wtorek, 4 lutego 2014

Scenariusz 16 - ,,Bal Maskowy"

Bal maskowy



            Żyłam w niewielkim, prowincjonalnym miasteczku, w którym pomimo stale przebijających się do naszego życia ze wszystkich stron nowinek technicznych, wciąż hołdowano starym tradycjom i obyczajom. Ludzie określali to miejsce na wiele niepochlebnych sposobów. Mówili, że sam bóg o nas zapomniał, że jesteśmy staroświeccy i ograniczeni, turyści współczuli nam wiedząc, że mieszkamy tutaj na co dzień. Oczywiście mieliśmy komórki, ale o tabletach, xboxach, czy innych tego rodzaju udogodnieniach mogliśmy zapomnieć. Mieliśmy tu staromodne kamienice, ratusze i inne pożal-się-boże wariactwa, które burmistrz określał jako nasze dziedzictwo. Tak czy inaczej, byliśmy staroświeccy, jednak nie na co dzień. W szkole nie obowiązywały mundurki, ani żadne tego rodzaju głupstwa. Mieliśmy szafki i tak dalej. Właśnie wbiegałam do ogromnego budynku, wyraźnie spóźniona na pierwszą lekcję, którą była historia. Nauczyciela jeszcze nie było, więc wpadłam na swoje miejsce jak petarda i dałam sobie chwilkę żeby odetchnąć. Omiotłam wzrokiem klasę, ale coś się tu nie zgadzało. Dotychczas puste miejsce w pierwszej ławce było zajęte, ale nie widziałam twarzy nowego. Miał ma sobie czarne spodnie i koszulę w tym samym kolorze. Odwrócił się w moją stronę, a ja poczułam, jak na moje policzki napływa delikatny rumieniec. Dlaczego tak łatwo było mnie zawstydzić? Oczywiście był w naszym wieku, jednak jego zamyślone oczy nadawały mu ciekawy wyraz, przez co mógł wydawać się starszy i zdecydowanie bardziej poważny. Włosy miał kruczoczarne, lekko pokręcone, a całość dawała dość niepokojący, a jednocześnie intrygujący efekt. Wyglądał jak zły brat typowego blond księcia z bajki. Nauczyciel wszedł do klasy, podkręcając swój obsceniczny wąs na palcu. Rzuciwszy na biurko opasły podręcznik, omiótł wzrokiem wszystkich uczniów i zatrzymał wzrok na nowym. Belfer był młodym mężczyzną, a jednak jego ubrania i uczesanie sprawiały jakby urwał się z jednej z tych koreańskich dram historycznych, gdzie postacie z przeszłości przenoszą się do świata współczesnego.
-Witam was po wakacjach moi drodzy – świdrował nowego wzrokiem – Jak pewnie udało wam się już zauważyć, mamy w klasie nowego ucznia – wskazał na niego dłonią – wstań proszę i przedstaw się nam.
Chłopak w nonszalancki sposób podniósł się z krzesła, podszedł do biurka nauczyciela, po czym w pozie przypominającej nie-całkiem-poprawny-kontrapost przełknął ślinę, co zdradziło jego zdenerwowanie. Chwile później, na jego twarz wkroczył leniwy uśmiech, a on otworzył usta.
-Cześć wszystkim – zaczął przygryzając lekko wargę – Jestem Lee Seung Hyun, znajomi mówią na mnie Seungri. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować.
-Dziękujemy ci – nauczyciel skinął w jego stronę – możesz usiąść.
Jedyne, co udało mi się usłyszeć podczas gdy wracał na miejsce to: „no tak, jeszcze nie mam tutaj znajomych”. Podświadomie czułam jednak, że zdobycie ich nie będzie dla niego żadnym wyzwaniem. W końcu słowo seungri oznaczało zwycięstwo.
***
Nie minął miesiąc, a państwo Lee zajęli znaczące miejsce w radzie miasta, przez co stali się prawdziwymi szychami. Seung Hyun zdobył grupkę oddanych kumpli, których złośliwie nazywano czasem jego sługusami. Miał kasę, był przystojny, czego chcieć więcej? Nastawał koniec października, a w naszym mieście nieubłaganie zbliżała się rocznica spalenia jednego ze starych kościołów, w którym podobno kiedyś mordowano czarownice. Oczywiście nikt nie wierzył w te bajki, jednak jak już wspominałam, zabobonna starszyzna upierała się, by co roku oddawać hołd temu wydarzeniu.  Wielokrotnie miałam wrażenie, że los zakpił sobie z mieszkańców miasteczka, zważywszy na to, iż owe święto miało miejsce dokładnie wtedy, kiedy halloween. Podeszłam do szafki i przytuliwszy lewą ręką książki do piersi, prawą udało mi się ją otworzyć. Ze środka wypadła czerwona koperta, która zawirowała w powietrzu i upadła na ziemię. Włożywszy książki do szafki sięgnęłam po nią, jednak jej nie otworzyłam.
Wracając do domu oczekiwałam chwili, gdy tylko znajdę się w swoim pokoju i ukrywając się jak największy złoczyńca przed młodszą siostrą i rodzicami będę mogła ją otworzyć. Brzmiało głupio, prawda? Tak właśnie się czułam, a jednak cała sytuacja napawała mnie dziwną ekscytacją.
Wbiegłam do swojego pokoju i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, oparłam się o nie plecami ciężko oddychając. Zrzuciłam plecak na podłogę, opadłam na łóżko i zaczęłam przekręcać w palcach czerwoną kopertę, na której nie było ani śladu nadawcy. Wciągnęłam powietrze ze świstem i powoli ją otworzyłam. W środku znajdował się  arkusz delikatnie złoconego, grubszego papieru, złożonego w pół.  Przez chwilę przyglądałam się delikatnym zdobieniom, ale ciekawość wzięła nade mną górę. Kartka zapełniona byłą pochyłymi ale starannymi literami nakreślonymi pieczołowicie czarnym atramentem.

Z największą przyjemnością pragnę zaprosić panią na bal maskowy, który odbędzie się w mojej posiadłości w ten piątek o godzinie 2000. Nie daj nikomu poznać swojej twarzy.
L.S.H
Nie podlegało najmniejszej wątpliwości, od kogo był ten liścik. Nie musiał podawać adresu, ponieważ chyba każdy wiedział, gdzie mieszka obecnie najbogatsza rodzina w tym mieście. Mieli ogromną posiadłość na wzgórzu, która kiedyś należała do szlacheckich rodzin. Dziś był wtorek, a ja zdenerwowana zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak mało czasu mi zostało. Nie miałam sukienki.
W szkole byłam lekko rozczarowana. Przyglądałam się znajomym z klasy, przewracającym w dłoniach podobne koperty. Seungri lawirował wśród ławek, rozmawiając ze wszystkimi, a jego oczy błyszczały w charakterystyczny, świadczący o ekscytacji sposób. Dziewczyny rzucały mu rozmarzone spojrzenia, które ignorował, a chłopcy przybijali mu piątki. Wszyscy jak leci deklarowali się, że na pewno przyjdą, pytając przy okazji, ile wziąć alkoholu.
-Żadnego alkoholu kretyni – roześmiał się w stronę chłopaków drużyny futbolowej – to ma być kulturalna impreza. Nie będę żadnego z was zgarniał z kałuży rzygów.
 ***
-Kochanie – krzyknęła mama z kuchni.
-Co jest?
-Ten syn radców miasta, znasz go może? – spytała wyraźnie zainteresowana.
-Tak mamo, jest ze mną w klasie – odparłam spokojnie, zgarnąwszy jabłko ze stojącej na stole miski z owocami.
-Jaki jest? – kontynuowana podekscytowana.
-No wiesz, spoko – przeżuwałam kęs owocu – bardzo towarzyski – wzruszyłam ramionami i poszłam na górę.
Moja mama nie miała w zwyczaju urządzania sobie ze mną pogaduszek na temat szkolnych kolegów, jednak powiedziałam jej,  że zaprosił mnie w piątek na bal maskowy. Świergotała ze szczęścia, moja młodsza siostra wzdychała a ja… denerwowałam się coraz bardziej. Godzinami rozprawiały o moim makijażu, sukience i tak dalej, czyli o tym, co powinno być odzwierciedleniem moich fantazji, nie ich.
Nastał upragniony, piątkowy wieczór, a ja oczywiście bardzo się stresowałam. Włosy miałam pokręcone i spięte u góry w wymyślny sposób, przez co z każdym ruchem obawiałam się, że ta fryzura nie przetrwa dziesięciu minut. Patrząc w lustro widziałam granatową, pofalowaną suknię, która podkreślała moją bladą cerę.  Moje policzki błyszczały delikatnym, pudrowym blaskiem, a oczy podkreślały odcienie szarości. Siostra stała przy mnie nie dowierzając.
-Unnie, wyglądasz prześlicznie, ale brakuje ci jednego – założyła mi na oczy delikatną maskę z czarnej koronki. Raz kozie śmierć.

