wtorek, 3 marca 2015

Kafka nad morzem - luźna recenzja

Kolejna powieść japońskiego autora w mojej kolekcji, łącząca w sobie losy dwu pozornie nie związanych ze sobą mężczyzn, ale przeznaczonych do celów wyższych.

"Rozdziały nieparzyste opowiadają historię piętnastoletniego Kafki Tamury, który ucieka z domu przed klątwą ojca, oraz aby odnaleźć matkę i siostrę. W czasie swojej podróży trafia do prywatnej biblioteki prowadzonej przez tajemniczą panią Saeki oraz poznaje przyjaznego pana Oshimę.

Rozdziały parzyste przedstawiają losy pana Nakaty, staruszka rozmawiającego z kotami. Wyrusza on w podróż w tym samym kierunku co młody Kafka. Po drodze spotyka uwielbiającego hawajskie koszule kierowcę ciężarówki Hoshino i razem udają się w kierunku wyspy Sikoku.

Losy bohaterów krzyżują się wielokrotnie na poziomie metafizycznym, a oni sami wyruszyli z tej samej dzielnicy Tokio, aby dotrzeć w to samo miejsce."

W książkach Murakami’ego jest coś niezrozumiale przyciągającego. Kiedy jesienią, przeszło już dwa lata temu przeczytałam pierwszą jego powieść, stwierdziłam, ze w sumie wcale jakoś szczególnie mi się nie podoba. Jej tytuł brzmiał: 'Na południe od granicy, na zachód od słońca', kryjąc w sobie znacznie więcej, niż mogłabym się wtedy spodziewać. . Niby fajna, przyjemnie nostalgiczna, ale coś mi nie pasowało. Bohaterowie są dorośli, a jednak zupełnie niepoważnie ganiają za marzeniami dzieciństwa. Myślałam sobie kurde, absurd, starzy ludzie, mają ułożone zżycie, a wymyślają jakieś głupoty niczym Proust poszukujący straconego czasu. A mimo wszystko nawet krótki powrót do marzeń, i niezrealizowanych pragnień, które kiedyś mieli i pielęgnowali jako młodzi ludzie coś im daje. Choć nie podobało mi się to pod względem czysto pragmatycznym, stwierdziłam, że to piękne. Krótko rekapitulując, głównymi, stale powracającymi cechami  powieści japońskiego pisarza są retrospekcje niemal tak liczne jak introspekcje, chociaż nie nazwałabym tych książek na pewno w żadnym stopniu psychologicznymi, choć jeśli zna się i rozumie podstawowe założenie psychoanalizy Freuda to całkiem sporo można w nich odnaleźć. Wpływ traum z dzieciństwa na dalsze losy bohatera, to, że człowiekiem kierują popędy głownie seksualny i samozniszczenia. W książkach Murakami’ego pełno jest samobójców, bądź ludzi którzy chcą się ukarać za własny los, czy też wiedzą, że ich czas się skończył i śmierć jest tym jedynym słusznym, nieuniknionym końcem.  

Dodatkowo pisarz kładzie ogromny nacisk na cielesność, która w Japonii mogłaby wydawać się raczej tematem tabu. Niby opisy traktujące o aktach seksualnych są dokładne, ale Murakami umie je wpleść tak, żeby nie wydawały się ordynarne. Nadaje ludzkiemu ciału jakąś wyższą, metafizyczną, wręcz symboliczną wartość, traktuje je często jako portal nierozerwalnie łączący istoty z tego świata realnego i zupełnie nierzeczywistego. Choć wydarzenia są potencjalnie chronologiczne, zastanawia mnie, ze każda książka pokazuje jakieś ludzkie lęki, emocje, czy przemyślenia uprzedmiotowione lub upersonifikowane w dziwny sposób. Gadające koty, człowiek owca, mnogość rozwiązań jest zatrważająca, i choć od początku jako autor powieści Murakami szczególnie mi nie podpasował, stwierdziłam, że to dziwne, ale chce przeczytać więcej. Toteż czytam, czytam. Jego rzeczywistość jest zmityzowana w takim stopniu, że Bruno Schulz by się schował do sklepu cynamonowego, gdyby mógł przeczytać którąś z jego książek. Dodatkowo przenikające przez jego powieści cechy oniryzmu są uwypuklone do tego stopnia, że już w pewnym momencie nie wiadomo, co jest realną, otaczającą bohaterów rzeczywistością. Podoba mi się w nim to, że pomimo potencjalnej konserwatywności i przywiązania do tradycji, Murakami łamie wiele konwencji i choć facet ma już swoje lata, nie boi się kreować bohaterów homoseksualistów, często pisze o kontrowersyjnych aspektach relacji partnerskich, tworzy wiele portretów niezależnych, silnych kobiet, które mogą iść  i uprawiać seks, kiedy chcą ,bo im wolno i nikt tego nie ocenia. Akurat w „Kafce nad morzem” urzekł mnie jej tytuł. Wzięłam, bo myślę kurde, gruba, pewnie fajna. Kafka? Franz Kafka? Super, muszę się przekonać, czy chodzi o faceta, który stworzył książkę o najbardziej irracjonalnym procesie wszech czasów, i jaki związek ma to z całą historią Tamury i Pana Nakaty! Zaczyna się nietypowo, nietypowa jest przez cały czas, nietypowo się kończy, a ostatnie zdania rozsadzają mózg. Bohaterowie są zupełnie ze sobą niezwiązani, chłopiec przyjmuje imię Kafka, bo zna pisarza Franza Kafkę, jego biografie, bo był samotny jak on i w pewien sposób z nim sympatyzował. Niesamowite. Ucieka z domu, towarzyszy mu w myślach chłopiec, nie wiadomo czy to jego wewnętrzny głos, czy może jakiś twór nie z tego świata, ta zagadka pozostaje nierozwiązana. W międzyczasie jakiś staruszek rozmawiający z kotami dostaje zlecenie znalezienia zaginionej kotki i spotyka faceta, który te koty porywał. Zabija go, a później wyrusza w podróż hen daleko, sam nie wie gdzie, bo podróż to stały element i motyw przewijający się niemal w każdej powieści Murakami’ego. 

Nie wiem, czy to ma sens, czy poszukują siebie, czy czego, ale całkowicie to kupuje. Splatając z sobą kompletnie irracjonalne wydarzenia udaje mu się stworzyć coś, co daje nieskończoną liczbę sensów i całkowicie zajmuje twoje myślenie drogi czytelniku. Czasem rozumiesz co czytasz, a czasem nie, ale przede wszystkim żeby móc Murakami’ego czytać i jeszcze coś z tego wynieść, trzeba znać kontekst. Autorów, do których nawiązuje, czasy które opisuje. Wielokrotnie powraca on do ważnych wydarzeń z historii w Japonii, która  po krótce jest zazwyczaj wyjaśniona w przypisach, jednak niekiedy to nie wystarcza. Mimo wszystko, im więcej się go czyta, tym bardziej człowiek oswaja się z tym jego kompletnie łączącym fantastykę i realizm światem i chce się więcej, i więcej, a sposobem żeby się nasycić jest nic innego, jak sięgnięcie po kolejną lekturę.

9/10



poniedziałek, 5 stycznia 2015

Noworoczne postanowienia~

Jak już pisałam w poprzedniej notce, postawiłam, że ten rok będzie dużo lepszy niż poprzedni! Obietnica ta nie była bez pokrycia, gdyż od samego początku postanowiłam o to zadbać i wykorzystać ostatnie dni wolnego, by miło spędzić czas. Wczoraj wybrałam się z Piotrkiem na sushi, spacer i zakupy ^_^. Teraz kilka zdjęć, a mam nadzieję, że niedługo zbiorę się żeby dodać jakąś recenzję :3

Drag queen w designerskim szalu, 100 % Gucci!
Tacy byliśmy głodni ;_;
Omnomnom

Selfie znad jedzenia!
śliczna kawka w Sowa cafe!
Szalikowo-czapkowe selfie~
Czas na herbatę!





czwartek, 1 stycznia 2015

Nowy rok!



Cześć kochani~. Witam Was po dość długiej przerwie, a wszystko po to, by życzyć Wam szczęśliwego nowego roku i spełnienia marzeń! Jaki był 2014 w moich wyobrażeniach? Niestety nie należał do najlepszych, ale mogę tylko mieć nadzieję, że w tym roku będzie zupełnie inaczej, lepiej i tego samego chciałabym życzyć wszystkim, dla których poprzedni rok nie był najszczęśliwszy.

