piątek, 16 maja 2014

I see you

,,I see you’’


Pamiętam pogrzeb babci. Majowy dzień, ale inny niż te słoneczne i ciepłe. Chłodny i deszczowy. Wąż idących po cmentarzu ludzi niewidocznych spoza parasolek. Ich powierzchnie utworzyły wtedy jeden wielki dach nad wszystkimi zgromadzonymi, ale ja nie chciałam tam stać. Nie płakałam, niebo płakało za mnie. Stałam z rodzicami wpatrując się w urnę, w której zgromadzony pył był kiedyś osobą. Osobą, która prowadzała mnie na plac zabaw i odbierała z przedszkola. Duchowny wygłosił swoje formuły, kilka osób zapłakało, umieszczono urnę na dnie wykopanego rowu, który przykryto zimną, kamienną płytą z wyrzeźbionym nazwiskiem babci. Ludzie składali kondolencje, po czym odchodzili. To oczywiste, że nie czuli tego, co ja. Dlaczego mieliby? Stałam sama drżąc pod zimnymi kroplami deszczu i wtedy po raz pierwszy ujrzałam twarz chłopca.

Wpis z 7 maja 2010. Zamknęła pamiętnik, który wtedy pisała i wypuściła powietrze z ust. Niewidoczne niezauważalnie rozeszło się po pomieszczeniu. Osiemnastolatka siedziała na łóżku, ktoś zapukał do drzwi jej pokoju. Natychmiastowo wepchnęła notes do szuflady szafki nocnej.
-Hej Fania – uśmiechnęła się przyjaciółka dziewczyny, która wchodząc do środka założyła za ucho kosmyk kasztanowoczerwonych włosów.
-Cześć laska – uśmiechnęła się ciepło – siadaj – poklepała miejsce na łóżku przy sobie. Nastolatka przyklapnęła obok. Ubrana była w zakładaną przez głowę szarą bluzę, dżinsowe rurki i skarpetki w pandy. Usiadła po turecku. Na jej twarzy nie było ani grama makijażu i patrzyła na przyjaciółkę przenikliwymi niebieskimi oczyma. Usta zacisnęła w wąską kreskę.
-Co tam? – spytała jakby unikała czegoś nieprzyjemnego. Tak było.
-W porządku – odparła Fan wyrzucając z pamięci wspomnienie pogrzebu – Zerwałaś z nim? – kiwnięcie głowy.
-Miałaś rację, to było bez sensu. Na początku wydawało mi się, że jesteśmy super zakochani, wszystko się układa, a później przestało być tak miło – wzruszyła ramionami. Fan wzięła ją za rękę i odsunęła do łokcia rękaw bluzy. Na dłoni dziewczyny widniały czerwone pręgi – Nana…Ming-Jiang ci to zrobił? – wyrwała rękę z jej uścisku i z powrotem opuściła rękaw.
-Już po wszystkim, to koniec – uśmiechnęła się blado.
-To dobrze. Spójrz na tę buzię! – Fan ujęła w dłonie jej twarz- Teraz będziemy łowić facetów jak szalone! – obie się roześmiały.
Nana i Fan mieszkały w Chinach od  roku. Dostały się tam w ramach programu stypendium dla bardzo zdolnych uczniów. Nana była nad wyraz ambitna, wszystko zawsze dopinała na ostatni guzik i przez pierwszy rok prestiżowego liceum stała się laureatką dwóch olimpiad językowych tym samym wygrywając dwa lata nauki Chińskiego podczas wymiany. Mogła zabrać ze sobą jedną osobę, bo wszyscy w szkole wiedzieli, że bez Fan nie wyjedzie. Trzymały się razem od końca podstawówki. Nana zawsze była cicha, porządna i spokojna. Fan co innego – prawdziwy żywioł. Zawsze kopała, krzyczała, a przez pewien okres w czwartej klasie, gdy wplątała się w złe chłopięce towarzystwo dręczyli razem słabsze dzieci. Nie były to przecież żadne wyszukane tortury, czasem robaki za koszulką i zabieranie rzeczy, tak naprawdę nic wielkiego. Pewnego ciepłego dnia, gdy mieli lekcje na dworze Fan i grupka jej kolegów „zajmowali się” jednym z pierwszaków wmawiając mu, że mama po niego nie przyjdzie. Chłopiec oczywiście się rozpłakał, a czytająca na murku książkę Nana podeszła do Fan i spytała: Dlaczego to robisz? Co gorsze, ta druga nie znała odpowiedzi. Po raz pierwszy ktoś podważył jej działania. Nawet grupka chłopców, z którymi się kumplowała przez chwilę stała w bezruchu, bo tak naprawdę nikt nigdy nie zwrócił im uwagi. Nana, która już wtedy miała znaczące spojrzenie niebieskich oczu jednak nie czerwonawe, tylko ciemnoblond włosy podeszła do chłopca, otrzepała go z ziemi i zaczęła pocieszać. Syknęła do grupki prześladowców, żeby znikali, a oni niechętnie odeszli. Następnego dnia Fan podeszła do dziewczyny z zamiarem kłótni o podważanie jej autorytetu, jednak gdy ta znów spytała „dlaczego to robisz?” ochota na sprzeczki całkowicie jej przeszła. Ceniła to, że ktoś był w stanie się jej przeciwstawić i wtedy się zaprzyjaźniły. Okazało się, że Nana tylko na pozór zgrywała twardzielkę, jednak później przestało to mieć znaczenie. W ten oto sposób chodziły teraz razem do chińskiej szkoły, do drugiej klasy liceum. Program wymiany obowiązywał rozmowy po angielsku, jednak z czasem dziewczyny coraz lepiej mówiły po chińsku, a angielskiego używały tylko w sporadycznych przypadkach. Były zadowolone ze swojego życia. Mieszkały w wieżowcu w centrum miasta i mogły dotrzeć wszędzie metrem. Quingdao było jednym z najładniejszych miasteczek w Chinach, jednak tylko niewielka część młodych ludzi używała tu innych języków niż mandaryński. Nana  w szkole znalazła chłopaka z równoległej klasy, jednak szybko okazał się zwyczajnym draniem i z nim zerwała. Nie znosił sprzeciwu i w mgnieniu oka miłość przerodziła się w strach i przymus. Fan nigdy nie rozglądała się za tamtejszymi chłopakami. W pamięci wciąż miała obraz chłopaka, którego widziała na pogrzebie babci. Miała wtedy 14 lat. Wydawał się od niej starszy i smutny. Wyraz jego twarzy był niezgłębiony. Ciemne oczy, oliwkowa karnacja i lśniące, włosy w odcieniu gorzkiej czekolady. Czarna koszula i takie same spodnie. Trzymał ręce w kieszeniach, lecz jego ubranie nie zdradzało żadnych śladów zmoknięcia. Jak to możliwe, skoro nie miał parasolki, a padało? Chciała do niego podejść. Nawet go zawołała, jednak zdawał się nie słyszeć. Odszedł w dal, a ona do tej chwili zastanawiała się, kim był.
Ubrały się i jak co dzień wyszły do szkoły. Nie było tu mowy o żadnej rewii mody – tradycyjny mundurek i koniec, ale obu dziewczynom to pasowało.
-Poproszę dwa bilety – poprosiła Nana panią w kiosku i szybko wsiadły do prawie odjeżdżającego już autobusu. Zajęły miejsca siedzące, tego ranka autobus był prawie pusty. Przez całą drogę rozmawiały, śmiały się, a Nana co jakiś czas przeglądała się w lusterku by zobaczyć, czy nie rozmazała eyelinera, bo tego dnia malowała się w pośpiechu.
-Przestań księżniczko – Fan szturchnęła ją łokciem w bok – bo pęknie, jak będziesz się w nim tak przeglądać.
-Odbij ode mnie – uśmiechnęła się i schowała lusterko do torby.
Gdy autobus dotarł na ich przystanek obie wysiadły i weszły do nowoczesnego budynku, który jednak miał w sobie coś z tradycyjnego stylu. Wspięły się schodami na górę i wchodząc do odpowiedniej sali zajęły miejsca w swoich ławkach. Po drodze mijając klasę byłego chłopaka Nany dziewczyna odwróciła twarz, by jej nie zauważył.  Rozpakowały swoje rzeczy i przez chwilę rozmawiały. Przez drzwi wszedł dość specyficzny, farbowany blondyn z ich klasy – Huang Zitao, który kolegował się z Ming Jiang’iem. Uśmiechnął się do Fan na przywitanie, Nanę całkowicie zignorował, co ona sama uważała za lepsze wyjście.