Atmosfera w posiadłości była naprawdę… dziwna. Muzyka była tak głośna, że nie dało się słyszeć żadnej z rozmów, nawet jeśli rozmówca stał przed tobą. Na zmianę leciały klasyczne i nowoczesne kawałki. Wszyscy ubrani byli w suknie i garnitury. Ogromną salę balową rozświetlał blask poustawianych na stołach z przekąskami świec, a ja delikatnie skubałam palec czarnej rękawiczki zadając sobie pytanie, co mnie podkusiło, żeby tutaj przyjść. Stałam przez chwilę na środku pomieszczenia, obserwując lawirujące w tańcu pary. Poczułam dotyk palca na swoim ramieniu, a gdy odwróciłam się, zobaczyłam nieznajomego w idealnie skrojonym czarnym garniturze, z czarną maską. Obdarzył mnie idealnie białym uśmiechem, po czym ukłonił się, wyciągając dłoń w moją stronę.
-Czy można prosić? – spytał nonszalancko.
Nie odpowiedziałam, tylko dygnęłam i podałam mu dłoń. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Poprowadził mnie w tańcu, a gdy piosenka się skończyła puściłam jego dłoń, a on zniknął w tłumie. Dopiero gdy odszedł uświadomiłam sobie, z kim właśnie tańczyłam. Lee Seung Hyun. Śledząc w tłumie czarną, połyskującą maskę ruszyłam, wiedziona jakby jakąś dziwną,  niezrozumiałą siłą.  Doprowadziło mnie to do niewielkiej altanki, do której weszłam, opierając się o poręcz. Z tego miejsca doskonale widać było świetloną blaskiem świec posiadłość i dobywającą się z niej delikatną teraz muzykę.
-Podoba ci się? – z ciszy dobył się głos.
-Kto tu jest? – rozejrzałam się, jednak nie mogłam niczego dostrzec w panującym mroku nocy.
Z ciemności wyłonił się książę w czarnej masce, który przyciągnął mnie do siebie i pocałował, zanim zdążyłam złapać oddech. Poczułam jak moje serce łopocze niczym wystraszony, chcący wyrwać się z mojej piersi ptak, a loki rozsypują się kaskadą na moje plecy. Jego ciepłe i miękkie usta i oddech pachnący delikatną miętą. Jego żeby na mojej dolnej wardze, gdy pragnęłam, by nigdy nie przestawał.
-Min Soo… - zaczął, a mnie otoczył przerażający dźwięk i szarpanie.

-MIN SOO UNNI, WSTAWAJ! – krzyczała moja młodsza siostra – Spóźnisz się do szkoły wariatko! Kyungsoo już na ciebie czeka!
A więc wszystko to było jedynie snem. Zebrałam się jak tylko mogłam najszybciej, jednak czułam rosnące we mnie z minuty na minutę rozczarowanie. Zapomniałam o całym świecie, gdy otworzyłam drzwi i wychodząc na ganek zobaczyłam uśmiech Kyungsoo. Opierał się o poręcz i gdy na mnie patrzył, widziałam w jego oczach bezgraniczną miłość i oddanie.
-Długo czekałeś? – spytałam przepraszającym tonem.
-Nie – dał mi słodkiego buziaka w policzek – Chodźmy do szkoły – splótł swoją silną dłoń z moją, znacznie mniejszą i ruszyliśmy ramię w ramię. Przez te wakacje bardzo urósł, zmężniał, stał się chłopakiem idealnym. Idealnym dla mnie.
Gdy doszliśmy do szkoły, a on otworzył przede mną drzwi klasy, stanęłam jak wryta.
-Coś się stało? – spytał przejęty, ściskając moją dłoń.
-Nie, nic. – odparłam przełykając ślinę.
-Na pewno wszystko w porządku? – w jego głosie słychać było troskę.
-Tak – na sztywnych nogach poszłam na swoje miejsce, rzucając Kyungsoo ostatni przed rozpoczęciem lekcji uśmiech.


W pierwszej ławce siedział chłopak w czarnej koszuli.

***

To tyle, jeśli chodzi o chwilowo ukończone scenariusze :) Za następne zamierzam zabrać się w trakcie weekendu, więc mam nadzieję, że osoby, które zamówiły dla siebie w poprzedniej notce opowiadania będą cierpliwe ^o^ W tym tygodniu przewiduję tez nowy rozdział "Trainee" i to chyba tyle, jeśli chodzi o aktualności. Ten scenariusz był dla mojej koleżanki, bo poprosiła mnie o niego jakiś czas temu. Mam nadzieję, że wam się podoba. Buziaki i do następnej notki ~~

7 komentarzy:

  1. bardzo fajne i pomysłowe :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeej! Nowa notka <3 Super super super!!! Mega pomysłowe, Wkręciło mnie na maxa ale to jak każdy twój wpis :3
    Z niecierpliwością oczywiście czekam na kolejny rozdział trainee!! I owszem będę bardzo cierpliwa :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku~! <3 Jakie fajne... chodź zaskoczyłaś mnie tym snem. xD Ten scenariusz poprawił mi humor, bo zaraz muszę iść się uczyć fizykii... :C Czekam na trainee!! < 3 / Rin

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy ;) Naprawdę pomyśl kiedyś o pisaniu kontynuacji, bo okropnie mnie intrygują ^ ^ Pozdrawiam
    Akane

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny scenariusz <3 zakochałam się w nim !

    http://dorota-nevergiveup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń