niedziela, 11 maja 2014

"Papierowe Miasta" - John Green

Będąc małym chłopcem Quentin Jacobsen przyjaźnił się z tajemniczą Margo Roth Spiegelman. Dwójka ta była sobie bardzo bliska i niemalże nierozłączna. Dziś, gdy zostało mu zaledwie kilka tygodni do zakończenia ostatniej klasy liceum widuje ją tylko na korytarzu i już nie utrzymują ze sobą kontaktów. Margo jest popularna, a Quentin to zwyczajny szarak. Szkoła żyje balem maturalnym i innymi związanymi z tym sprawami. Wszystko zmienia się, gdy pewnej, zupełnie normalnej jak każde inne nocy Margo puka w okno Quentina i namawia go do pomysłowej wyprawy, w której może jej pomóc tylko on. Chce zemścić się na swoich przyjaciółkach i chłopaku, którzy bardzo ją zawiedli. Następnego dnia dziewczyna znika zostawiając za sobą wskazówki, które musi śledzić bohater, by udać się w podróż do "papierowych miast" i ją odnaleźć. Jednak staje przed nim wielka niewiadoma... czy Margo chce zostać znaleziona?

Kolejna przyjemna, przejmująca, poruszająca i zabawna powieść o nastolatkach i ich dylematach. Wybory między szkołą, miłością, przyjaciółmi a pozostaniem w zgodzie z samym sobą są czymś, czemu sprostać musi każdy wchodzący w dorosłość licealista. John Green poddaje wnikliwej analizie motywy działań młodych ludzi, chęć bycia odmiennym, zauważonym i zapamiętanym. Wszystko to sprawa, że bohaterowie są trójwymiarowi i nietuzinkowi. Jesteśmy w stanie wczuć się z rolę stojącego przed zakończeniem szkoły Quentina. Autor rozważa tu kwestie oddania, przyjaźni, akceptacji.

Jak to u John'a Green'a bywa, pomimo ogromnej sympatii zarówno do tej książki jak i do całej jego twórczości zaryzykuję stwierdzenie, że tak naprawdę ten, kto przeczytał jedną powieść tego autora, przeczytał je wszystkie. Schematy Green'a zazwyczaj opierają się na tym samym. Jest sobie nastolatek, tajemnicza i zwariowana dziewczyna, która go intryguje i oczywiście masa problemów i tajemnic, które trzeba rozwiązać. Mimo tej wtórności jednak jestem w stanie czytać Green'a i czytać, bo sprawia to ogromną przyjemność, nieważne jak bardzo historie te wzajemnie się przypominają.

W ogólnym podsumowaniu, bez wahania mogę powiedzieć, że książka podobała mi się, choć zauważałam w niej dość widoczne analogie do "Szukając Alaski". Mimo to jestem w stanie zrozumieć, iż Green stał się kultowym autorem dla młodego pokolenia. Lekki styl pisania, bardzo dobrze prowadzona narracja, specyficzne poczucie humoru i przede wszystkim ciekawe historie stanowią receptę na sukces powieści i dużą jej poczytność. Czy "Papierowe Miasta" są pozycją obowiązkową dla każdego? Nie sądzę. Czy je polecam i uważam, że warto poświęcić na nie czas? Zdecydowanie tak. Książka ta nie pozostawiła po sobie ogromnego śladu w mojej pamięci, aczkolwiek uważam, że jest przyjemna i warto ją przeczytać. Na pewno nie jest to strata czasu.

7/10

5 komentarzy:

  1. MM nie wiem czy się na nią skuszę ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca, książka mnie zaintrygowała. Będę musiała się za nią rozejrzeć w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ochotę na przeczytanie całej twórczości Greena. Jak na razie przesłuchałam audiobook "The Fault in our stars" i niesamowicie mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Papierowe miasta" zapisały się w mojej pamięci jako nieco słabsza spośród trzech powieści Greena, które dotąd przeczytałam. jednak, wciąż bardzo dobra. Podobieństw rzeczywiście jest całkiem sporo, jednak można to autorowi wybaczyć. ;)

    OdpowiedzUsuń