Co wydarzyło się przez ten rok u mnie? Całkiem sporo! Poznałam wielu wspaniałych ludzi, uczestniczyłam w cudownych imprezach, umocniłam wiele istotnych przyjaźni. Udało mi się pojechać do Londynu, co wynikło dość spontanicznie, ale będzie dla mnie wspaniałym wspomnieniem. Mogłam świętować z przyjaciółmi nie tylko swoje ale i ich osiemnaste urodziny, wzięłam udział w festiwalu kultury koreańskiej i konwencje Nejiro organizując kpop room. Co więcej, udało mi się znaleźć czas na przeczytanie ogromnej liczby książek, z czego jestem bardzo zadowolona. To udowodniło tylko, że organizacja czasu jest bardzo ważna, i tak długo jak chcesz coś robić, na pewno uda się znaleźć na to chociaż godzinkę czy pół dziennie. Wmawianie sobie, że nie mamy na coś czasu jest jedynie (niestety najczęściej) usprawiedliwieniem naszego lenistwa lub braku chęci, by wprowadzić ten plan w życie. Będąc w klasie maturalnej i na bieżąco powtarzając materiały z poprzednich lat doszły mi dodatkowe godziny fakultetów, czy nawet mojej ponadprogramowej nauki w domu udało mi się podzielić czas między oglądanie filmów i realizowanie listy pozycji, które muszę zobaczyć, czytania przynajmniej 50 stron książki dziennie i pisanie własnych tekstów.  


Niestety nie jestem pewna, czy dobrze wydarzenia będą w stanie przeważyć wszystkie złe z tego roku, bo niestety było ich dużo, ale mam nadzieję, że kiedy będę wspominać ten na pozór nieszczęsny rok 2014, przypomnę sobie jedynie to, co uczyniło mnie i ludzi dla mnie najważniejszych szczęśliwymi. Czasem jeden rok potrafi zmienić bardzo wiele. Ten był dla mnie sprawdzianem siły, wytrwałości i mojego pozytywnego myślenia, które bardzo często traciłam. Niemniej jednak mam nadzieję, że te upadki nauczyły mnie czegoś, co sprawi, że w przyszłości będę bardziej odporna na smutki i choćby nie wiem co, wkroczę w nowy rok z pozytywnym nastawieniem i małą, szaloną nadzieją, że uda mi się zrobić by zrealizować wszystkie swoje cele. Wy też nie zniechęcajcie się~. Mam dla was małe wyzwanie, dla wszystkich, którzy czytają tego bloga:

Bądźmy szczęśliwi choćby nie wiem co! Niech szczęście, które w nadchodzącym roku możemy podarować sobie i innym będzie najważniejsze ^_^


A teraz kilka zdjęć z ostatnich dni i sylwestra. Od nowego roku obiecuje poprawę:  nowe recenzje dram, książek, a może nawet nowe opowiadania! Trzymajcie za mnie kciuki ~











sobota, 15 listopada 2014

She's so lovable - recenzja dramy


Czy muzyka jest w stanie uleczyć złamane serce? Na to pytanie odpowiemy w najnowszej produkcji telewizji SBS! Lee Hyun Wook jest kompozytorem, który wraca do Seulu po trzech latach bycia odciętym od znanego mu świata. Obarczenie winą za śmierć swojej ukochanej, Yoon So Eun skłania go do odnalezienia jej młodszej siostry. Tymczasem Yoon Se Na wiedzie nie do końca ułożone życie nie mogąc spłacić długów, ale wciąż marząc o tworzeniu własnej muzyki. 

Nie ukrywam, że żywiłam względem tej dramy ogromne nadzieje. Jak wyszło? Dowiecie się później. She's so lovable jest pierwszą produkcją telewizyjną, w której wystąpił Rain po swoim powrocie z armii. Zatrudnienie go wręcz odgórnie skazywało tę dramę na sukces i tak faktycznie musiało się stać. W rolę Yoon Se Na wcieliła się Krystal, doskonale znana wszystkim fanom F(x) lub wcześniejszej dramy z jej udziałem, The Heirs. Dla dodatkowej zachęty dodam, że w możemy tu również zobaczyć gościnnie Hoyę, oraz już na dłużej Myungsoo z zespołu Infinite, który odgrywa w tej historii dość istotną rolę...a każdy miłośnik dram wie, że nie ma nic równie ekscytującego, jak odpowiednio dobrany trójkąt miłosny!

Pod względem fabularnym produkcja nie zawiodła mnie ani na moment. Od początku miała w sobie ciekawy klimat, coś wciągającego i ten specyficzny magnetyzm, który sprawiał, że czekałam na kolejne odcinki. Zdecydowanie szczęśliwym posunięciem było obsadzenie głównych ról - między Rain'em a Krystal panowała przyjemna do oglądania chemia, a i Myungsoo mnie nie zawiódł. Wręcz przeciwnie, z każdą dramą lubię go coraz bardziej i mam nadzieję, że nigdy nie przestanie się rozwijać jako aktor, co więcej będzie w przyszłości dostawał więcej ciekawych propozycji Jak w każdej dramie, na uwagę zasługują również odtwórcy ról drugoplanowych, często równie barwnych jak główne postacie.W tym przypadku będą to Hoya,  Park Young Kyu, Kim Jin Woo i wielu innych. Scenarzyści przygotowali dla nas, odbiorców dokładnie szesnaście obfitujących w różnorodne wątki i emocje epizodów, które pochłaniało się dosłownie jednym tchem.

Czego w dramie nie może zabraknąć? Oczywiście postaci pragnących zniszczyć związek głównych bohaterów, producenta zdrajcy otwierającego konkurencyjną wytwórnię i nienawiści między synem, a ojcem, który nadużywa władzy jako prezes. Wszystkie te wątki już gdzieś były, lecz historia opowiedziana w She's so lovable sprawia, że wcale nie wydają nam się nudne i oklepane. Cała historia stawia je w zupełnie innym świetle, co nadaje całości dramatyzmu i sprawia, że jeszcze bardziej chcemy poznać dalsze losy bohaterów. Nazywając rzeczy po imieniu, drama nie jest bardzo zaskakująca, ale genialna w swojej schematyczności.

Wszyscy wiemy, że mocną stroną niema każdej koreańskiej produkcji telewizyjnej jest soundtrack. I w tym przypadku nie było inaczej. Na ścieżce dźwiękowej do dramy znalazły się utwory Krystal, Kim Bo Kyung, Kim Tae Woo, czy duet LOCO i Mamamoo. Muzyka dodawała całości klimatu, piosenki spacerowały po mojej głowie dosłownie całymi dniami do tego stopnia, że nie mogłam się od nich uwolnić. W przeciwieństwie do wielu dram, w tej nie znalazłam ani jednego utworu, który by mi się nie podobał, czy słuchanie go by mnie męczyło. Wszystkie piosenki są ciepłe i subtelne. Idealne do słuchania chłodnym wieczorem z kubkiem herbaty w ręku!

Podsumowując, She's so lovable, jest produkcją absolutnie obowiązkową dla każdego fana koreańskich dram. Opowiada wzruszającą, pełną emocji historię miłosną toczącą się w okrutnym świecie koreańskiego przemysłu muzycznego. Jak dobrze było znów zobaczyć Rain'a na ekranie! Gra aktorska zarówno jego jak i Krystal uczyniły dramę przyjemną do oglądania. i niemal uzależniającą! Jak już wcześniej wspomniałam, niewiele może nas zaskoczyć, ale w najmniejszym stopniu nie odbiera to przyjemności oglądania. Po czym poznać dobrą dramę? Na każdy odcinek czekasz z zapartym tchem, wątki są dobrze poprowadzone, a ich rozwiązanie nas satysfakcjonuje. Masz bohaterów których kochasz lub nienawidzisz? To nieistotne! Ważne, by wywoływali emocje, które przyciągają widzów przed ekrany telewizorów! Co dopełnia dobrej produkcji? Doskonale dobrana ścieżka dźwiękowa. She's so lovable zawiera wszystkie te elementy. 

9/10

niedziela, 12 października 2014

Przygoda z owcą

      Czyli Haruki Murakami jak zwykle tajemniczy. Tym razem obiektem podlegającym nadaniu symbolicznego znaczenia jest owca, która jak się dowiemy... nie jest zwyczajną owcą. Główny bohater książki to mężczyzna zupełnie przeciętny, mieszkający w typowym japońskim mieście, właściwie bardzo podobny do pozostałych stworzonych przez pisarza. Jeśli nie zdarzy się okazja zabłysnąć, woli on obserwować ludzi, których życie jest bardziej interesujące niż jego. Stanowi postać raczej niezaskakującą i na pierwszy rzut oka dość bezbarwną. Jest po rozwodzie, mieszka ze starym kotem bez imienia i mogłoby się wydawać, że jego życie będzie toczyć się w ten spokojny sposób aż do samego końca. A jednak... poznaje on dziewczynę o niesamowicie pięknych i posiadających nadzwyczajne właściwości uszach, co stanowi kolejny typowy dla Murakamiego element. To zazwyczaj bohaterki żeńskie mają związek z rzeczami nie z tego świata, są owiane tajemnicą lub doświadczyły czegoś absolutnie niespotykanego. Od momentu, kiedy główny bohater dostaje zdjęcie owcy z gwiazdą na grzbiecie wyrusza na jej poszukiwania.

"Człowiek budzi się rano i wie, że ma w sobie owcę. To bardzo naturalne uczucie."

"Przygoda z owcą" jest kolejną z powieści japońskiego autora, którą nie do końca musimy rozumieć, lecz jako czytelnikom bardzo nam się podoba, a przynajmniej tak było w moim wypadku. Rozpoczyna się tajemniczo i pozostaje taka aż do samego końca. Jak zwykle Murakami zabiera nas w szczególny, wykreowany przez siebie świat, bohaterkę z pięknymi uszami poznajemy w pozornie zwyczajnych okolicznościach, opisy miejsc, w których przebywają bohaterowie są plastyczne i kompletne. Poza wydarzeniami poważnymi spotykamy też zabawne, rozładowujące napięcie scenki. Główny bohater wyrusza w tajemniczą podróż, czekają na niego poszukiwania i sekrety, a tymczasem Murakami zwieńcza to jednym zdaniem: "Gdy oddawałem mu kota pod opiekę, ten ugryzł kierowcę i puścił bąka". Jeśli człowiek ma odpowiednio dużo czasu może dowiedzieć się wszystkiego - takie motto kieruje głównym bohaterem powieści. Okazuje się, że owca ma swoją historię, która nie ma nic wspólnego normalnością. Z czasem jej poszukiwanie staje się coraz trudniejsze, bowiem owca wchodzi w człowieka i wychodzi dopiero, gdy postanowi zagnieździć się w kimś innym. Bohater kilkukrotnie spotyka człowieka owcę, który jest tajemnicy i nie do końca wiadomo dlaczego. Wszystko owiane jest pewną mgłą, której nie jesteśmy w stanie przeniknąć. Również i zakończenie powieści jest dla autora dość typowe - trochę pozostawione do interpretacji, trochę niedomówione. Narracja jest jak zwykle pierwszoosobowa i prowadzona w dość podobny sposób, co w pozostałych książkach autora. Myślę, że zdecydowanie przeważają tu pozytywy wpływające na korzyść całej historii. Ze względu na widoczne analogie między tworzonymi przez japońskiego pisarza światami czułam się jak przerzucona z jednej książki do drugiej. Dawało mi to jednak pewne uczucie oswojenia, stabilności...innymi słowy, wiedziałam co czytam i czego się po tym spodziewać.

Podsumowując, jeśli ktoś lubi twórczość Murakamiego, przygoda z owcą na pewno mu się spodoba. Zawiera w sobie wszystkie cechy charakterystyczne dla pisarza, dostarcza sporo emocji, do końca trzyma nas w napięciu. Są rzeczy, których prawdopodobnie nigdy nie zrozumiemy - kim był człowiek owca, co tak naprawdę stało się w kobietą, która umiera na początku powieści i jak potoczą się dalsze losy bohatera. Pozostawia to w nas pewien niedosyt, ale niektórych historii lepiej nie kończyć, gdyż straciłyby one wtedy całkowicie swój urok. Nie jestem pewna, czy ponownie chciałabym odbyć "Przygodę z owcą" ale zdecydowanie mogę was do tego zachęcić.

7/10