-Nie chcę wiedzieć, co teraz o mnie gadają – westchnęła położywszy głowę na ławce. Fan zrobiła to samo, przez co ich twarze znajdowały się bliżej i mogły spokojnie rozmawiać szeptem.
Gdy lekcje się zaczęły, Fan była jakaś nieobecna. Chłopcy zaczepiali ją wysyłając liściki, a ona albo je ignorowała, albo wysyłała od razu do kosza ze złośliwym uśmieszkiem. Dziewczyny nie przepadały za nią ze względu na wrażenie, które robiła na chłopakach ze szkoły. Była z innego kraju, miała pofarbowane na jasno włosy i ładnie się uśmiechała odsłaniając białe zęby. Ponadto była charyzmatyczna i trochę postrzelona – zwyczajnie lubiła przygody.
-Dlaczego czepiają się mnie, skoro to nie ja miałam jednego z najprzystojniejszych kolesi w szkole? – te słowa Nana wyczytała z ruchu jej warg, gdy Fan krzywiła się słysząc, jak jakieś dziewczyny znowu ją obgadują.  Przyjaciółka wzruszyła ramionami i starała się stłumić śmiech. Dla Fan było to jednak za dużo – Yah! Wy wredne mendy! Wiem, że mi zazdrościcie, ale to bardzo nieładna cecha więc… możecie przestać w końcu obrabiać mi dupę? – Cała klasa się roześmiała, włącznie z nauczycielką, która przymknęła oczy na ten wybryk w środku lekcji, bo bardzo lubiła Fan.
-Spokojnie – siadajcie wszyscy – Mówiła uśmiechając się lekko i gestem dłoni uspokajała klasę – Wróćmy jednak do historii Chin. Młodzieży, spokój!
***
Fan czuła się trochę samotna, bo tego dnia nie wracały do domu razem. Nana pojechała na kursy przygotowawcze, bo zależało jej na zdaniu jakiegoś egzaminu wewnętrznego. Fauka postanowiła powłóczyć się po sklepach, może kupić nową szminkę, a później wrócić w spokoju do domu i ugotować razem z przyjaciółką jakiś obiad. Idąc jednym z najbardziej ruchliwych pasaży dostrzegła w tłumie czarną, znajomą koszulę. W normalnych warunkach pomyślałaby pewnie: Kurczę, dlaczego ten koleś się nie przebiera? – jednak tym razem nie przeszło jej to nawet przez myśl. Zaczęła biec, by go nie zgubić. Lawirowała między osobami w tłumie, aż była coraz bliżej znajomej sylwetki o szerokich ramionach i wąskich biodrach. Znów mieli maj. Przysięgłaby, że widzi go co roku w rocznicę pogrzebu, jednak miała wrażenie, jakby chłopak pojawiał się w jej życiu częściej i bardziej regularnie. Wspomnienie o nim pozostawało bardzo żywe, a ona chciała wiedzieć, o co chodzi. Biegła coraz szybciej i czuła jak gorące i wilgotne powietrze charakterystyczne dla klimatu tego miejsca sprawia, że było jej coraz bardziej duszno. Utkwiwszy wzrok w chłopaku biegła jeszcze chwilę, aż uderzyła w coś bardzo twardego. Gdy otrząsnęła się z szoku sylwetka zniknęła w tłumie.
-Niech to szlag! – zaklęła odruchowo.
-Niezbyt miłe powitanie – usłyszała nad sobą. Okazało się, że czymś w co uderzyła była klatka piersiowa Zitao.
-Nie chciałam – mruknęła – a teraz wybacz, spieszę się – wypaliła, choć nie miała już nadziei, że znów zobaczy chłopaka. Prawdopodobnie na dobre zniknął jej z oczu, była wściekła.
-Hej! Fan! – krzyknął, a ta odwróciła się, kiedy była już kilka metrów od niego?
-Co? – rozłożyła ramiona –Nie mogę ci pomóc, jestem tylko koniem! – Zitao się skrzywił. Dziewczyna była znana ze swojego dziwnego poczucia humoru.
-Uważaj na swoją przyjaciółkę – powiedział spokojnie bacznie jej się przyglądając.
-Co? – spytała znów – Nie rozumiem.
-Po prostu miej na nią oko. Na wszelki wypadek. – był całkowicie poważny. Po chwili skinął głową i odszedł. Wydawał się strasznie spięty.
***
-Szpital Li Yang? – odebrała telefon zrywając się z łóżka – Zaraz tam będę!
Narzuciwszy na ramiona cienki sweterek wybiegła z mieszkania. Przycisnęła przywołujący windę przycisk, jednak gdy ta nie zjawiła się w ciągu 10 sekund postanowiła pobiec schodami awaryjnymi. Kilka razy się potknęła, ale wstawała jak najszybciej i wybiegła przed wieżowiec i zaczęła machać rękami zrozpaczona w kierunku przejeżdżających samochodów.
-TAXI! TAAAXI! – darła się coraz głośniej i coraz bardziej zrozpaczona.
Jeden z kierowców taksówek zatrzymał się widząc dziewczynę bliską szaleństwa. Wskoczyła do samochodu, podała nazwę szpitala i pomimo korków dojechali tam dość szybko. Fan pobiegła do recepcji.
-Cholera jasna – powiedziała pod nosem – zupełnie nie pamiętam zwrotów, których używa się w szpitalu – Na migi pokazała pielęgniarce o co chodzi, a później wydukała coś, że w szpitalu leży jej przyjaciółka. Gdy podała jej nazwisko pielęgniarka zmierzyła ją wzrokiem, jednak dała jej znak, że zaprowadzi ją na miejsce.
-Jest pani może z rodziny? – spytała bardzo formalnie.
-Tak, jestem siostrą – skłamała na wszelki wypadek.
Pielęgniarka zostawiła ja przed drzwiami do pokoju udzieliwszy Fan wszystkich potrzebnych informacji. Została pobita i któryś z przechodniów zadzwonił po karetkę, gdy trzymając się na bok usiadła na schodkach jednego ze sklepów wielobranżowych. Ciężko oddychała i prawdopodobnie złamała żebro. Była nieprzytomna i nie wiedzieli, kiedy się wybudzi. Fan siadła przy łóżku trzymając ją za rękę. Starała się zdusić łzy, próbując złożyć w całość to, co się stało. Słowa Zitao zaczęły mieć sens.  Poczuła się winna, to ona przekonała ją do ostatecznego zerwania z Ming-Jiang’iem.
***
Nie pozwolono jej zostać na noc w szpitalu. Wróciła do domu i z trudem zasnęła, by rano obudzić się kompletnie nieprzytomna. Gdy otwierała oczy, ujrzała przed sobą znajome, czekoladowe tęczówki. Teraz mogła przyjrzeć mu się bliżej. Proste brwi, lekko kartoflowaty, ale pasujący do twarzy nos. Kwadratowa szczęka i pełne usta. Wyraźny zarys kości policzkowych i włosy podniesione do góry, jednak opadające lekko na jedno oko. Nie bała się go. Nie zastanawiała się też, jakim cudem nieznajomy znalazł się w pokoju i siedzi teraz przed nią. Patrzył na Fan tymi co zawsze smutnymi oczyma.
-Dlaczego tu jesteś? – spytała i podnosząc się z łóżka przygładziła palcami rozczochrane po nocy włosy – Jestem okropna, prawda? – powąchała się pod pachami, bo położyła się spać dokładnie w tych ciuchach, w których wróciła ze szpitala. Czuła pot, płyn do sterylizacji narzędzi i spaliny samochodowe – Fujka. Pójdę się umyć – Patrzyła na niego badawczo, jednak wyraz jego twarzy się nie zmienił. Wciąż przypatrywał się jej smutnym spojrzeniem – Idę do łazienki – oznajmiła celując w niego palcem – Nie waż się mnie podglądać – ledwo zauważalnie przytaknął.
***
-Czy ja zwariowałam? – spytała się zamykając drzwi mieszkania. Stojący obok niej chłopak pokręcił głową – wielkie dzięki stary. Powiesz mi chociaż jak się nazywasz? – żadnej reakcji – W porządku, jak sobie chcesz. -Odchodząc od drzwi obejrzała się kilka razy za siebie. Szedł cztery, może pięć kroków za nią, zupełnie bezszelestnie. Nie jak osoba, a jak zwyczajny cień osoby.
Cały dzień snuł się za nią jak widmo. Chciała nawet nadać mu jakieś imię, bo polubiła swojego niemego towarzysza. Nie była osobą szaloną, więc się za taką nie uważała. Zapewne wiele osób tak wysoka samoocena uratowałaby od postradania zmysłów.  Był z nią w szkole, w autobusie, a nawet w taksówce, gdy jechała do szpitala. Dlaczego więc nikt go nie widział? Nikt nie zwrócił uwagi na dodatkowego ucznia, ani na dodatkowego pasażera. Przeniknął przez drzwi do szpitalnego pokoju, w którym leżała Nana. Fan potrząsnęła głową i otworzyła je.
-Cholera jasna, tego już dla mnie za wiele. Nie strasz mnie tak! – Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, ten stał już przy łóżku jej przyjaciółki. Nie miała pojęcia czym był, jednak nie zmieniało to faktu, że kiedyś dostanie przez niego zawału. Położył dłoń na głowie Nany – Nie dotykaj jej – powiedziała cicho trochę przerażona, a on ze smutkiem zabrał rękę.
-Do kogo mówisz? – usłyszała głos dochodzący z głębi pokoju. Zitao napełniał przy zlewie wazon, do którego włożył bukiet żółtych kwiatków.
-Dlaczego tu jesteś? – Fan zgromiła go spojrzeniem – Idź stąd! Wynocha! – krzyknęła sfrustrowana.
-Nic jej nie zrobiłem, przysięgam – podniósł ręce.
-To wasza sprawka! Dlatego powiedziałeś mi, że mam na nią uważać! Wciąż śpi! – wysyczała przez zaciśnięte usta – Jak myślisz, kto za to odpowie?
-To, że z nim zerwała to było dla niego za wiele – powiedział z goryczą – Mówiłem mu, żeby zostawił ją w spokoju, jednak on stwierdził, że będzie błagał by do niego wróciła.
-Błagał? – zakpiła – Czym? Kwiatami czy pięścią? Doprawdy trudny wybór – założyła ręce na piersi.
-Nie miałem z tym nic wspólnego. Jest moim kumplem, ale nie podejmuję za niego decyzji. – teraz i on mówił przez zaciśnięte zęby – Nie wrzucaj nas do jednego worka.
-Pozazdrościć wyboru kolegów! To dlaczego dzisiaj w szkole miał rozwaloną wargę i śliwę na oku? Sądzisz, że to ona mu przywaliła? – wskazała na leżącą nieruchomo w łóżku przyjaciółkę.
-Na to pytanie chyba możesz sama sobie odpowiedzieć – schował za plecy dłoń o rozciętym boku.
-W porządku, jednak wciąż nie podoba mi się, że ją odwiedzasz. Nie powinna mieć z wami nic wspólnego. To moje ostatnie słowo. – westchnęła kręcąc głową.
-Nie jestem taki jak on. Ja bym jej nie skrzywdził, jednak każda dziewczyna sądzi, ze jeśli będzie miała złego chłopca, to będzie dobry tylko dla niej – prychnął i wyszedł z pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi.
Prawie zapomniała o stojącym przy oknie ciemnowłosym chłopaku. Jego wzrok przeszywał ją dosłownie na wskroś. Znów kręcił głowę. Kurwa, mogłaby przysiąc, że jeśli dalej będzie tylko kręcił łbem, to zaraz mu odpadnie.
-No co? – spytała zirytowana wzruszając ramionami. Wciąż na nią patrzył – No dobra, może i przesadziłam. Byłam dla niego za ostra, ale nie chce żeby ci ludzie się koło niej kręcili – chłopak odwrócił się na pięcie i znów przeniknął przez drzwi – Dlaczego zawsze musze za tobą łazić? – westchnęła zrezygnowana i poszła za nim. Otworzyła drzwi obok i zobaczyła szpitalne łóżko i chłopaka, który chwilę wcześniej przeniknął przez drzwi patrzącego na leżącego w łóżku…samego siebie.
***
-Spokojnie Fau! Ałaaa – Nana jęknęła rozmasowując kark – nie uszkodź mnie – zaśmiała się – dopiero co się obudziłam. Jestem wystarczająco wyspana – odgarnęła z twarzy czerwonawy kosmyk.
-Pardon – odsunęła się kładąc dłonie na kolanach – Jak się czujesz ze świadomością, że mnie widzisz jako pierwszą? – wyszczerzyła żeby.
-Właściwie… Przyszedł tutaj Zitao – lekko wzruszyła ramionami.
-Co za menda! Mówiłam mu, że ma cię nie odwiedzać, a i tak codziennie tutaj przychodził – mruczała pod nosem niezadowolona.
-Naprawdę? – spytała lekko się rumieniąc – był bardzo miły. Przyniósł kwiatki.
-No to już trochę wyższy stopień podrywu niż Ming-Jiang – skwitowała sarkastycznie – To on to zrobił, prawda? – Nana przytaknęła przełykając ślinę.
-Chciał żebym do niego wróciła. Kiedy się nie zgodziłam – przygryzła wargę patrząc w dół – no wiesz – wciąż miała siniaka na prawym policzku.
-Ma osiemnaście lat. Może już odpowiadać przed prawem – patrzyła na nią znacząco.
-Nie chcę procesu – zarzekała się Nana cicho.
-W takim razie masz szczęście, że Zitao mu przyłożył – roześmiała się widząc minę przyjaciółki.
***
-Witamy w domu! – krzyknęła Fan nalewając do misek zupy obficie wypełnionej makaronem – Bon appetit – powiedziała śmiesznie udawanym francuskim.
Gdy zjadły posiłek Fan zaczęła wypakowywać do szafek rzeczy przyjaciółki ze szpitala. Nana weszła do pokoju i spojrzała na nią rozbawiona. Była ubrana w szlafrok, a mokre włosy wycierała niebieskim ręcznikiem. Przyglądała się przyjaciółce z przekrzywioną głową. Gdy wzięła głębszy wdech cicho jęknęła złapawszy się za żebro. Fan niemalże zerwała się z podłogi, by do niej doskoczyć.
-Okej, mam tylko kilka siniaków i nie do końca zrośnięte żebro, ale nie jestem inwalidką! – zaśmiała się – nie jestem z cukru Fau, nic mi się już nie stanie.
-Chcesz iść jutro do szkoły? – spytała z innej beczki.
-Dam radę – uśmiechnęła się słabo i widać, że nie była pewna tego, co mówi.
-W porządku, w takim razie do spania! – zakomenderowała Fau i odprowadziła do drzwi przyjaciółkę, która wciąż wycierając włosy skinęła głową w niedowierzaniu.
Na wysoko osadzonym parapecie siedział czarnowłosy chłopak z trochę mniej ponurym wyrazem twarzy niż zazwyczaj. Umyła się i przebrała w piżamę, a on został tam, gdzie siedział.
-Co za ulga, prawda? Już wszystko będzie w porządku – uśmiechnęła się i zasnęła. On odwzajemnił ten uśmiech, jednak nie mogła go zobaczyć, bo miała zamknięte oczy.
***
Tego dnia wszyscy w szkole zarzucili Nanę masą pytań. Co jej się stało, dlaczego ma siniaki. Na kilka tygodni zwolniona została z odrabiania zadań domowych i sprawdzianów. Zawsze miała świetne wyniki, więc nauczyciele nie wątpili, że nadrobi zaległości. Za każdym razem na pytania odpowiadała wymijająco. Zderzyła się z rowerzystą i wpadła na schody. Co za fajtłapa, komentowali nie wiedząc, co tak naprawdę się stało. Nikt nie musiał znać szczegółów sprawy. Ming-Jiang nie pojawiał się w szkole, co było dla niej ogromną ulgą. Widzenie go na korytarzu na pewno byłoby dla dziewczyny trudne. Tymczasem Zitao wciąż koło niej skakał, pytał czy dobrze się czuje, uważał że siniaki dodają jej uroku i odprowadzał ją do domu . Teraz to ona, a nie Fan stała się obiektem plotek. Od dziś była tą, co zaczęła umawiać się z kumplem swojego byłego. Oczywiście nie byłoby to problemem, ale obaj byli bardzo przystojni, a ona ładna i miła. Na początku Fan przyglądała się im uważnie i badawczo, jednak po chwili stwierdziła, że ten dziwny, farbowany blondyn o niepokojąco podkrążonych oczach nie stanowi potencjalnego zagrożenia.
Przez kilka dni Fan miała dużo czasu dla siebie. Nana i Zitao gdzieś wychodzili a ona… odwiedzała swojego cichego towarzysza w szpitalu. Chodziła na spacery i patrząc, czy podąża za nią opowiadała mu różne rzeczy. Mówiła do niego często i dużo. Stał się jej powiernikiem, chociaż wciąż nie miała gwarancji czy istniał i czy nie zwariowała. Pewnego razu zauważyła, że już tylko stanowi on tylko kontur osoby. Tego dnia leżała w łóżku i płakała. Nana usiadła obok niej.
-Co się stało? Przecież ty nigdy nie płaczesz – przekrzywiła głowę zmartwiona.
-Nie mówiłam o tym nikomu. Bałam się, że mi nie uwierzysz – Nana patrzyła na nią wystraszona.
-Pamiętaj, że nawet jeśli cały świat ci nie wierzy… dla mnie zawsze wszystko co mówisz będzie prawdą – nawinęła na palec kosmyk jej włosów – co się stało?
-Kiedy leżałaś w szpitalu, zaczęłam widywać chłopaka. Widziałam go też raz na pogrzebie babci. Zawsze wyglądał tak samo, nigdy się nie odzywał. Przechodził przez drzwi, nigdy nie mókł na deszczu. Nana… ja myślę, że on był duchem.
-Fau, serio? –spytała przełykając ślinę.
-Nie wierzysz mi .
-Wierzę.
-On teraz… on leży w szpitalu. Wydaje mi się, że jest w śpiączce, a ja go widuję. Od czterech lat.

***
Spędzała czas ze swoim niemym towarzyszem do ostatniej chwili. Uśmiechała się do niego ukrywając smutek, bo zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili może zniknąć. Czy wtedy umrze? Starała się odpędzić od siebie tę możliwość. Po pewnym czasie zaczęła widzieć i cień uśmiechu na jego twarzy. Był coraz spokojniejszy, jednak jego kontury na tle świata stawały się coraz mniej widoczne, zacierały się jak ołówek zmazywany gumką chlebową. Zapadła w sen po opowiedzeniu mi historii o goniących ją bocianach, kiedy pracowała jako gimnazjalistka w lecznicy dla zwierząt. Leżał tej nocy obok niej, jednak się nie dotykali, a nawet gdyby ich nadgarstki czy kolana się stykały, pewnie by tego nie poczuła. Tym razem zapamiętała jego uśmiech.
Gdy obudziła się rano, w pokoju nikogo nie było. Nana wyszła już do szkoły, a Fan chodziła gorączkowo po mieszkaniu. Nie wiedziała nawet, jak powinna go zawołać. Chwila, przecież na drzwiach pokoju szpitalnego było jego imię i nazwisko. Chwila… jak on się nazywał.
-Chłopaku?! – krzyczała zaglądając z kąta w kąt – JongIn do cholery! Nie zostawiaj mnie samej! – w akcie desperacji zajrzała nawet do chlebaka. Usiadła na krześle w kuchni i załamała ręce – JongIn no… - gdy dotarło do niej, co powinna zrobić pobiegła do łazienki, przemyła twarz, związała włosy w kucyk i narzuciwszy na piżamę bluzę złapała taksówkę. Pojechała do szpitala i nie czekając na windę wbiegła po schodach. W łóżku wciąż leżał ten sam chłopak, jednak jego powieki lekko drgały i otworzył oczy, które spojrzały na nią z ogromną siłą. Zakryła usta dłonią, a on kilka razy zamrugał, zupełnie jakby poraziło go panujące w pomieszczeniu jasne światło poranka.
-Znamy się, prawda? – spytał podnosząc dłoń do twarzy. Rozmasował czoło – Nie pamiętam cię, ale na pewno kiedyś się spotkaliśmy.
-Właściwie – podrapała się po tyle głowy – Nie do końca – tym słowom towarzyszył lekki uśmiech.
Chwilę później do pomieszczenia wbiegli lekarze i pielęgniarki. Nikt nie zauważył jej obecności, przynajmniej na samym początku. Po chwili pielęgniarka położyła dłonie na jej ramionach i wyprowadziła Fan z pokoju.
-Panienko, rodzina chłopca zaraz tutaj będzie. Skontaktujemy się z panią.
Poszła do domu z uczuciem ulgi i pustki jednocześnie. Jej niemy towarzysz naprawdę żył. Teraz był chłopakiem z krwi i kości. JongIn, powtarzała w myślach. To ładne imię, pomyślała uśmiechając się nieznacznie. Zasmuciła się lekko, gdy dotarło do niej, że nie będzie mogła oglądać go każdego dnia. Yah, ty zła dziewczyno, skarciła się w myślach. Obudź się Fau, przecież teraz tak naprawdę żyje. To co się stało jest dobre, nie możesz się z tego powodu smucić.
A jednak jej nie pamiętał. Ona nigdy go nie zapomni, przez resztę życia pielęgnując małą, szaloną nadzieję, że ich losy znów się splotą.
***
Dziesiątego, słonecznego dnia czerwca siedziała na ławce w parku z Naną. Popijały swoje ulubione bubble tea oglądając bawiące się na placu zabaw dzieci. Rozmawiały, śmiały się, były naprawdę szczęśliwe. Martwiła się trochę, bo od tej pory nie widziała JongIn’a. Nie wierzyła jednak, że mógłby ją zostawić, to było dla niej nierealne.  Gdy wypiły swoje napoje zrobiły się głodne, więc przyjaciółka zaproponowała, że przejdzie się do budki po hot dogi. Wiecznie głodna Fan przyjęła ten pomysł bardzo entuzjastycznie. Obserwując odchodząca przyjaciółkę obracała w dłoniach telefon, przyglądając się podrygującej przy tym zawieszce ze złotymi literkami jej umienia.  Niemalże podskoczyła, gdy urządzenie zawibrowało. Numer nieznany. Zazwyczaj odrzucała takie połączenia, jednak od jakiegoś czasu odbierała wszystkie, co do jednego.
-Słucham? – przyłożyła telefon do ucha lekko zdenerwowana. Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Pomyślała, że to jakiś głupi żart i głuchy telefon, jednak się nie rozłączyła
-Fan, prawda? – po chwili rozległ się głos. Był równie niespokojny i drżący jak jej - Dali mi twój numer w szpitalu. Wciąż jestem pewien, że cię znam. Znajomi się spotykają, prawda?

~***~

6 komentarzy:

  1. No to tak. Dobry wieczór.
    Jeszcze się nie znamy, ale wpadam tu często. Twoje "Trainee" po prostu mnie urzekło, zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Jestem z zasady cichym czytelnikiem, siedzę z boku i podziwiam c: ale tym razem musiałam się otwarcie pozachwycać, szczególnie, że Jongin to mój ultimate.
    Dziewczyno, kocham po prostu ten scenariusz~
    Pod koniec bałam się, że Jongin umrze, ale skończyło się dobrze :") Dziękuję Ci, że go napisałaś, szczególnie przy obecnej sytuacji w fandomie, poprawił mi choć trochę humor.
    Fighting!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ogromnie,ogromnie mi miło ^_^ Zostawiaj częściej po sobie komentarz, bo to ogromnie motywujące dla autora :D Każdy komentarz dodaje mi ochoty i siły do kolejnej pracy ^_^

      Usuń
  2. Robi wrażenie :O Nie mogłam przestać czytać, jesteś na prawdę świetna ^^ Pisz tak dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już się stęskniłam, za Twym pisaniem, a tu proszę wchodzę na Twego bloga i taki wspaniały wpis;D!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sobie czekam na Trainee i odkąd pojawiło się "I see you", to ciągle omijałam ten wpis, gdyż przerażała mnie długość, a po tytule wywnioskowałam, że to będzie historia o duszku, a to wszystko przez pewien serial o podobnej nazwie xd Postanowiłam dzisiaj przeczytać i... Bosz, jakie to piękne*-* Wiem, że to koniec, ale tak jakoś chciałabym więcej :p Na początku skojarzyłam sobie JongIna z Jonghyunem, nie wiem jak mogłam to zrobić XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne.
    Jesteś dobra. Naprawdę bardzo bardzo dobra. Niestety mogę tylko tyle z siebie wykrztusić. :D Świetne !
    http://neverstopdreamingandnevergiveup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń