Gdy William Szekspir umieścił te słowa w jednym ze swoich dramatów, Juliuszu Cezarze, na pewno nie spodziewał się, iż staną się one poniekąd inspiracją dla kultowego pisarza amerykańskiego jakieś kilkaset lat później do napisania powieści, o której będzie się mówić, zostanie sprzedana w milionach egzemplarzy na całym świecie i ba, nawet doczeka się ekranizacji.
Hazel Grace Lancester jest nastolatką chorująca na raka płuc, a jej dni zostały policzone już bardzo dawno temu. Pewnego dnia na spotkaniu grupy wsparcia dla nastolatków z nowotworami, na którą wysyłają ją rodzice poznaje Augustusa Watersa, który przyszedł tam dla swojego przyjaciela Isaaca, zaś sam jest dawno już poza zagrożeniem nawrotu choroby.
Co ciekawe i zdecydowanie dobre w tej książce, bohaterowie wykreowani przez Green'a nie mają pretensji do całego świata, nie starają się wzbudzić litości, ani nie obwiniają wszystkich wokół za to, że inni są w stanie żyć, zaś oni wiedzą, że i tak umrą. Rodzą się między nimi przyjaźnie i miłości, zupełnie jak u ludzi zdrowych - pokazuje to, iż choroba w żadnym wypadku nie odbiera człowiekowi na wartości ani go nie upośledza. Chorzy czy zdrowi, wszyscy jesteśmy tacy sami. Ponadto sama powieść nie męczy czytelnika tym, że pokazane w niej będą smutne losy przyjaciół i zakochanych, a raczej skłania do myślenia i sprawia, że czytanie nie jest dla nas czymś ciężkim jak czekanie na jakiś okrutny wyrok, który i tak będzie trzeba wykonać - wręcz przeciwnie, czyta się ją z niesamowitą lekkością. Sięgnęłam po nią z czystej ciekawości - jakby nie patrzeć jest bardzo zachwalana i doczekała się nawet ekranizacji z ostatnio popularną Shailene Woodley w roli głównej. Jako że mam za sobą już ,,Papierowe Miasta" i ,,Szukając Alaski", wybrałam się do sklepu i od razu zakupiłam ,,Gwiazd naszych wina". Jakby nie patrzeć, w 4 dni nadrobiłam historię, o której od jakiegoś już czasu trąbią wszyscy moi znajomi. Jak to z książkami John'a Green'a bywa, czytając nie zdaje sobie sprawy, czy mam za sobą 100 , czy też 200 stron, czy może minęła godzina... a może dwie? Język, którym posługuje się autor dostosowany jest oczywiście do największej grupy odbiorców powieści - nastolatków, jednak pełny jest błyskotliwych spostrzeżeń i sentencji. Bohaterowie zauważają prawa powszechnie rządzące światem, w którym żyjemy i walczą z tym, co chcieliby zmienić. Augustus Waters nie chce być zapomniany, a przedmiotem jego zainteresowań są metafory - jest młodym człowiekiem, który nie pojmuje świata wprost i chce, by również w ten sposób go zapamiętano. Co do Hazel, staje przed czymś zupełnie nowym, uczuciem, które sprawia, że dojrzewa psychicznie - książka przedstawia losy dwójki nastolatków okaleczonych fizycznie czy też psychicznie przez chorobę,którzy akceptują się bezwarunkowo i obiecują sobie, że zostaną razem do końca. John Green pokazuje nam, iż bez wątpienia wśród całej tej materialistycznej i pozbawionej uczuć hołoty istnieją też wrażliwi nastolatkowie, którzy balansując między życiem a śmiercią potrafią docenić coś, czego my na co dzień nie zauważamy.
,,- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może ,,Okay'' będzie naszym ,,zawsze".
-Okay - zgodziłam się."
Powieść jest inteligentna, zabawna i choć osobiście nie jest moją ulubioną autorstwa John'a Greena, to myślę, że umieściłabym ją na drugim miejscu, zaraz po ,,Szukając Alaski". Pomimo pozornie prozaicznego języka, którym jest napisana, stanowi lekturę inteligentną, pełną błyskotliwych uwag, poruszającą kwestie zachowania wobec zbliżającej się w sposób nieunikniony śmierci, ale i takiej, która przychodzi niespodziewanie. Zmuszająca do myślenia - taką, po której przynajmniej ja poczułam się troszkę bardziej wartościowym człowiekiem.
Zdecydowanie nie moja tematyka. Ale bardzo dużo słyszałam o tej książce pozytywnych opinii!
OdpowiedzUsuńO tak. Lubię tą książkę. Trochę czasu temu ją czytałam, ale nigdy nie powtórzę. Pozwolę sobie wstawić to co napisałam o tej książce na lubimy czytać.
OdpowiedzUsuńPrzez około godzinę po przeczytaniu próbowałam ułożyć choć jedno logiczne zdanie na temat tej książki. Jednak nie potrafię zebrać swoich myśli w jedno zdanie z orzeczeniem, podmiotem, określeniem i przydawką. Na dopełnienie mnie nawet nie stać. Nie stać mnie na to zdanie... Mogę wystukać o klawiaturę tylko tyle.
Przepiękna, poruszająca, arcydzieło, a przede wszystkim urzekająca i pociągająca jak Augustus Waters.
No to tylko tyle mogę powiedzieć o tej książce. Podziwiam Cie, że napisałaś tyle słów na jej temat. :3
O teh książce nie słyszałam wcześniej, dopiero gdy powstał film, zainteresowałam się tym tytułem. Bardzo chcę ją przeczytać, zanim obejrzę film. A to w jaki sposób autor zainspirował się cytatem, naprawdę mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMoja siostra dowiedziała się o tej książce od przyjaciółki i się o nią postarała. Teraz już jakiś czas leży mi na biurku i w te wakacje z pewnością ją przeczytam, Twoja recenzja jeszcze bardziej mnie do tego zachęciła <3
OdpowiedzUsuńByłam na filmie i nie wiem czy moje nerwy wytrzymają tę historię po raz drugi ;( Wzruszające... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAkane