Moja mama nie miała w zwyczaju
urządzania sobie ze mną pogaduszek na temat szkolnych kolegów, jednak powiedziałam
jej, że zaprosił mnie w piątek na bal
maskowy. Świergotała ze szczęścia, moja młodsza siostra wzdychała a ja…
denerwowałam się coraz bardziej. Godzinami rozprawiały o moim makijażu, sukience
i tak dalej, czyli o tym, co powinno być odzwierciedleniem moich fantazji, nie
ich.
Nastał upragniony, piątkowy
wieczór, a ja oczywiście bardzo się stresowałam. Włosy miałam pokręcone i
spięte u góry w wymyślny sposób, przez co z każdym ruchem obawiałam się, że ta
fryzura nie przetrwa dziesięciu minut. Patrząc w lustro widziałam granatową,
pofalowaną suknię, która podkreślała moją bladą cerę. Moje policzki błyszczały delikatnym, pudrowym
blaskiem, a oczy podkreślały odcienie szarości. Siostra stała przy mnie nie
dowierzając.
-Unnie, wyglądasz
prześlicznie, ale brakuje ci jednego – założyła mi na oczy delikatną maskę z
czarnej koronki. Raz kozie śmierć.
Atmosfera w posiadłości była
naprawdę… dziwna. Muzyka była tak głośna, że nie dało się słyszeć żadnej z
rozmów, nawet jeśli rozmówca stał przed tobą. Na zmianę leciały klasyczne i
nowoczesne kawałki. Wszyscy ubrani byli w suknie i garnitury. Ogromną salę
balową rozświetlał blask poustawianych na stołach z przekąskami świec, a ja
delikatnie skubałam palec czarnej rękawiczki zadając sobie pytanie, co mnie
podkusiło, żeby tutaj przyjść. Stałam przez chwilę na środku pomieszczenia,
obserwując lawirujące w tańcu pary. Poczułam dotyk palca na swoim ramieniu, a
gdy odwróciłam się, zobaczyłam nieznajomego w idealnie skrojonym czarnym
garniturze, z czarną maską. Obdarzył mnie idealnie białym uśmiechem, po czym
ukłonił się, wyciągając dłoń w moją stronę.
-Czy można prosić? – spytał
nonszalancko.
Nie odpowiedziałam, tylko
dygnęłam i podałam mu dłoń. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa.
Poprowadził mnie w tańcu, a gdy piosenka się skończyła puściłam jego dłoń, a on
zniknął w tłumie. Dopiero gdy odszedł uświadomiłam sobie, z kim właśnie
tańczyłam. Lee Seung Hyun. Śledząc w tłumie czarną, połyskującą maskę ruszyłam,
wiedziona jakby jakąś dziwną, niezrozumiałą
siłą. Doprowadziło mnie to do
niewielkiej altanki, do której weszłam, opierając się o poręcz. Z tego miejsca
doskonale widać było świetloną blaskiem świec posiadłość i dobywającą się z
niej delikatną teraz muzykę.
-Podoba ci się? – z ciszy
dobył się głos.
-Kto tu jest? – rozejrzałam
się, jednak nie mogłam niczego dostrzec w panującym mroku nocy.
Z ciemności wyłonił się książę
w czarnej masce, który przyciągnął mnie do siebie i pocałował, zanim zdążyłam
złapać oddech. Poczułam jak moje serce łopocze niczym wystraszony, chcący
wyrwać się z mojej piersi ptak, a loki rozsypują się kaskadą na moje plecy.
Jego ciepłe i miękkie usta i oddech pachnący delikatną miętą. Jego żeby na
mojej dolnej wardze, gdy pragnęłam, by nigdy nie przestawał.
-Min Soo… - zaczął, a mnie
otoczył przerażający dźwięk i szarpanie.
-MIN SOO UNNI, WSTAWAJ! –
krzyczała moja młodsza siostra – Spóźnisz się do szkoły wariatko! Kyungsoo już
na ciebie czeka!
A więc wszystko to było
jedynie snem. Zebrałam się jak tylko mogłam najszybciej, jednak czułam rosnące
we mnie z minuty na minutę rozczarowanie. Zapomniałam o całym świecie, gdy
otworzyłam drzwi i wychodząc na ganek zobaczyłam uśmiech Kyungsoo. Opierał się
o poręcz i gdy na mnie patrzył, widziałam w jego oczach bezgraniczną miłość i
oddanie.
-Długo czekałeś? – spytałam
przepraszającym tonem.
-Nie – dał mi słodkiego
buziaka w policzek – Chodźmy do szkoły – splótł swoją silną dłoń z moją,
znacznie mniejszą i ruszyliśmy ramię w ramię. Przez te wakacje bardzo urósł,
zmężniał, stał się chłopakiem idealnym. Idealnym dla mnie.
Gdy doszliśmy do szkoły, a on otworzył
przede mną drzwi klasy, stanęłam jak wryta.
-Coś się stało? – spytał
przejęty, ściskając moją dłoń.
-Nie, nic. – odparłam
przełykając ślinę.
-Na pewno wszystko w porządku?
– w jego głosie słychać było troskę.
-Tak – na sztywnych nogach
poszłam na swoje miejsce, rzucając Kyungsoo ostatni przed rozpoczęciem lekcji
uśmiech.
W pierwszej ławce siedział
chłopak w czarnej koszuli.
***
To tyle, jeśli chodzi o chwilowo ukończone scenariusze :) Za następne zamierzam zabrać się w trakcie weekendu, więc mam nadzieję, że osoby, które zamówiły dla siebie w poprzedniej notce opowiadania będą cierpliwe ^o^ W tym tygodniu przewiduję tez nowy rozdział "Trainee" i to chyba tyle, jeśli chodzi o aktualności. Ten scenariusz był dla mojej koleżanki, bo poprosiła mnie o niego jakiś czas temu. Mam nadzieję, że wam się podoba. Buziaki i do następnej notki ~~
bardzo fajne i pomysłowe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oo. Uwielbiam takie posty. *.*
OdpowiedzUsuńJeeeej! Nowa notka <3 Super super super!!! Mega pomysłowe, Wkręciło mnie na maxa ale to jak każdy twój wpis :3
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością oczywiście czekam na kolejny rozdział trainee!! I owszem będę bardzo cierpliwa :3
Ojejku~! <3 Jakie fajne... chodź zaskoczyłaś mnie tym snem. xD Ten scenariusz poprawił mi humor, bo zaraz muszę iść się uczyć fizykii... :C Czekam na trainee!! < 3 / Rin
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy ;) Naprawdę pomyśl kiedyś o pisaniu kontynuacji, bo okropnie mnie intrygują ^ ^ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAkane
Świetny scenariusz <3 zakochałam się w nim !
OdpowiedzUsuńhttp://dorota-nevergiveup.blogspot.com/
sweet ;)
OdpowiedzUsuń