wtorek, 26 listopada 2013

Trainee 5

Hej kochani~ dziś oddaję w wasze ręce piąty rozdział. Może nie jest zbyt ambitny, ale lekki i przyjemny. Potrzebowałam czegoś takiego, więc mam nadzieję, że i wam poprawi humory w tę okropną pogodę T^T

Rozdział 5

Był środek jesieni, która w seulskim krajobrazie wyglądała szczególnie malowniczo. Po ponad miesiącu męczących treningów, dziewczyny dostały dzień wolnego, który mogły spożytkować wedle własnych upodobań. Co prawda, to tylko jeden dzień, ale trzeba brać co dają, pomyślała raperka. Ina wcisnęła na głowę full cap’a i wybiegła z autobusu. Przed wejściem do wesołego miasteczka ujrzała swojego ojca i młodszego brata, Ji Hoo. Pobiegła w ich stronę ile sił w nogach. Chłopiec rzucił jej się na szyję. Stojąc przed bramą wyglądali jak szczęśliwa rodzinka. Cóż, pozory mylą.
-Dasz sobie z nim radę przez cały dzień? – spytał ojciec.
-Jasne, możesz już iść – odpowiedziała chłodno Ina.
Mężczyzna zignorował ją, pogłaskał chłopca po głowie i odszedł do samochodu. Ina odprowadziła go wzrokiem, prawie żałując, że tak ostro potraktowała ojca.
-Noona, naprawdę pójdziemy do wesołego miasteczka? – spytał uradowany Ji Hoo.
-Jasne! Co chciałbyś robić?
-Chodźmy po watę cukrową!
-Wata cukrowa sama do was przyszła – usłyszeli z oddali miły głos.
Oczom Iny ukazał się chłopak średniego wzrostu, o rozwianej przez silny, lecz ciepły wiatr blond czuprynie, ubrany w granatową bluzę baseballówkę  i ciemne dżinsy. Na nogach miał zwyczajne, białe air max’y. Wyglądał jak przeciętny chłopak, nie celebryta. No może z wyjątkiem nieprzeciętnej urody. W takim wydaniu najbardziej go lubiła.
-Luhan! – Ina odgarnęła długą, czarną grzywkę z oczu – co tutaj robisz?
-Dziewczyny powiedziały mi, że spędzasz dzisiaj dzień z Ji Hoo. Będzie problemem, jeśli się przyłączę?
Ina odpowiedziała mu uśmiechem. Ostatni ciepły dzień jesieni chciała spędzić z bratem w wesołym miasteczku, jednak czy Luhan będzie jej przeszkadzał? Na pewno nie. Dziewczynę przeszedł dreszcz ekscytacji.
***

Minęły dwa tygodnie, odkąd chłopak EunSoo z nią zerwał. Dziś mieli się spotkać. JunHyung wrócił do Korei na jakiś czas, by odwiedzić rodzinę i przyjaciół, a jak wspominał, nie chciał tracić kontaktu z EunSoo. Jakież to wspaniałomyślne, pomyślała sarkastycznie maknae. Szkoda jednak, że jej zdanie było zupełnie inne. Mimo to, nie odmówiła spotkania. Wykonywała ostatnie pociągnięcia szminką w biegu i przyglądała się swojemu odbiciu we wszystkich sklepowych szybach, jakie zdarzyło jej się minąć. Umówili się w kawiarni na rogu Gangnam. Dziewczyna przystanęła, wciągnęła głośno powietrze, poprawiła żakiet i przykleiwszy na twarz możliwie beztroski wyraz, weszła do środka, kołysząc się delikatnie na szpilkach. Gdy ujrzała go siedzącego przy stoliku, serce jej stanęło. JunHyung prawie się nie zmienił, wciąż był przystojny. Nawet pomimo zerwania, wciąż przyprawiał ją o ten sam skręt żołądka. Dlaczego musiał być jej pierwszą miłością? Uczucie, które dawało jej tyle radości teraz stało się dla dziewczyny jedynie niewygodnym ciężarem.
-Przyszłaś!
-T-tak, cześć – odpowiedziała jąkając się, za co skarciła się w duchu.
-Co u ciebie? Kopę lat! Praca w wytwórni ci służy, wyglądasz świetnie!
-Dziękuję…
-Siadaj, napijemy się czegoś?
-Poproszę sok.
-Kelner? – JunHyung machnął ręką na chłopaka w fartuchu, który chwilę później pojawił się przed nimi gotowy do przyjęcia zamówienia – Sok jabłkowy i Americano.
Chłopak skinął głową w ich kierunku, po czym zniknął przy barze.  Niedługo później otrzymali swoje zamówienia, jednak atmosfera towarzysząca rozmowie dwójki byłych zakochanych zbyt gęsta, przynajmniej dla EunSoo. Nie czułą się ani trochę swobodnie, a każda chwila spędzona w jego towarzystwie była dla niej swoistą udręką. Chłopak sprawiał wrażenie wyluzowanego i bardzo skupionego na opowiadaniu o własnych osiągnięciach. Opróżniwszy swoją szklankę, EunSoo wodziła słomką po pustym denku naczynia. Szklanka była bardziej interesująca od niego, serio.
-EunSoo? – zaczął JunHyung.
-Tak? – podniosła wzrok nieprzytomna.
-Nie nudzę cię?
-Nie, skądże – odparła, wymuszając uśmiech.
-A więc na czym to ja skończyłem – i tu znów zaczął swój nie kończący się monolog…
Wszystkie uczucia i pytania, które EunSoo miała w sobie idąc tutaj, zwyczajnie zaczęły się ulatniać.  Jakim cudem nigdy nie zauważyła jego wad? Czy to prawda, że pierwsza miłość rządzi się własnymi prawami, a na wybranka patrzymy jedynie przez różowe okulary? Chyba tak. Nie widziała w nim już swojej pierwszej miłości, a jedynie zadufanego w sobie, choć bardzo przystojnego młodego mężczyznę. Z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos i czyjaś dłoń dotykająca ramienia dziewczyny.
-EunSoo?
-Sehun?! Co tutaj robisz? – spytała równie zdziwiona jak on.
-Przecież byliśmy umówieni – puścił jej oko.
-No tak.. na śmierć zapomniałam – podchwyciła – JunHyung…- zwróciła się do swojego towarzysza -  to jest…
-Oh Sehun, jej chłopak –dokończył blondyn.
Dziewczyna otworzyła  oczy w zdumieniu, i zanim zorientowała się, zostawiła JunHyung’a samego przy stole i wraz z Sehun’em podążali w stronę wyjścia.
-Sehun…
-Hm?
-Ale ty nie jesteś moim chłopakiem…
-I co z tego? – przy tych słowach objął ją ramieniem – Chodź kochanie – rzucił to bardziej w stronę JunHyung’a – Miło było cię poznać!
Gdy znajdowali się przed lokalem, wszystkie emocje EunSoo znalazły ujście. Nie będąc pewną, co tak naprawdę czuje, po prostu się roześmiała.
-Jak mnie tutaj znalazłeś? – spytała po chwili z poważną miną.
-Akurat przechodziłem – chłopak wzruszył ramionami.
-I tak ci nie wierzę – uśmiechnęła się biorąc go pod rękę – to gdzie idziemy?

***

-Boże, chyba zaraz zwymiotuję – krzyknęła Ina, łapiąc się za brzuch.
-Mówiłem, że to zły pomysł – wtrącił Luhan.
-Ale było fajnie, ja chcę jeszcze raz! – krzyczał JiHoo biegając wokół nich, choć wyglądało to bardziej jakby kręcił się wokół własnej osi. – Noona, pójdziemy jeszcze raz?
-Ji Hoo, nie – wybełkotała Ina, tym razem przykładając dłoń do ust – ja, chyba.. pójdę usiąść.
Dziewczyna powlokła się chwiejnym krokiem w kierunku najbliższej ławki, na którą opadła z prawdziwym westchnieniem ulgi. Nienawidziła kolejek górskich, jednak nigdy nie potrafiła odmówić Ji Hoo, kiedy ją o coś poprosił. Nie byli typowym, kłócącym się rodzeństwem. Ji Hoo pomimo bardzo młodego wieku był nadzwyczaj inteligentny, przez co bardzo dobrze dogadywał się z siostrą. Zawsze potrafił zrozumieć  problemy starszej od niego Iny, nawet jeśli nie był w stanie jej doradzić. Za to w tej chwili, to ona, która powinna się nim opiekować, obserwowała jak Ji Hoo i domniemany obiekt jest westchnień pałaszują hot-dogi, kiedy ona jest bliska zwrócenia całej zawartości żołądka. Oddychaj Ina, oddychaj, nakazywała sobie w myślach. Gdy mdłości trochę ustały, wstała powoli i ruszyła w ich stronę.  Luhan uśmiechnął się do niej pocieszająco.
-Wszystko w porządku? – spytał zmartwiony.
-Tak, chyba tak – powiedziała, delikatnie się chwiejąc.
Od tego momentu nic nie pamiętała. Wszędzie było czarno.

***

Ina próbowała otworzyć oczy, jednak przychodziło jej to z ogromnym trudem. Widziała różnobarwne mroczki, tańczące po jej powiekach. Słyszała głosy, jednak nie była w stanie ich rozpoznać.
-Co tak naprawdę się stało? – spytał jeden głos.
-Byliśmy w lunaparku i nagle… po prostu upadła – odpowiedział drugi – nie miałem pojęcia co zrobić, więc od razu zadzwoniłem.
-Dobrze, zajmiemy się nią, chociaż wygląda to na zwyczajne przemęczenie, zrobimy badania.
-Możemy przy niej zostać?
-Naturalnie. myślę, że to nie będzie problem.
Po tych słowach znowu straciła kontakt z rzeczywistością, zapadając w głęboki sen.

***

Ponownie odzyskała przytomność, jednak tym razem była w stanie otworzyć oczy i usiąść. Miejsce na krześle przy jej łóżku zajmował Luhan, który opierając głowę na dłoni, prawie drzemał. Uśmiechnęła się na jego widok, lecz w jednej chwili coś sobie uświadomiła.
-Luhan! – wrzasnęła przerażona
-Ja! – odkrzyknął niemal nieprzytomny.
-Luhan!
-Ja!
-Co się stało? Dlaczego tutaj jestem?
-Zemdlałaś w wesołym miasteczku.
-Jak to? Ale co z Ji Hoo?
-Czekał tutaj aż do osiemnastej, ale ojciec kazał wrócić mu do domu. Zamówiłem mu taksówkę. Ojciec myśli, że go odprowadziłaś. Zgodnie stwierdziliśmy, że lepiej będzie nie mówić nikomu, co się stało.
-Dziękuje – uśmiechnęła się przepraszająco – Ale… wszystko zepsułam – łzy napłynęły jej do oczy.
-Jak to?
-Miałam spędzić ten dzień z nim, a ja… jestem tutaj. Okropna ze mnie siostra.
-Nie mów tak, byłaś wyczerpana.
Ina spuściła wzrok, chcąc opanować napływające do jej oczu łzy. Naprawdę chciała spędzić ten dzień z bratem, którego kochała nad życie. Nie wiadomo, kiedy znów nadarzy się taka okazja.
-Ale Ina…
-Słucham?
-Musimy porozmawiać.
Kątem oka zauważyła pielęgniarkę przechodzącą koło Sali, w której się znajdowała.
-Ahjumma! – zawołała.
-Słucham? – kobieta weszła do Sali, uśmiechając się.
-Czy możecie mnie dzisiaj wypuścić?
-Naturalnie. Nic się nie stało, to było zwyczajne zmęczenie.
-Świetnie – niemal zerwała się z łóżka.
-Odprowadzę cię – zaproponował Luhan.
Gdy wychodzili z wysokiego, nowoczesnego budynku, Ina czuła się dużo lepiej. Cieszyła się, że jutro będzie mogła pójść na zajęcia, chociaż lekarz zalecił jej więcej snu. Obiecała, że od tej pory będzie się kładła wcześniej.
-Ina…
-Tak?
-Nie pij więcej energetyków.
-Przecież nie piję tego obrzydlistwa…
-Kłamiesz – odparł smutno Luhan – potrzebowałem twojej legitymacji, więc musiałem zajrzeć do torby. Miałaś tam dwie puszki tego syfu.
-Wiem, przepraszam. Po prostu potrzebowałam ostatnio więcej energii. Treningi, zajęcia, znowu treningi, ciągły stres i…to wszystko.
-Wiesz, że to mogło się źle skończyć?
Wiem. Naprawdę nie chciałam.
-Nic się nie stało – Luhan objął ją niepewnie ramieniem – tylko od teraz uważaj, proszę.

***

-Podobał ci się film? – spytał Sehun ziewając.
-Był strasznie nudny – EunSoo zrobiła głupią minę – miłość do końca życia? Serio? Komu oni usiłują jeszcze wcisnąć takie brednie?
-Może zakochanym – podsunął Sehun – nie chcę ci przypominać, ale sama chciałaś iść na komedię romantyczną.
-Tylko, żeby przekonać się, że coś takiego nie istnieje?
-Na pewno? – droczył się Sehun.
-Na pewno.
Jak chcesz – wzruszył ramionami.
-Sehun-aah!
-Hm?
-Chodźmy zjeść ddeokbokki! Proszę, proszę, proszę – powiedziała z uśmiechem.
-Arasso, chodźmy – powiedział, głaszcząc ją po głowie. Nawet pomimo wysokich obcasów była niska.
Oboje byli w dobrych humorach, dopóki nie zadzwonił telefon. EunSoo wyciągając komórkę z kieszeni zauważyła na ekranie migoczące imię liderki.
-Co się stało?
-Hej EunSoo, bo słuchaj, jest jeden problem…
-Jaki?
-No…bo…robiłam pranie…
-Fanny, gadaj!
-Bo ja, hehe, zafarbowałam ci gacie.


***



sobota, 23 listopada 2013

,,Nadzieja zarzewiem rewolucji"


Witam was kochani po krótkiej przerwie. Dziś trochę na temat drugiej części ,,Igrzysk Śmierci: W pierścieniu ognia".

Jeśli ktoś z was zabrał się za książkę czy oglądał pierwszy film, zapewne ma pojęcie o losach młodej Katniss Everdeen. Mimo wszystko zrobię mały wstęp dla osób, które pierwszy raz stykają się z tytułem.

Panem jest krajem podzielonym na dwanaście kontrolowanych przez władzę dystryktów. Rzecz oczywiście ma miejsce w przyszłości. Nieistniejący już dystrykt trzynasty doprowadził do krwawego powstania wśród jego mieszkańców w celu wyzwolenia uciśnionego narodu. Rebelia została stłumiona przez władzę, zaś trzynastka zmieciona z powierzchni ziemi. Od tamtej pory na ,,pamiątkę" tego jakże ważnego wydarzenia co roku odbywają się Igrzyska, w których udział mają wziąć młody chłopak i dziewczyna z każdego dystryktu. 12 par trybutów daje nam 24 osoby... prowadzone na rzeź by pozabijały siebie nawzajem. Katniss Everdeen nie zapomina jednak, że jej prawdziwym wrogiem nie są trybuci, lecz bezwzględna stolica, Kapitol. Doprowadza więc do wygranej siebie i Peeta'ę Mellark'a, chłopaka z dwunastki, którym udaje się przeżyć jedynie przez odgrywanie miłości na arenie i chęć popełnienia wspólnego samobójstwa, które nie dałoby władzom zwycięzcy, do czego oczywiście nie mogło dojść.

Tyle w kwestii fabuły części pierwszej. Co z kolei jest jej kontynuacją? Życie Katniss i Peeta'y w dolinie zwycięzców mogłoby wskazywać na sielankę. Jak jednak żyć w chwale mając przed oczami twarze 22 osób, do których śmierci się przyczyniło? Cóż, to nierealne. Twoje życie staje się publiczną rewelacją tylko i wyłącznie dlatego, że byłeś w stanie mordować, a dodatkowo okazałeś się najsprytniejszy. By przeżyć, musiałeś oszukiwać cały kraj, wmawiając wystraszonym ludziom, iż partner na arenie jest miłością twojego życia. Co gorsze, nie ma odwrotu. Kosogłos na broszce Katniss staje się symbolem buntu, który podłapują ludzie w pozostałych dystryktach. Zaczynają mieć nadzieję, a tym samym sprzeciwiać się systemowi, co oznacza, iż młoda bohaterka staje się niebezpieczna dla tyrańskich władz... więc trzeba ją wyeliminować. By zdusić powstanie w zarodku, w 75 rocznicę igrzysk, na scenie staje jak zwykle 24 trybutów, jednak tym razem wybieranych wśród dotychczasowych zwycięzców, by ludzie nie mieli już nikogo, kto może dać im nadzieję, ponieważ tamci się wymordują.

Nadmienię, że jestem ogromną fanką serii Suzanne Collins, chociaż pomysł jest naprawdę odmienny a przy tym kontrowersyjny. Fakt, ,,Igrzyska śmierci" jako powieść żrą się czytelniczo, gdyż są niezwykle wciągające i świetnie napisane, jednak wyobraźcie sobie, co dzieje się z człowiekiem, gdy raz walczył na śmierć i życie, zabijał, a zostaje do tego zmuszony ponownie. Zgaduję, że zabicie człowieka jest traumą prowadzącą do głębokiej dezintegracji psychiki, a trzeba to zrobić ponownie, i jeszcze raz, i znów. Po ten właśnie wątek sięga Francis Lawrence, reżyser drugiej części. Wolę nie wyobrażać sobie, jak musi czuć się człowiek popychany do takiego czynu, byle tylko przeżyć. Panem jest bowiem krajem pozbawionym wszelkiego szacunku dla ludzkiego życia, gdzie co bogatsi obywatele zmuszają się do rzygania byle tylko nażreć się dalej, podczas gdy mieszkańcy dystryktów umierają z głodu. Motyw rebelii jest bardzo powszechnym w literaturze i kinie, jednak tutaj przedstawiony w niezwykle przystępny i wręcz ,,smakowity'' sposób. Jest interesujący, wciągający oraz sprawia, że chce się więcej i więcej. Sięga on przede wszystkim do historii, gdyż nie ma chyba narodu, który nigdy nie wznieciłby powstania. Możemy więc powiedzieć, iż ,,Igrzyska śmierci" są pewnego rodzaju powtórką z wydarzeń historycznych  jednak z tą różnicą że rozgrywają się w niedalekiej przyszłości. Myślę, że pokazuje to nam, iż tyrańska władza niezależnie od czasów stanowi ucieleśnienie zła, zaś nawet najmniejsza nadzieja jest w stanie zagrzać ludzi do walki o wolność. Jak widzimy, nie zmieniło się to na przestrzeni lat, i zapewne się nie zmieni, gdyż człowiek dąży do bycia jednostką indywidualną i niczym nieskorumpowaną.

Patrząc jednak na sam film, został zrobiony bardzo zgrabnie. Naprawdę dobre efekty specjalne, gra aktorska również w pełni mnie zadowoliła. Od wielu lat śledzę karierę Josh'a Hutcherson'a i można wręcz powiedzieć, że dorastałam razem z nim. Z przyjemnością obserwuję jego rozwój jako aktora i według mnie chłopak jest naprawdę dobry w tym co robi. Jestem jego fanką, a i w roli Peet'y sprawdza się świetnie, nawet pomimo stosunkowo niskiego wzrostu. Dla mnie zdecydowane tak. Co do Jennifer Lawrence, przechodzi samą siebie. Uważam iż jest ona dobrą aktorką, a gra w hicie dla mas takim jak ,,Igrzyska" nie urąga zbytnio jej reputacji. Najlepsza Katniss Everdeen, jaką mogłam sobie wyobrazić. Co najbardziej do mnie przemówiło? Otóż to, że na twarzach aktorów byłam w stanie dostrzec wszystkie dylematy, uczucia i lęki bohaterów, których doświadczam i ja, wczuwając się w ich sytuacje. Gra aktorska głównej dwójki nie budzi kompletnie żadnych zastrzeżeń. Jest przekonująca, nieprzesadzona, w sam raz, zwyczajnie wiarygodna. Co do ról drugoplanowych, na absolutną uwagę zasługują Lenny Kravitz, Elizabeth Banks, Liam Hemsworth, Jena Malone i Sam Claflin.
Cała oprawa filmu, zarówno jeśli chodzi o muzykę, kamerę, scenariusz i efekty specjalne jest naprawdę dobra, zdecydowanie nie mam większych zastrzeżeń. 

Czy film zadowoli fanów książki? Mogę się przeliczyć, jednak wydaje mi się, że tak. Sama nie pamiętałam powieści perfekcyjnie i zauważyłam kilka niedociągnięć, ale.. ci którzy zazwyczaj nie są w stanie wybaczyć drobnych nieścisłości powinni zrozumieć, że trudno zawrzeć ponad 300 stron w niecałych dwu godzinach produkcji. Jest to praktycznie nierealne, więc jeśli już się czepiamy, czepiajmy się rzeczy istotnych, takich jak zmiany w bohaterach czy fabule, których tutaj akurat nie zauważyłam. Nie jest też tak, ze nie zwracam uwagi na żadne błędy, jednak chodzę na filmy dla przyjemności, a nie po to, żeby tylko i wyłącznie wypatrywać wad, gdyż produkcja sama w sobie jest dobra. Wszystko więc w granicach zdrowego rozsądku :). Polecałabym skupić się na tym, co jest najważniejsze w powieści Suzanne Collins, a w filmie zostało to zawarte. Reżyser w świetny sposób kontynuował obraz młodej Katniss dającej ludziom nadzieję i będącej zarzewiem nadchodzącej rebelii. Jak później się dowiemy (spoiler), pozostali zwycięzcy wśród trybutów współpracowali ze sobą, by tylko owe powstanie mogło dojść do skutku, a więc poświęcili swoje życie dla młodej bohaterki, w której ludzie dopatrywali się kosogłosa, symbolu siły i walki. Zarzućmy więc na koniec jakąś mądrą puentą, jak to w recenzjach bywa : Ważne jest byśmy nigdy nie zatracili siebie i naszych wartości, oraz tego kim jesteśmy. Poczucie wartości etycznych i sprawiedliwości  jest bowiem naszym najcenniejszym darem, o ile umiemy go w sobie pielęgnować, co idealnie pokazuje powieść Collins i film Lawrence'a. Gdy pojawia się nadzieja, nawet najgorsze możliwe konsekwencje przestają być ważne, jeśli w grę wchodzi odzyskanie tego, czego pragniemy najbardziej, czyli wolności dla nas i naszych najbliższych.

No cóż, mam nadzieję, że wam się podobało. Proszę o nie kopiowanie, gdyż tekst jest całkowicie własny. Trzymajcie się i dobranoc~~

niedziela, 17 listopada 2013

Trainee - 4

Rozdział 4

Tao otworzył oczy, czując przepotężny ból głowy, typowy dla tak często powracającej migreny. Na zewnątrz wciąż było ciemno, a zegarek w pokoju pokazywał godzinę 2;30. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, po czym zacisnął powieki by odzyskać ostrość widzenia. Przeczesał ciemną czuprynę dłońmi i już miał odrzucić okrywającą go kołdrę, jednak napotkał pewien opór. Gdy spojrzał w tamtą stronę, zobaczył HyeMin. Siedziała na podłodze, z głową opartą o krawędź łóżka, chyba spała. Chłopak spojrzał na nią czule, lecz przywołanie wspomnień z minionego wieczora stanowiło dla niego prawdziwe wyzwanie. W jednej chwili obrazy stanęły przez jego oczami, a Tao spuścił głowę w zażenowaniu. Jak mogłem być tak głupi? Zitao schylił się, by przyjrzeć się dziewczynie, a raczej jej włosom. Długa grzywka opadała jej na zamknięte oczy, przez co śpiąca buzia HyeMin była niemal niewidoczna. Chłopak dostrzegł cień rozmazanego makijażu oraz zmartwienie, które nie opuszczało dziewczyny nawet podczas snu. Nagle poczuł ogromne pragnienie, które pokierowało go do kuchni.
HyeMin przetarła oczy, dopiero później zdając sobie sprawę, że jej makijaż jest rozmazany. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest u siebie. Co dziwniejsze, chyba zasypiała na podłodze. Patrząc wprost, napotkała skupione na niej ciemne, podkrążone oczy. Zerwała się do pozycji siedzącej i potrząsnęła głową.
-Dlaczego tu jestem? – spytała po chwili.
-Nie mnie się pytaj. Kiedy się obudziłem, spałaś na krawędzi łóżka.
-Ah, pamiętam – rozmasowała pulsujące od nadmiaru alkoholu skronie.
-A więc… wiesz już dlaczego za mną przyszłaś?
-Chciałam z tobą porozmawiać.
Twarz chłopaka nieoczekiwanie zbliżyła się do jej twarzy. HyeMin głośno przełknęła ślinę, lecz Tao bardzo szybko się odsunął.
-O czym?
-Co się z tobą dzieje? Nie radzisz sobie z agresją? Stawiasz sobie za punkt honoru obrażanie ludzi i robienie im przykrości, czy może to mnie szczególnie nie lubisz? – ostatnie pytanie zadała łamiącym się głosem, choć jeszcze trochę zaspana.
-Dlaczego tak myślisz?
-Wszystko to, co wygarnąłeś mi przy okazji Kang Woo – zaczęła – nie było miłe.
Chłopak zbliżył się do niej ponownie, jednak tym razem na jego twarzy malowały się jakiekolwiek uczucia. Uczucia żywe i w przeciwieństwie do jego wrednej natury, bardzo silne i pełne wrażliwości. Wyciągnął dłoń w jej stronę, niepewnie, jakby była co najmniej wystraszonym zwierzątkiem. Pandą? Tak, przypomniała mu małą, niepewną pandę. Chciał się nią opiekować, jednak to było dla niego zupełnie nowe uczucie. Naprawdę miała w sobie coś ze zwierzątka. Patrzyła na niego nieufnie, a w miarę gdy jego dłoń się przybliżała, ona cofała swoją twarz. Chłopak delikatnie pogłaskał ją po głowie, po czym utkwił w niej wzrok, wyraźnie się zastanawiając.
-Przepraszam- rzucił zmieszany.
Chciała spytać dlaczego. Jak? Miała wiele pytań, jednak wiedziała, że zapewne nie dostanie na nie odpowiedzi. ZiTao, który przed nią siedział był zupełnie inny. Ubrany w szary dres, z rozczochranymi włosami i za dużą koszulką zwisającą mu lekko z ramienia, ukazując widoczne obojczyki. Po twarzy Tao błądził pewien nieodgadniony wyraz, który przypominał uśmiech. Dziewczyna spuściła wzrok, wciąż siedząc na łóżku. Znajdujący się naprzeciw niej na podłodze Tao wstał, po czym wyciągnął dłoń w jej stronę. HyeMin przekrzywiła lekko głowę w pytającym geście. Chłopak złapał ją za rękę i ściągnął z łóżka.
-Kawa czy Herbata? – spytał, ciągnąc ją w stronę kuchni.
-Kawa – odparła bez namysłu.
-Dobry wybór – uśmiechnął się. Pierwszy raz widziała uśmiech na jego twarzy.
Szli długim korytarzem, po czym wpadli do kuchni. Nie byli jednak sami. Przy stole siedzieli Suho i Kai. Źrenice HyeMin rozszerzyły się, a dziewczyna stanęła jak wmurowana w ścianę. Znała dobrze Jongin’a, wiedziała też, że Suho jest naprawdę w porządku. Mimo to, nie chciała by ktoś widział jak wychodziła z pokoju ich współlokatora, co mogło być źle zrozumiane. Dziewczyna wciąż stała, a Tao wybuchnął gromkim śmiechem. Wziął ją za rękę, po czym poprowadził do stołu i wskazał miejsce obok Suho. Kuchnia była przestronna, wypełniona białymi meblami. Znajdował się tam zarówno zwyczajny stół z otaczającymi go krzesłami, przy których teraz siedzieli, jak i znajdujący się niemal w powietrzu blat przypominający bar, przy którym stały trzy wysokie siedziska. Zitao stanął koło ekspresu do kawy. HyeMin bacznie obserwowała mięśnie napinające się pod koszulką, gdy ten przeciągał się po ciężkiej nocy. Suho wypił ostatni łyk kawy, wstawił kubek do zlewu, po czym podszedł do Jongin’a.
-Stary, chodź po zakupy – popatrzył się na niego znacząco.
-Jasne – puścił mu oko Kai.
Zanim zdążyła się obejrzeć, zostali sami. Wbiła wzrok w blat stołu, na którym nie było ani jednej plamki. No tak, przecież Suho lubił porządek, przypomniała sobie.  Chwilę później, ZiTao postawił jej przed nosem kubek z czarnym, parującym napojem. Sam usiadł naprzeciw i upił duży łyk swojej kawy. Utkwił w dziewczynie skupiony wzrok, przez co HyeMin wzięła zbyt duży łyk.
-Ałć – jęknęła po chwili.
-Co się stało?
-Sparzyłam się.
W tym momencie chłopak wyciągnął dłoń, delikatnie dotykając palcami jej dolnej wargi. Patrzyła na niego lekko zszokowana, lecz poczuła pewną iskrę przeszywającą jej ciało, która pojawiała się wraz z dotykiem chłopaka. Ponownie spuściła wzrok. Kontakty z mężczyznami bardzo ją peszyły, jednak ZiTao był inny. Wcześniej go nienawidziła, teraz ją interesował. Zebrała się na odwagę i spojrzała mu w oczy. Chłopak nachylił się w jej stronę, prawie dotykając jej twarzy swoją, dziewczyna zamknęła oczy, gdy nagle usłyszała znajomy głos.
-Oh, ZiTao! Nie mówiłeś, że masz gościa – usłyszała w kuchni niski głos Kris’a a ona i Tao odskoczyli od siebie jak oparzeni.  Wysoki blondyn podszedł do lodówki, ostentacyjnie drapiąc się  po tyłku.

***

Fan obudziła się w cudownym humorze. Dosłownie wyskoczyła z łóżka, co nie zdarzało jej się często. Lubiła poleniuchować, lecz dzisiaj postanowiła wybrać się na zakupy. Miała ochotę na świeże bułki i warzywa, po czym pomyślała, że mogłaby zrobić śniadanie dla reszty dziewczyn i odciążyć trochę HyeMin, która i tak jest już wyczerpana, przez wieczne ekscesy z ZiTao. Poranek zdawał się być dość ciepły jak na seulską jesień, postanowiła więc zarzucić na siebie jedynie legginsy, ciepły sweter i komin. Ku jej uciesze, włosy dziewczyny po całonocnej zabawie reprezentowały w miarę  przyzwoity poziom. Wykonała kilka pociągnięć tuszem do rzęs i wyruszyła do najbliższego supermarketu. Po drodze napotykała spojrzenia różnych ludzi. Nie było to dla niej nowością, gdyż często spotykała się ze wzrokiem przechodniów, nie tylko mężczyzn.  To wszystko jednak wydało jej się dość podejrzane, kiedy zza rogu wyłonił się starszy ahjussi z aparatem fotograficznym.
-Omo, to ty! Zatrzymaj się! – zaczął biec w jej stronę.
Dziewczyna rozejrzała się, rozważając potencjalne możliwości ucieczki. Ahjussi byłby ją złapał, gdyby nie wysoka, smukła, zakapturzona postać, która pociągnęła ją za rękę i ruszyli w slalom między budynkami. Po prawie kilometrze biegu, dziewczyna wyszarpnęła dłoń z jego uścisku.
-Co do… - spytała zdyszana.
-Poznaj uroki życia gwiazdy. Lekcja numer jeden: unikaj paparazzi – chłopak ściągnął kaptur z głowy i obdarzył ją szerokim uśmiechem.
-Kai!
-We własnej osobie.
-Co tutaj robisz?
-Wracałem właśnie z zakupów z SuHo, ale gdy zobaczyłem tego paparazzi, musiałem ci pomóc. Wiem, że nigdy nie marnujesz okazji do dobrej zabawy i podniesienia poziomu adrenaliny, co na pewno zapewnił ci nasz mały maraton.
-Jasne – dała mu kuksańca w bok. – Tylko wiesz… sama zamierzałam właśnie iść do supermarketu.
-Wiesz, że teraz pewnie będzie na nas czekał?
-Serio?
-Tak. Czekaj chwilę – Kai zniknął za rogiem.
Wrócił po kilku minutach, trzymając dwie pary ciemnych okularów. Nie miała pojęcia skąd wiedział, jednak podał jej okulary w kształcie jej ulubionych, które dziewczyna zostawiła w domu. Bardzo za nimi tęskniła. Wziął ją za rękę i ruszyli w stronę sklepu rozmawiając.
-Wiesz, że spotkałem rano HyeMin w naszej kuchni? – zagadnął Kai.
-Jak to?
-Widziałaś, wczoraj wróciła ze mną i z Tao. Upierała się, że chce z nim porozmawiać. Jadłem z SuHo śniadanie, gdy nagle pojawili się w kuchni. Oboje uśmiechnięci.
-Kai… cholera, jeśli do czegoś doszło to cię zamorduje.
-Spokojnie – uśmiechnął się – uparła się czekać przy jego łóżku, więc czekałam z nią. Tao padł od razu, gdy weszliśmy do domu. Cholera, powinien odstawić te prochy. W każdym bądź razie czekałem z nią, aż sama zasnęła na brzegu łóżka. Uznałem, że nic złego się nie stanie.
Fan spojrzała na niego spode łba, po czym przekroczyli próg supermarketu. Kai wziął wózek na kółkach, którym zgrabnie lawirował pomiędzy regałami. Fan kupiła dużo warzyw, świeże pieczywo, kilka różnych opakowań herbaty. Fan wybierała swoją ulubioną kawę, gdy Kai podjechał do Fan i znalazł się za nią wraz z koszykiem.
-Wskakuj!
-Ale jak to?
-Usiądź na brzegu wózka!
Zrobiła tak jak kazał, a Kai popędził do kasy z Fan siedzącą niemal że w wózku z zakupami.

***

ZiTao szedł trzymając ręce w kieszeniach szarego dresu. Obok niego kroczyła HyeMin, która miała na sobie ubrania chłopaka. Musiała przebrać się, gdy wczoraj od razu po imprezie wróciła z nim do domu. Musiała zmienić nieprzyzwoicie krótką sukienkę i zamiast tego miała na sobie teraz za dużą bluzę i  spodnie od dresu należące do ZiTao, w których dosłownie się topiła. No cóż, wyglądali teraz jak prawdziwa dresowa para.
-Aish – pisnęła HyeMin, potykając się o za długie nogawki spodni.
- Wiesz, lepiej chyba wyglądałaś w tej sukience – zachichotał Tao – Szkoda, że musiałaś ją zmienić.
-Ta, straszna – spojrzała na niego morderczym wzrokiem. Gdyby pokazała się w tej sukience na ulicy, prawdopodobnie jej numer zostałby napisany na ścianie w najbliższym kiblu.
-Nie złość się – Tao objął ramieniem naburmuszoną dziewczynę.
-Przestań – odsunęła się od niego HyeMin – zaraz będziemy koło naszego domu.
Faktycznie, ich oczom ukazał się budynek, w którym mieszkały dziewczyny. HyeMin spojrzała na niego z nieskrywanym triumfem i już miała odejść, gdy Tao złapał ją za rękę.
 -Odprowadzę cię.
-Już mnie odprowadziłeś. Chcesz za mną iść pod same drzwi?
-Pod same drzwi – powtórzył chłopak – chyba tak.
-W takim razie odpowiedz mi na jedno pytanie – założyła ręce na piersiach.
-Słucham.
-Dlaczego byłeś dla mnie taki wredny? Dlaczego naskoczyłeś na mnie z powodu Kang Woo i wreszcie, dlaczego wciąż mnie ignorowałeś, a dzisiaj chcesz odprowadzać mnie do domu?!
-To było więcej niż jedno pytanie.
-Nie zaczynaj.
-W porządku. Zacznijmy od tego, że z nie do końca zrozumiałych powodów się martwiłem. Relacja między tobą a Kang Woo wszystkim wydała się dość dziwna.
-Tak, to słyszałam już od Fan.
-I miała rację.
-W porządku, dlaczego więc byłeś dla mnie niemiły?
Chłopak zamilkł i wywrócił oczami. Wyraźnie unikał odpowiedzi na pytanie, którą tak bardzo chciała usłyszeć. Zupełnie zmienił strategię.
-Czego oczekujesz? Że cię lubię? Że byłem zazdrosny? Powiedz mi, co chciałabyś usłyszeć. Życie to nie drama, jeśli jeszcze nie zauważyłaś.
Stała jak wmurowana. Była na niego wściekła. Czy odpowiedzenie jej na te kilka pytań stanowiło aż taki problem? Nie miała ochoty na niego patrzeć. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę budynku. Nie poszedł za nią. Stał tam i patrzył jak odchodzi. Na twarz HyeMin wstąpiły rumieńce wstydu i złości. W jej mniemaniu, w pewien sposób ją ośmieszył. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni spodni klucze, ocierając rękawem łzę wstydu spływającą po jej policzku. Zaczęła wbiegać po schodach. Gdy stanęła przed drzwiami mieszkania, schowała twarz w dłoniach. Usłyszała kroki. Kroki silne i zdecydowane, które świadczyły o tym, że osoba je stawiająca biegła. HyeMin poczuła dotyk czyjejś dłoni, na swoim ramieniu, gdy nagle została brutalnie odwrócona. Stał przed nią Tao, ciężko wypuszczając powietrze z ust. Dziewczyna za nic nie chciała pokazać mu swoich czerwonych oczu, jednak stała teraz z twarzą tak blisko jego twarzy. Chłopak nachylił się i delikatnie musnął jej wargi. Pocałunek pogłębiał się i stawał się coraz bardziej zachłanny. HyeMin stała jak wryta, po czym uświadomiła sobie, jak bardzo musieli tego pragnąć. Objęła twarz Tao, a gdy ten przerwał pocałunek, ona go ponowiła.  Chłopak objął ją mocno w pasie tak, że zatopiła się w jego ramionach. Pragnął zatrzymać HyeMin tylko dla siebie.
-Oto twoja odpowiedź – odparł Tao, oddychając ciężko.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku znajdującej się naprzeciwko windy. Dziewczyna uśmiechnęła się, przykładając palec do wciąż pulsujących ust i patrzyła jak chłopak znika, za zamykającymi się drzwiami.

***

Fan i Kai wracali ze sklepu taszcząc ciężkie siaty. Dziewczyna nie oszczędzała i kupiła wszystko, co było im potrzebne, a nawet więcej.  Kai nacisnął guzik windy w budynku, w którym znajdowało się mieszkanie dziewczyn. Przy ten czynności, siatka którą trzymał chłopak rozchyliła się niefortunnie, a gdy wyślizgało się z niej pudełko jajek, Jongin wykonał przedziwny taniec, próbując je złapać. Fan roześmiała się, gdy nagle usłyszała znajomy, pluskający dźwięk.
-Omo! Winda już jest – wskazała palcem na rozchylające się drzwi.
-Tao! – Krzyknął Kai.
Chłopak minął ich, tak jakby nawet ich nie zauważył, wybiegł z windy, po czym popędził  ulicą. Fan i Kai wymienili zdziwione spojrzenia.
-Cholera jasna Kai – Fan wciągnęła go do windy – HyeMin wróciła!
Mieszkały na trzecim piętrze, więc zanim się obejrzeli, drzwi windy otworzyły się ponownie, czemu towarzyszył ten charakterystyczny dźwięk. Ich oczom ukazała się wciąż stojąca przed mieszkaniem HyeMin z uśmiechem na twarzy. Fan miała wychodzić z windy, gdy nagle Kai wybrał przycisk zamykający drzwi. Wypuścił z rąk siatki  z zakupami i objął twarz Fan dłońmi.
-Jongin, posrało cię?
-Chyba tak – prawą dłoń wplótł w gęste włosy dziewczyny, a lewą objął Fan w pasie.
Pocałował ją.


 ***

środa, 13 listopada 2013

Trainee - 3


Rozdział 3


Początkowo Fan ogłuszyła otaczająca ją z każdej strony kakofonia. Klubowe pomieszczenia wyglądały z reguły na dość ciasne, jednak to zdecydowanie do nich nie należało. Po podłodze kłębił się kolorowy dym, a w powietrzu unosił się zapach spoconych ciał. Wraz z dziewczynami usiadły w miejscach wyznaczonych przy największym stole, obok prezesa i reszty ekipy choreografów i stylistów. Pozostałe stoły w pobliżu zajęli inni podopieczni wytwórni, pogrupowani zespołami. Wszystko to było dokładnie zaaranżowane. W pewnym momencie muzyka ucichła, a światło jednego z reflektorów padało dokładnie na prezesa Yoon. Kelnerki krzątały się po pomieszczeniu, roznosząc butelki z szampanem i przekąski. Mężczyzna wstał i podniósł do góry kieliszek z szampanem.  Fan rozejrzała się po pomieszczeniu i napotkała wzrokiem miłe spojrzenie Amber. Z zamyślenia wyrwał ją prezes Yoon, który odchrząknął głośno. Fan postanowiła przykleić na twarz jeden ze swoim uśmiechów.
-Kochani,  proszę o uwagę – zwrócił się do wszystkich w pomieszczeniu – Niektórzy z was już je znają – spojrzał na Sehun’a, Luhan’a i Kai’a, którzy nagle wydali się bardzo zakłopotani. Tao nawet na niego nie patrzył – ale teraz nadszedł czas, bym przedstawił je oficjalnie, oto 4Liars!
Kieliszki z szampanem uniosły się, a wszyscy w pomieszczeniu wznieśli toast na cześć dziewcząt.

***

Fan i HyeMin stały przy barze, sącząc kolejnego drinka. Co jakiś czas przemycały po szklance dla Iny, która wciąż była niepełnoletnia. Dziewczyna chyba za bardzo lubiła pić. EunSoo trzymała się od alkoholu z daleka, dzięki czemu liderka nie musiała się o nią martwić. Dziewczyny opierały się plecami o czarny, połyskujący blat. Fan głośno wypuściła powietrze z ust.
-Jeśli Ina znowu się upije, ty trzymasz jej włosy. Nigdy więcej tego nie zrobię – rzuciła HyeMin.
- Tym razem się nie upije. Zaufaj mi – Fan puściła jej oko -właściwie… stoimy tu już dobrą godzinę. Chodź się zabawić, przecież umiesz tańczyć!
-Nienawidzę klubów –odparła  HyeMin i trzymając piwo, znużona upiła spory łyk.
Fan złapała ją za rękę i obie wybiegły na parkiet. W wysokich obcasach nie było to łatwe zdanie, jednak dziewczyny bardzo szybko odnalazły rytm i zaczęły się dobrze bawić. Nie wiedziały, czy jest to kwestią wypitego alkoholu, ale naprawdę im się spodobało. Woń spoconych ciał wisiała w powietrzu, jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Fan wpadła z trans, z którego bardzo trudno było się wydostać. Odczuwała muzykę każdą komórką swojego ciała.  Jej przyjaciółka wciąż była spięta, lecz niedługo później udzielił jej się zabawowy nastrój liderki. Dziewczyny tańczyły to obok siebie, to w parze, to znów dalej od siebie, wciąż wymyślając nowe, szalone choreografie. Gdy ponownie skierowały się w stronę baru, by trochę odsapnąć, ktoś dotknął ramienia Fan. Za dziewczynami stali DongHae i EunHyuk. Idole z Super Junior byli kompletnie napruci.
-Dobrze się bawiłyście – zaczął Donghae – może chciałybyście wyskoczyć z nami na drinka i zobaczyć jak wygląda prawdziwa impreza? – po jego głosie słychać było, że nie powinien więcej pić.
-Hm.. chyba nie, ale dziękujemy za zaproszenie –Fan uśmiechnęła się do bruneta.
-Twoja koleżanka też nie da się skusić? – EunHyuk objął HyeMin ramieniem, a dziewczynę przeszedł dreszcz strachu. Bała się pijanych mężczyzn, byli nieobliczalni.
-Chyba jednak nie – odpowiedziała niepewnie w stronę blondyna.
Chłopcy z Super Junior byli bardzo przystojni, jednak dużo starsi od nich, a dziewczyny nie tak  wyobrażały sobie ich zachowanie. W pewnym momencie Fan poczuła, jak ktoś dotyka jej dłoni, i opiekuńczym gestem odciąga ją od pijanego DongHae. Zanim zdążyła cokolwiek zauważyć, znalazła się przed klubem, wraz ze swoim wybawcą. Wciąż nie widziała twarzy bruneta.
-Dziękuję, ale dałabym sobie z nimi radę – powiedziała lekko zadziornie.
-Nie wątpię, jednak ratowanie pięknych dam w opresji uznaję za punkt honoru – odpowiedział brunet posyłając jej czarujący uśmiech.
Dopiero, gdy mężczyzna odwrócił się w jej stronę, Fan była w stanie go rozpoznać. Niewiele wyższy od niej, dobrze zbudowany, o silnych i pięknych dłoniach.
 -JONGHYUN! – krzyknęła, po czym zakryła usta dłońmi.
Stał przed nią. On. Jej pierwsza, ogromna, niespełniona miłość. Miała go teraz przez sobą. Jezu.

***

-Gdzie jest fan? – spytała HyeMin młodszego chłopaka, któremu udało się odciągnąć ją od EunHyuk’a.
-Spokojnie, JongHyun z nią wyszedł – odpowiedział z uśmiechem. Znacznie przewyższał ją wzrostem, więc nie była w stanie dostrzec jego twarzy.
JONGHYUN. Przecież Fan szalała na jego punkcie. HyeMin nie znała jej długo, jednak zdążyła kilkukrotnie zauważyć zadołowanie na spodzie portfela zdjęcie członka SHINee.
-Komu właściwie zawdzięczam uratowanie mnie? –spytała HyeMin, lekko się przy tym uśmiechając.
-Naprawdę nie wiesz? –odpowiedział pytaniem na pytanie chłopak.
HyeMin pokręciła głową. Naprawdę nie była w stanie dostrzec jego twarzy. Chłopak pstryknął palcami i wybiegł na parkiet. W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, HyeMin i jej wybawca wciąż znajdowali się we wnętrzu klubu. Czarnowłosa dziewczyna miała dobry widok, na wciąż stojących przy barze Donghae i EunHyuk’a. Chłopak zaczął poruszać się po parkiecie  niezwykle szybkimi, przerywanymi ruchami. Znała ten styl tańca aż za dobrze. Popping. JEZUS MARIA, TO BYŁ TAEMIN.

***

Ina i EunSoo siedziały na jednej z klubowych kanap. Brunetka leżała leniwie na oparciu, popijając drinka, którego wcześniej nielegalnie przemyciła dla niej Fan. EunSoo pisała coś na telefonie, zupełnie pochłonięta ową czynnością. Z mieszaniny dźwięków i świateł wyłoniły się dwie wysokie postaci, które usiadły obok dziewczyn. Byli to Tao i Kai. Ina jeszcze nie zwróciła dziś na nich uwagi, jednak wyglądali oszałamiająco. Tao miał na sobie czarne, postrzępione spodnie i sportowe buty na kostkę, a całości dopełniała ciemna koszulka bez rękawów z białym nadrukiem „WOLF”. Kai ubrany był w szarą bokserkę i czarnego full cap’a, z daszkiem przekręconym do tyłu. Atrakcyjny efekt wzmagały brązowe buty, ciemne spodnie i koszula przewiązana w pasie.
-Widziałyście może Fan? – spytał Kai uśmiechając się czarująco.
-Ee-ee – Eunsoo pokręciła głową, nie odrywając wzroku od klawiatury telefonu.
-Razem z HyeMin poszły z jakimiś dwoma chłopakami – uściśliła Ina, sącząc powoli zawartość swojej szklanki.
-Z dwoma chłopakami? – Kai uniósł brwi – chyba się spóźniłem – dodał w zamyśleniu.
-HyeMin chyba wciąż jest w klubie. Nie widziałam, żeby wychodziła – dodała EunSoo.
Zanim zdążyli się zorientować, Tao zerwał się z miejsca i zniknął w ciemnościach.
-A temu co się stało? – spytała Ina, unosząc lekko brwi.
-Naprawdę nie wiesz? – zaśmiał się Kai – nieważne, wiecie co z Fan?
-Powinna być przed klubem.
-Dziękuję – Kai ukłonił się czarująco, po czym wstał z miejsca i ruszył w stronę wyjścia.
-Szczęściary – mruknęła Ina – dwie najlepsze partie w EXO…
-Yhym – mruknęła EunSoo nie odrywając wzroku od telefonu.
-Z kim właściwie tak piszesz?
-Z oppą.
-T-to ty też masz chłopaka?
-Yhym.
Ina spuściła głowę w teatralnym geście. Świetnie, tylko ona została sama. Aish, pomyślała, po czym upiła dużego łyka wódki z colą.
***

Kai badał wzrokiem otoczenie. Wybiegł przed lokal tak szybko, iż nie zauważył nawet, jak zimno jest na zewnątrz. Nic dziwnego, była późna jesień, a drzewa gubiły ostatnie liście. Wieczory były coraz chłodniejsze. Biegnąc koło szatni, zauważył na wieszaku połyskującą skórę Fan. Nie wzięła ze sobą kurtki. Będzie jej zimno? Na pewno jest jej zimno. Z kim do cholery ona teraz jest? Chłopak rozglądał się nerwowo i miał już wołać jej imię, gdy usłyszał perlisty śmiech dziewczyny. Wciąż stąpał po ziemi pewnie, jednak jego kroki zdradzały coraz więcej rozdzierających serce chłopaka emocji. Szedł za głosem, aż w końcu dotarł do niewielkiego ogródka, znajdującego się za klubem. Stał tam grill przeznaczony na letnie imprezy, a wokół niego porozstawiane były stoliki i ławki. Kai dostrzegł przy jednym z nich Fan, która siedziała przykryta czyimś płaszczem. Jej oczy lśniły jasno, a dziewczyna uśmiechała się, spijając każde słowo z ust rozmówcy. Nigdy na nikogo tak nie patrzyła.  Kai poczuł ostry ból w klatce piersiowej, lecz ruszył zdecydowanym krokiem do przodu.  Gdy szedł do stolika, jego dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści, a on gotów był poddać się najgorszym emocjom.
-Kai! – dostrzegła go Fan – Co tutaj robisz? Właśnie rozmawiałam z…
-Witaj Jongin! – mężczyzna odwrócił się machając mu dłonią.
JongHyun. Najlepszy przyjaciel Kai’a. Wiedział o wszystkim. Kai zawsze zwierzał mu się w trudnych chwilach. Zachowywali się jak bracia. Pomimo ciągłych sprzeczek i przekomarzań mogli na siebie liczyć. Kai zacisnął zęby i złapał Fan za rękę.
-Rozmowa skończona – warknął w kierunku przyjaciela i trzymając Fan za rękę ruszył przed siebie.
-Idioto, co robisz?! – krzyczała Fan, usiłując wyrwać dłoń z jego uścisku – Kai, cholera jasna, zwariowałeś już do reszty? A ja głupia myślałam, że to Tao jest nieokrzesanym wariatem!
Gdy w końcu udało jej się uwolnić dłoń, stali przed lokalem. Chłopak utkwił w niej wzrok. Oddychając szybko, wypuszczał z ust białe obłoki pary, które znikały w mroku nocy równie szybko, jak się pojawiały. Rozjuszona Fan miała w oczach łzy. Podniosła dłoń, chcąc spoliczkować Kai’a, jednak chłopak powstrzymał ją. Ponownie złapał jej dłoń, po czym przyciągnął dziewczynę do siebie, mocno ją obejmując. Fan zaczęła uderzać pięściami o jego plecy, jednak po chwili przestała. Chłopak oparł głowę na jej ramieniu, a ona poczuła się kompletnie bezradna. Co właściwie teraz czuła?

***

Tao rozglądał się po klubie. Uwielbiał ciemność, jednak tym razem stała ona jedynie na drodze do odnalezienia jej, była kolejną przeszkodą. Co za kretynka, pomyślał. Nie dość, że prawie podejrzewano ją o romans z instruktorem, teraz zniknęła z jakimś kolesiem. Czy ja muszę się tutaj o wszystko troszczyć? Chłopak kopnął znajdującą się pod jego stopami puszkę po piwie. Przeczesał włosy dłonią i wydał z siebie niski, gardłowy dźwięk. Dlaczego właściwie się przejmował? Dlaczego czuł, że stanie się coś złego, jeśli jej nie znajdzie? Nagle ją zauważył. Siedziała na jednym z krzeseł przy barze. Była uśmiechnięta i klaskała z oczami utkwionymi w smukłej postaci, poruszającej się zwinnie po parkiecie. Nie musiał długo zastanawiać się, kto w SM jest prawdziwym królem parkietu. Chłopak był nawet lepszy od Kai’a.  Taemin podszedł do HyeMin po czym zmierzwił jej włosy w przyjacielskim geście. Chciałeś dobrze, a wyszło jak zwykle, przemówił głos w głowie ZiTao. Dlaczego myślałeś, że może będzie cię potrzebowała? Nie dzisiaj kolego, jesteś zwyczajnym idiotą. Tao zacisnął usta  w wąską kreskę i rzucił ostatnie spojrzenie na rozjarzone, błyszczące, błękitne oczy HyeMin. Był naprawdę zirytowany. Włożył ręce do kieszeni, i stąpając mocno po drgającej od głośnej muzyki podłodze, ruszył w kierunku toalety. Przemył twarz nad umywalką, po czym spojrzał w lustro. Obraz, który zobaczył, był doprawdy nędzny. Pozornie przystojny chłopak, którego twarz wyrażała wiele zmęczenia. Podkrążone oczy, szerokie ramiona. Wszystko to mogłoby wydawać się pozornie pociągające, jednak nie dla niej. Zaśmiał się sobie w twarz, ze wzrokiem wciąż utkwionym, w żałosnym chłopaku, który spoglądał na niego z lustra. Myślałeś, że możesz przestać? Wyjął z kieszeni malutką strzykawkę, poklepując się po skórze oznaczonej widocznymi żyłami.

***

HyeMin wciąż się uśmiechała. Taemin potrafił ją rozbawić. Chłopak pląsał wokół niej tanecznym krokiem, a ona zdawała się nie widzieć świata poza nim. W aparycji radosnego maknae z SHINee było coś ujmującego. Był nieśmiały, lecz wszystko taktował z pozornie nienaturalną lekkością. Co ciekawsze, widać było, że nie udawał. Wydawał się beztroski, i to właśnie najbardziej jej imponowało. Chciała oderwać się od wszystkich problemów. Kang Woo,  wiecznie niezadowolonego Tao, rodziców, którzy za nią nie tęsknią i własnych kompleksów. Wierzyła, że przy Taemin’ie będzie to możliwe. Chciała w to wierzyć całą sobą.

***

Fan położyła dłonie na piersi Kai’a, odsuwając go delikatnie od siebie. To był dziwny wieczór. Wiedziała, że jest atrakcyjna, jednak czy Kai musiał reagować w ten sposób? Ona i JongHyun jedynie rozmawiali.  Zresztą.. czy Kai coś do niej czuł? Przez większość czasu, który ze sobą spędzali, zachowywali się jak rodzeństwo, zwyczajni kumple. Kumple chodzący na ramen i robiący zawody, kto głośniej beknie.
-Kai… - zaczęła powoli.
-Cśś – przerwał jej chłopak, wciąż trzymając głowę na jej ramieniu – zostańmy tak jeszcze chwilę.
-Dobrze – odpowiedziała cicho
-Dziękuję – Kai objął ja w pasie i zamknął oczy.

***

Zitao podniósł nieobecny wzrok znad umywalki. Usatysfakcjonowany uśmiechnął się do siebie przeciągle. Teraz możesz się bawić, pomyślał, po czym wyszedł z łazienki. Jego oczy zbombardowały kolory zdecydowanie bardziej intensywne niż dotychczas, a  zmysły chłopaka były wyostrzone i pracowały na zwiększonych obrotach. Dopiero teraz czuł, że może się wyluzować. Był nieobecny, ale lubił to uczucie. Potrząsnął włosami i ruszył tanecznym krokiem na parkiet. Rzucił ostatnie spojrzenie w stronę siedzącej przy barze HyeMin. Wciąż była z Taemin’em. Nie wiedział co robi, jednak  w ostatniej chwili postanowił do nich podejść. Chłopak przybrał na twarz nieobecny uśmiech.
-Witaj kolego – powiedział do Taemin’a, kładąc mu dłoń na ramieniu – widzę, że dobrze się bawisz.
-Nie lepiej niż ty – uciął maknae, patrząc na zamglony wzrok Zitao.
-Co masz na myśli? – prawie wybuchnął śmiechem Tao.
-Myślę, że wiesz – odparował Taemin.
HyeMin przyglądała  się tej scenie z nieskrywanym niepokojem. Nie podobało jej się zachowanie Tao. Czy on naprawdę wziął sobie za punkt honoru, by uprzykrzyć jej życie?  Czarnowłosy dostrzegł przeszywające spojrzenie dziewczyny.
-Gdyby wzrok potrafił zabijać, pewnie już bym nie żył – roześmiał się Tao – Aigoo, jaka ty jesteś urocza – nachylił się, patrząc HyeMin w oczy.
Dziewczyna osłupiała. Wiedziała, że z chłopakiem jest coś nie tak, jednak nie miała pojęcia, co zrobić. Analizowała dokładnie każde możliwe posunięcie, jednak okazało się to niepotrzebne.
-Masz rację pando, ale nie musisz być tak blisko – Taemin położył dłoń na ramieniu Tao, z powrotem ściągając go do pozycji pionowej.
-Nie pozwalaj sobie – chłopak zrzucił dłoń maknae ze swojego ramienia.
-YAH, CO TU SIĘ DZIEJE?! – podbiegły do nich Ina i EunSoo – EunSoo, zawołaj Kai’a! – krzyknęła brunetka.
***

Jongin odsunął się od Fan, uśmiechając się niepewnie. Chciał jednym spojrzeniem powiedzieć jej wszystko, czego nie potrafił. Może faktycznie źle to rozegrał? Traktował ją jak najlepszego kumpla, nie jak dziewczynę. Po prostu jak innego faceta. Aish, ty kretynie, pomyślał, po czym zmierzwił włosy dłońmi. Widząc ten całkiem zabawny gest, Fan zaśmiała się cicho.
-No co? –spytał lekko urażony Kai.
Dwójka wymieniła uśmiechy, a całe napięcie, które do tej pory im towarzyszyło, zupełnie zniknęło. Kto przewidziałby, co może się teraz stać, gdyby przed  klub nie wybiegła zdenerwowana EunSoo?
-Kai! – podbiegła do niego zdyszana.
-Co się stało? – spytali jednocześnie Jongin i Fan, wymieniając ukradkowe spojrzenia.
-Tao chyba zaraz przyłoży Taemin’owi – odparła żałośnie.
-Cholera jasna! – Kai delikatnie dotknął dłoni Fan, po czym zniknął na schodach prowadzących w dół.
Chłopak wbiegł do klubu, starając się zlokalizować wzrokiem kumpla. Ten wieczór był naprawdę parszywy. Jeden przyjaciel chciał sprzątnąć mu sprzed nosa dziewczynę, drugi zaraz zostanie uderzony przez jego kumpla z zespołu. Kai dostrzegł jak Tao szykuje się do wymierzenia ciosu. Czas jakby zwolnił, a jedyne na czym skupił się chłopak, było przerażenie na twarzy HyeMin, która zakrywała usta dłońmi. Jongin wkroczył pomiędzy nich, zatrzymując dłoń Tao w ostatnim momencie.
-Zwariowałeś?! – warknął na czarnowłosego.
-Nie wtrącaj się.
Kai zorientował się, że tak naprawdę mają przed sobą sporą grupkę gapiów, złożoną z randomowych bywalców klubu. W pierwszym rzędzie stał JongHyun, poklaskując w dłonie.
-Brawo, Kim Jongin zawsze niezawodny – roześmiał się, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Kai zignorował sarkastyczną uwagę, jednak przyjaciel skutecznie zadziałał na jego nerwy. Chłopak złapał Tao za koszulkę i pociągnął za sobą.
-Wracamy do domu, zanim ktokolwiek zobaczy cię w takim stanie –warknął.
-Idę z wami – odparła szybko HyeMin, rzucając TaeMin’owi przepraszające spojrzenie.
ZiTao szedł chwiejnym krokiem, potykając się o stopień. Kai zarzucił jego rękę na swoje ramie, nie szczędząc obraźliwych komentarzy pod adresem bruneta.
-Jesteś pewna, że chcesz iść? – spytał Jongin.
-Tak – odparła zdecydowanie HyeMin – chyba musze z nim porozmawiać, jak tylko się ocknie.

***

Tłum gapiów zdążył się już rozejść, lecz Ina wciąż stała w miejscu, obejmując swoje ramiona dłońmi. Z zamyślenia wyrwał ją Luhan, który nagle zmaterializował się bóg wie jeden skąd przy jej boku.
-We are EXO, we are one? – zacytowała sarkastycznie motto zespołu.
-No cóż – blondyn wzruszył ramionami – w każdej rodzinie zdarzają się konflikty – wciąż patrzył na jej zmartwioną twarz – nie przejmuj się, poradzą sobie.
Ina przytaknęła, jednak nie byłaby tego taka pewna. HyeMin poszła z nimi, jednak Ina wiedziała coś, z czego nie miał prawa zdawać sobie sprawy Luhan. Widziała swoją koleżankę z zespołu niejednokrotnie płaczącą z powodu przykrych słów, które ZiTao miał w zwyczaju do niej kierować.
-Ina? – Luhan pomachał jej dłonią przed nosem – ziemia do Iny!
-Przepraszam, zagapiłam się.
-Słyszałem, że lubisz piwo. Chodź, kupię ci jedno. W takich sytuacjach zawsze pijemy z chłopakami.
-Dzięki – uśmiechnęła się radośnie w stronę LuHan’a.

***

-Oppa?! Jak To? YAH! – łzy napływały do oczu EunSoo.
Dziewczyna stała samotnie przed lokalem, trzęsąc się z zimna. Ściskała telefon całą siłą swojej delikatnej dłoni, a usta zacisnęła w wąską kreskę.
-Przepraszam, ale to chyba nie ma sensu. Ja jestem w Stanach, ty tutaj. Zróbmy sobie przerwę – spokojny głos dobiegał z wnętrza słuchawki.
-Ale…
-Przepraszam EunSoo, to koniec – po drugiej stronie rozległ się sygnał zakończonego połączenia.
Dziewczyna upadła na kolana, nie zważając na to, iż podrze nowe i pewnie warte fortunę rajstopy. Zaczęła szlochać głośno, gdy poczuła, jak ktoś zarzuca ciężką, skórzaną kurtkę na jej zmarznięte ramiona. Stał za nią Sehun, który przyglądał się dziewczynie z kamienną twarzą. Przykucnął przy EunSoo, po czym wyciągnął szczupłą dłoń w jej kierunku. Dziewczyna otarła z policzków łzy.
-Nie patrz się na mnie – zaczęła – mam rozmazany makijaż.

-W takiej chwili masz do tego prawo – uśmiechnął się delikatnie. Nigdy nie umiał pocieszać.

***

sobota, 9 listopada 2013

Trainee - Rozdział 2

Rozdział 2


Ina wcale nie poszła na karaoke. Poruszała się zamotnie ciemnymi ulicami Seulu, chowając przemarznięte ręce w kieszeniach.  Szczękała delikatnie zębami, aż wreszcie dotarła w wyznaczone miejsce. Poszła do parku. Widząc przechodzących obok Fan i Kai’a schowała się za pobliskim drzewem. Gdy upewniła się, że nie ma ich w zasięgu wzroku, wyszła na główną alejkę i zaczęła się rozglądać. Starała się przyzwyczaić oczy do zapadającej już o tej porze ciemności.
-Noona! – usłyszała za sobą głośne wołanie i odwróciła się.
-JiHoo! – odkrzyknęła uśmiechnięta.
W jej stronę biegł mały, sądząc po wyglądzie ośmioletni chłopiec. Na jego duże oczy opadała długa, czarna grzywka. Dziewczyna przykucnęła, a on wpadł rozpędzony prosto w jej ramiona. Ina przytuliła go najmocniej jak mogła, po czym z trudem wstała i zakręciła się obejmując go w pasie.
-Aigoo, ale urosłeś! –Postawiła chłopca na ziemi i uśmiechnęła się. Czułym gestem zmierzwiła mu włosy -znowu uciekłeś?
-Noona, tata ma nową rodzinę, nie chcę tam być.
-Wiem – przytuliła chłopca mocniej – zobaczysz, wszystko się ułoży i zamieszkamy razem. Daj mi jeszcze trochę czasu.
-Obiecujesz?
-Obiecuję – uśmiechnęła się, by dodać mu otuchy.
Nie oszukiwała się. Bycie trainee to często wieloletnia, żmudna praca. Ina przytulała JiHoo najmocniej jak mogła. Kochała swojego młodszego brata. Zostawienie go było najtrudniejszą decyzją, jaką musiała podjąć. Trudniejszą niż opuszczenie ojca i jego nowej żony.  W pewnym momencie dziewczyna usłyszała kroki, które były coraz bliżej i bliżej. Wstała, by zasłonić brata przed potencjalnym napastnikiem, lecz okazało się, że wychodzącą z cienia postacią wcale nie jest nikt nieznajomy.
-Luhan… co tutaj robisz?
-Tak właściwie, to za tobą szedłem. Na wszelki wypadek – uśmiechnął się, i zakłopotany przeczesał włosy dłonią.
-JiHoo – Ina przykucnęła przy bracie – to jest Luhan, pracujemy razem. Jest naprawdę niesamowity!
-Luhan… -mały przygryzł wargę w zamyśleniu – jesteś jednym z wilków?*
Chłopak przykucnął i pogłaskał JiHoo po głowie.
-Tak, jestem wilkiem, bardzo groźnym wilkiem – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ina przyglądała się całej sytuacji, gdy nagle usłyszała dzwonek telefonu. Musiała na chwilę odejść.
-Luhan hyung… -zaczął JiHoo – zaopiekuj się nooną, dobrze?
-Dobrze – Luhan uśmiechnął się miło – ale tylko do czasu, kiedy ty dorośniesz. Musisz być silny, tak, żebyś i ty mógł zająć się swoją siostrą!
Chłopiec przytaknął ochoczo.  Chwilę później Ina podbiegła do nich, chowając telefon do kieszeni.
-JiHoo…-zwróciła się do brata – tata zaraz po ciebie przyjedzie. Nie uciekaj już, dobrze? Pamiętaj, że kiedy tylko będziesz chciał, możesz do mnie przyjechać. Zrozumiano? – spojrzała na chłopca znacząco.
-Dobrze Noona. Bądź najlepsza! Kiedy dorosnę, zaopiekuję się tobą. Urosnę i będę tak wysoki, jak Luhan hyung! – chłopiec wyciągnął palce do nieba, przy czym blondyn uśmiechnął się niepewnie.
Ina tylko się roześmiała, przytulając JiHoo tak mocno, jakby nigdy miała go nie wypuścić.
-Bądź grzeczny – dodała po chwili, widząc jak chłopiec odbiega w stronę podjeżdżającego samochodu.

***

Kai i Fan siedzieli w jednym z przyulicznych sklepów. Dziewczyna wpatrywała się w ekran komórki. Przerwał jej Kai, który postawił na niewielkim stoliku dwa kubki z gorącym ramenem.  Fan otworzyła opakowanie i podmuchała gorące jedzenie. Była strasznie głodna. Gdy tylko makaron trochę ostygł, zaczęła zajadać go łapczywie pałeczkami.
-Nie jedz tak szybko – zaśmiał się Kai i dał dziewczynie psztyczka w nos.
-Pszzesztann – powiedziała z pełną buzią, na co chłopak rozbawiony wywrócił oczami.
Gdy jednak ten chciał ponownie dotknąć jej nosa, dziewczyna gwałtownie się odsunęła. Krzesło, na którym siedziała, zachwiało się. Kai zareagował błyskawicznie i podtrzymał Fan za rękę. Scena byłaby niemal filmowa, gdyby nie nitka makaronu, zwisająca niefortunnie z jej buzi. Ich twarze znajdowały się blisko siebie. Niebezpiecznie blisko. Zauważywszy to, Kai zdjął dłoń z ręki dziewczyny i odsunął się głośno odchrząkując. Zażenowana zwisającym z jej ust makaronem, Fan szybko go zjadła. Chłopak przypatrywał jej się przez chwilę, wyraźnie nad czymś myśląc.
-Jaki właściwie jest twój sekret?- spytał po chwili Kai.
-Który konkretnie? – odparowała zaczepnie Fan.
-Ten największy – Kai nie dawał za wygraną – Jesteś liderką. Znam ich wiele, jednak żadna cię nie przypomina. Jesteś zbyt pewna siebie. Nie mówię, że nie masz ku temu powodów, ale… zdajesz się być niepokorna. Naprawdę taka jesteś, czy może udajesz kogoś innego?
-Bawisz się w psychologa – odpowiedziała jadowicie – nic o mnie nie wiesz. Dlaczego tak cię to interesuje? Nie mam zamiaru ci się zwierzać.
Interesowało ją, dlaczego Kai tak szybko ją rozgryzł. Była pewna siebie, swojego wyglądu i umiejętności, jednak znaczna część jej narcyzmu była jedynie grą. Otoczką dla oczu postronnych ludzi. Tak, ukrywała wiele. Trudne relacje rodzinne, zawistne komentarze dziewczyn ze szkoły, trudna sytuacja materialna i nowy mężczyzna matki. Wszystko to sprawiało, że chciała uciec od kobiety, która nie zrobiła dla niej nic oprócz tego, że wydała ją na świat. Po raz pierwszy od dawna była w niezręcznej sytuacji, i nie wiedziała jak z niej wybrnąć. Dzięki bogu zadzwonił telefon. To była HyeMin.
-Słucham?
-Fan? Gdzie jesteś?
-Właśnie jadłam ramen. Coś się stało?
-Możesz wrócić do domu? – spytała niepewnie HyeMin
-Jasne, już idę.
Telefon od współlokatorki uratował jej życie. Pożegnała się z Kai’em machając mu, a w głębi duszy postanowiła, że będzie udawała, że całe zdarzenie nie miało miejsca. Nie zamierzała do tego wracać.

***

Fan przekręciła klucz w drzwiach i weszła do mieszkania. W salonie było pusto. Nie byłą pewna, czy dziewczyny wciąż są poza domem, czy może siedzą już w swoich pokojach. Pierwszym co zrobiła, było wparowanie do ich wspólnego pokoju. HyeMin siedziała na łóżku po turecku, opierając się o ścianę. Miała na uszach słuchawki. Gdy Fan weszła do pokoju, ta wyłączyła muzykę.
-Dobrze, że przyszłaś – uśmiechnęła się słabo.
-Coś się stało?
-Był tutaj dzisiaj ZiTao. Szukał Kai’a, przekonany o tym, że pewnie jesteście u nas. Myślałam, że gdy okaże się, że gdzieś poszliście, on też wyjdzie. Wtedy spytał, czy może ze mną porozmawiać.
Fan przysłuchiwała się wszystkiemu uważnie. Niestety przeczuwała najgorsze.
- I wtedy spytał o KangWoo – ciągnęła dalej – Spytał, czy między mną a instruktorem coś jest. Dasz wiarę?
-A nie podoba ci się?
-Jasne, jest przystojny… ale to tylko instruktor.
-Dziewczyno – westchnęła Fan – wszyscy myśleliśmy, że między wami coś jest. Samo to, że dziś nie przyszłaś na trening, bo poszłaś ćwiczyć rano…
-Potrzebowałam tego. Lubię tańczyć, kiedy nie chcę myśleć. To nie miało nic wspólnego z Kang Woo – sprostowała.
- Masz szczęście – Fan położyła dłoń na jej ramieniu – inaczej pierwsza skopałabym ci tyłek za taki brak profesjonalizmu.
***

Dziewczyny krzątały się po mieszkaniu w ogromnym stresie. Ciągle czegoś szukały, to znów coś gubiły. Każda z nich była swoistym kłębkiem nerwów. Minęły dwa tygodnie, odkąd stały się trainee, i dziś po raz pierwszy miały pokazać się publicznie. Nie jako zespół, po prostu jako nowe podopieczne wytwórni. Wydarzenie, w którym miały uczestniczyć było bardzo ważne. Po raz pierwszy miały znaleźć się w pobliżu wielkich gwiazd, występujących na ogromnej scenie. HyeMin dosuszała włosy, Fan szukała odpowiedniego lakieru do paznokci, Ina starannie dobierała kolczyki, zaś EunSoo  wybierała spośród na oko… miliona par butów. Menadżer Jang miał znaleźć się pod ich mieszkaniem za niecałe 15 minut.
-Szybko, szybko! – krzyczała Fan, biegając po przedpokoju w tę i z powrotem.
-Już kończę! – Odkrzyknęła HyeMin.
-EunSoo, widziałaś może moje srebrne koła? – rozległo się wołanie Iny.
-Chyba nie, ale zaraz poszukam – odpowiedziała EunSoo.
Wszystkie starały się działać jak najszybciej, co nie było proste. Dziś znowu zaspały. Chyba musiały w końcu zapanować nad swoimi budzikami. Ostatnio z niczym się nie wyrabiały.
-Co do k…- wrzasnęła Fan i po mieszkaniu rozległ się głuchy dźwięk – EunSoo…
Fan leżała na podłodze pomiędzy butami młodszej koleżanki. Potknęła się o parę brązowych, skórzanych botków, które EunSoo tak lubiła. Dziewczyna błyskawicznie podniosła się z podłogi, głośno wypuszczając powietrze z ust. Byle tylko nie wybuchnąć. Jej porywczy temperament czasem był naprawdę zgubny, zwłaszcza jeśli dzieliło się niemal wszystko z trzema innymi dziewczynami.  Podczas dwu tygodni spędzonych razem, każda z członkiń poznała mniej lub bardziej zalety swoich współlokatorek. Jedynie to sprawiło, że w końcu udało im się dojść do porozumienia. Każda z nich miała przydzieloną rolę. Fan gotowała, HyeMin sprzątała, gdyż liderka nienawidziła tego robić. Ina zajmowała się zakupami, a z kolei EunSoo robiła pranie. Maknae nie należała do najbardziej odpowiedzialnych osób, a jednak to wychodziło jej dobrze. Fan po przykrych doświadczeniach z wiecznie zafarbowanymi skarpetkami, nawet nie dotykała się do pralki, a i reszcie się to nie uśmiechało.  Liderka wciąż miała w pamięci swoje ulubione skarpetki z wizerunkiem SHINee, które jej matka zniszczyła w praniu. Za każdym razem, gdy o tym pomyślała, wzbierała w niej złość. Dziewczyny pakowały do toreb ostatnie niezbędne rzeczy, gdy do drzwi zadzwonił menadżer Jang.
-Dzień dobry! – tworzyła drzwi HyeMin, kłaniając się przy tym nisko.
-Jesteście gotowe? – mężczyzna od razu przekroczył próg mieszkania – Chodźcie, styliści czekają!

***

Oczom Fan ukazała się przepiękna garderoba z całą masą luster. Każda z dziewczyn zajęła miejsce na osobnym fotelu, rozglądając się przy tym po ogromnym pomieszczeniu. W pokoju roiło się od makijażystek i fryzjerek, co sprawiło, że każdy poczułby się nieswojo, jednak nie Fan. Uwielbiała, gdy ludzie się nią zajmowali. Wszyscy wiedzą, ile potrafi zdziałać przeciętny stylista w wytwórni pokroju SM. Miejsce za liderką zajęła dość młoda blondynka, trzymająca w rękach nożyczki.

***

Po prawie czterech godzinach spędzonych na fotelu, HyeMin wstała i rozmasowała obolałą pupę.  Nie chciała się przyznać sama przed sobą, jednak miała obawy przed spojrzeniem w lustro.  Bóg jeden wie, co mogło się z nią stać przez ten czas. Przekonując sama siebie, wzięła się w garść i podniosła głowę. Jej oczom ukazało się coś, czego się nie spodziewała. Jej włosy były znacznie krótsze, pocieniowane przy twarzy, za to grzywka pozostała taka sama. Długa i lekko opadająca na oczy.  Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. Usta miała szkarłatne, a oczy mocno podkreślone eyelinerem, co dodatkowo podkreślało jej bladą cerę. Nie pasowało to do typu idolki koreańskich nastolatek,  którą miała zostać, jednak najbardziej lubiła siebie w tej „mrocznej” wersji.
Fan patrzyła w ogromne lustro z satysfakcją. Jej włosy również skrócono przynajmniej o połowę. Czekoladowe kosmyki ozdobiono blond końcówkami, a jej makijaż został wykonany w tonacji barw z pogranicza różnych odcieniów brązu.  Mocno podkreślone brwi i rzęsy, lżejszy eyeliner i policzki delikatnie ozdobione bronzerem – zupełne przeciwieństwo HyeMin.
Fryzurę Iny pozostawiono praktycznie bez zmian, pasowała jej. Również była blada. Oczy miała podkreślone delikatnie, za to skupiono się na jasnoróżowych ustach i  uwydatnieniu widocznych kości policzkowych.
EunSoo jako jedynej zmieniono kolor włosów. Była teraz płomiennie ruda, a jej usta zdobiła czerwona szminka. Wyglądała oszałamiająco.
-Widzę, że już zapoznałyście się ze swoim nowym wyglądem – uśmiechnęła się kobieta kierująca sztabem stylistów – Na wieszakach wiszą wasze sukienki, są podpisane.
Dziewczyny rzuciły się na drugą stronę pomieszczenia niemal biegiem. Sukienki Fan i HyeMin pasowały do siebie. Obie były bez ramiączek i aż krępująco krótkie. Czarny materiał ozdabiały złote akcenty. Stroje dwóch najstarszych członkiń grupy zostały dopasowane do siebie, jak aby tworzyły parę. HyeMin i Fan popatrzyły na siebie ze zdziwieniem, gdyż oprócz sukienek i złotej biżuterii nie łączyło je kompletnie nic. Fan dostała czarne, klasyczne szpilki, za to HyeMin nabijane złotymi ćwiekami botki. Sukienki młodszych członkiń również były czarne, jednak to Fan i jej rówieśniczka miały błyszczeć. Tak czy siusiak, bo właśnie w ten sposób pomyślała Fan, wszystkie wyglądały jak prawdziwe gwiazdy. Nic w nich nie przypominało już zwyczajnych trainee. Do garderoby wszedł prezes Yoon.
-Widzę, że dobrze się spisałaś MinHae – uśmiechnął się do stylistki – wyglądacie świetnie – zwrócił się do dziewczyn – pamiętajcie jednak, że dziś będziecie na językach. Niezależnie od tego, jak wam pójdzie. Będą o was mówić dobrze, lub źle, ale jedno jest pewne: mówić będą. Dajcie z siebie wszystko i zapewnijcie sobie dobry start. – Jego wypowiedź brzmiała bardziej jak monolog, który wypowiadał sam do siebie.
Żadna z dziewczyn nie miałaby odwagi zakwestionować słów prezesa.

***

Wszystkie cztery zajęły miejsca w pierwszym rzędzie obok 12 członków EXO, chłopaków z SHINee i Super Junior, oraz dziewczyn z Girls’ Generation i F(x). Większości z nich jeszcze nie znały, jednak Kai, Luhan i Sehun przyszli je przywitać, co było dla dziewczyn nieocenionym wsparciem. Tao rozmawiał o czymś z Suho, zdając się zupełnie nie przejmować tym, że i on powinien podejść. HyeMin rzuciła w jego stronę rozczarowane spojrzenie, jednak w głębi duszy cieszyła się, że je zignorował. Wciąż czuła się nieswojo po tym, co powiedział jej jakiś czas temu. Od tamtej pory rzadko przychodził na treningi. Zachowywał się wręcz jak tykająca bomba.  Prowadzący show dał wszystkim gościom znać, że czas usiąść.  Światła zgasły, a na scenie pojawiły się Jia, Suzy, Fei i Min. Pierwszym, wielkim wydarzeniem scenicznym, w którym miały uczestniczyć 4Liars był comeback stage Miss A.
 Na scenie pojawiły się cztery smukłe cienie. Fan nie miała najmniejszego problemu z rozpoznaniem każdej z dziewczyn, gdyż bardzo je lubiła. Miały cudowne, czarne stroje. Komplet każdej z nich składał się z błyszczących legginsów i czarnych topów, połączonych z butami na wysokim obcasie. Na scenie ustawione były manekiny, a po podłodze kłębił się sztuczny lód. Wyglądały jak wampirzyce. Blade, z ogromnymi, czerwonymi ustami. Wszystkie były przepiękne, a ich występ zupełnie hipnotyzujący. Dziewczyny z Miss A poruszały się po scenie seksownie, śpiewając przy tym jak boginie. Fan była w niebo wzięta. Miała nadzieję, że kiedyś i  one będą wyglądać podobnie. Po comeback’u, który był atrakcją wieczoru, na scenie zagościli artyści tacy jak JaeJoong, Trouble Maker czy AOA. Wszystkie występy były imponujące. Gdy dobiegły końca, światło  ponownie rozjaśniło ogromne pomieszczenie, a Fan dostrzegła, jak prezes Yoon rozmawia z JY Park’iem, prezesem jednej z największych wytwórni muzycznych. Wymienili przyjazne uściski dłoni. Pewnie w rzeczywistości chcieliby skoczyć sobie do gardeł, pomyślała sarkastycznie liderka .Gdy fani wychodzili z pomieszczenia, artyści spokojnie wyszli ze swoich garderób. Dziewczyny z Miss A zaczęły rozmawiać z prezesem Yoon.
-Fan, chodźcie tutaj! – przywołał je prezes Yoon – To są Fan,HyeMin, EunSoo i Ina, będą w nowym zespole. 4Liars to kolejny projekt, nad którym pracuję – zwrócił się do najstarszej z Miss A, Fei.
-Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem waszego występu – powiedziała Fan w imieniu grupy i ukłoniła się nisko – mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy!
-Jesteście urocze – uśmiechnęła się Fei – prawie jak my 4 lata temu. Pracujcie ciężko, ale nie dajcie się zniszczyć. Ten przemysł to nie przelewki. Stajecie się produktem na sprzedaż, ale pamiętajcie, by nie zatracić siebie – dodała po chwili.
-Może to niezbyt profesjonalne… ale czy mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? –spytała Fan ze wzrokiem zbitego szczeniaka. Fei była jej idolką.
-Jasne – odpowiedziała z uśmiechem.

 Jia, jedna z dziewczyn z zespołu zawołała fotografa, by później ujął je wszystkie razem. Zespoły pożegnały się,  a 4liars były w świetnych humorach. Poznanie idolek, które od zawsze podziwiały, było dla nich szczytem marzeń, zwyczajnie nierealnym snem. Snem, który się ziścił.

*Nawiązanie do piosenki "Wolf" zespołu EXO, którego członkiem jest Luhan.