Paul Sheldon jest autorem poczytnej serii romansideł o przygodach Misery Chastain, jednak cały cykl uważa za tandetny i mając dość swoje bohaterki, w ostatniej książce najzwyczajniej w świecie postanawia ją uśmiercić. Jadąc samochodem z maszynopisem kolejnej powieści, która niema już nic wspólnego z martwą bohaterką ulega wypadkowi, z którego ratuje go Annie Wilkes, była pielęgniarka. Mężczyzna przebywa w jej domu na początku nie wiedząc, iż jest ona ogromną fanką powieści o Misery. Co się stanie, gdy Annie dowie się o śmierci swojej ukochanej bohaterki?
Prawdopodobnie nikt nie chciałby znaleźć się wtedy w skórze głównego bohatera.
Pierwsze wrażenie? O Kurczę! King przenosi nas do głowy Paul'a w sposób tak świadomy i genialny, iż przez całą książkę zdaje nam się, że jesteśmy bohaterem, czujemy jego ból i wszystkie te emocje, które może odczuwać przeciętny zjadacz chleba zamknięty w domu z niezrównoważoną psychicznie morderczynią. Przeczytałam już całą masę powieści King'a i teoretycznie mogłabym uznać, że niczym już mnie nie zaskoczy, a jednak mistrzowsko potrafi nawet z najprostszego pomysłu potrafi zrobić mrożący krew w żyłach horror! Jak określiłabym twórczość King'a? Uczynić horror z niczego, i to na dodatek genialny! "Misery" trzyma w napięciu od początku do końca i pomimo tego, że tematyka Kinga jest komercyjna i przeżarta, to jednak bardzo poczytna i nie będę ukrywać, ze jestem fanką jego książek. Wydanie "Misery", które posiadam liczy sobie plus minus 450 stron, a jednak nie przeszkadzało mi to, by pochłonąć ją w 4-5 dni.
Co w książce podobało mi się najbardziej? Posiada wszystkie cechy dobrej powieści grozy. Trzyma w napięciu od początku do końca, pozwala czytelnikowi odkrywać tajemnice Annie wraz z Paul'em. Horror, który przeżył ten człowiek jest jednym z najgorszych, jakie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co sprawia, że czytanie o tym wciąga, pochłania i sprawia,że książka dosłownie pożera nas bez reszty. Ze wszystkich powieści Stephena King'a, które znam umieściłabym ją w zdecydowanej czołówce.
Na ogromna pochwałę zasługują tutaj opisy i obnażenie zakamarków psychiki człowieka chorego psychicznie i nieobliczalnego, jakim była Annie. Sam King, by napisać tę książkę zasięgał rad i konsultacji u lekarzy i pielęgniarek, by nadać wiarygodności każdemu pojedynczemu zdarzeniu, choć pewnie zdawał sobie sprawę, że przeciętny czytelnik, który nie skończył studiów medycznych nawet nie zwróci uwagi, czy jego opisy są zgodne z prawdą, czy może tylko wciska nam kit.
Niemniej jednak, king osiągnął niesamowity warsztat rzemieślniczy we wszystkim, co robi. Jego dzieła czyta się z nieukrywaną przyjemnością chcąc więcej i więcej. Książkę bardzo, bardzo polecam!
9/10
ocena wysoka wiec jestem zainteresowana :3
OdpowiedzUsuńwspaniała recenzja, i bardzo interesujący blog :)
pozdrawiam ciepło :)
Nie czytałam tej książki. Ale skoro tak ją chwalisz to może się skuszę. :) Wiesz że na moim blogu rozdaje właśnie książkę jego autorstwa ? :)
OdpowiedzUsuńhttp://dorota-nevergiveup.blogspot.com/
A ja nadal spośród twórczości autora mam za sobą jedynie "Joyland"... Będę musiała to wkrótce nadrobić, zwłaszcza że książek Kinga mam w bibliotece pod dostatkiem. Za "Misery" też się na pewno rozejrzę. :)
OdpowiedzUsuńChociaż już kilka książek tego autora czytałam i mm sama nie wiem ;D
OdpowiedzUsuń