sobota, 18 maja 2013

Tears from polaris + Wielki Gatsby

Hej kochani ;) Chwilkę mnie tu nie było, więc notka dzisiaj będzie bardzo luźna i nieschematyczna. Nie obejrzałam nic nowego, bo rzuciłam sobie wyzwanie zobaczenia dwóch dram naraz. Więc jeśli chodzi i o koreańskiego "Big" i o tajwańskie "Smiling Pasta", jestem w połowie obu. W przyszłym tygodniu będę musiała się zdecydować, którą skończyć najpierw, a nie będzie to łatwe, gdyż obie bardzo przypadły mi do gustu. W każdym razie następną recenzję przewiduję na plus minus przyszłą sobotę, coś takiego. 

***

Cieszę się, że miniony tydzień dobiegł końca, bo miałam go trochę dość. Był potencjalnie niepracowity, a jednak się zmęczyłam. Korepetycje, nauka, sprawdziany i przede wszystkim nerwy. Na szczęście udało mi się wyprowadzić na prosto sytuację z matematyki i biologii, więc teraz już jestem spokojna. Cieszę się dzisiejszą chwilą wytchnienia, bo i przyszły tydzień pewnie nie pozostawi na mnie suchej nitki. A jutro znowu nauka i korepetycje i tak do porzygu. Mam nadzieję, że wakacje zbliżają się dużymi krokami, bo czuję się okropnie wyczerpana i bardziej niż zazwyczaj brakuje mi motywacji, a to nie wróży dobrze.

Jak spędziłam wczorajszy dzień? Byłam mega zabiegana.  Wyszłam z domu o 7 rano, a wróciłam o 23. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo wykończona byłam. Od kilku dni w związku z koszmarnie gorącą pogodą (której zresztą nienawidzę), przekonywałam samą siebie do założenia sukienki. Nie był to proces łatwy ani przyjemny, ale jakoś się w końcu przemogłam. Miałam do niej w planach szary sweter lub ramoneskę, zależnie od pogody. Tradycyjnie do końca nie mogłam się zdecydować, więc wyszłam trzymając w rękach oba, ale w związku z niesamowitym skwarem w końcu zwyciężył sweterek. Po dość nudnych lekcjach wybrałam się do miasta z koleżanką z klasy. Bardzo miło spędziłam czas. Myślę, że odkrywanie osób, których jeszcze dobrze nie znamy jest naprawdę fajnym doświadczeniem. Gdy Matylda poszła na zajęcia do szkoły muzycznej miałam jeszcze troszkę czasu do spotkania z drugą koleżanką. Udałam się więc do empiku i przez godzinę czytałam sobie spokojnie mangi. Później już jakoś to zleciało, a o 19 w końcu czekał mnie seans filmu, którym zainteresowana byłam już od dawna. Ta produkcja to "Wielki Gatsby".


Nowy Jork, lata 20. XX w. Gatsby – aktualnie milioner wywodzący się z niższych sfer – spotyka po 11 latach swoją wielką miłość, Daisy, z którą wcześniej rozdzieliły go różnice społeczne.

Jeśli chodzi o moje odczucia, film bardzo mi się podobał. Pełny szczegółowo oddanego przepychu życia dobrze sytuowanych sfer społecznych, w których biedny i dość prostolinijny Nick Carraway musi się odnaleźć. Wszystko w tym filmie było wystylizowane do tego stopnia, że sami aktorzy nie mieli wielkiego pola do interpretacji postaci. Każdy z bohaterów był określony wytycznymi stylu i zachowania od początku do końca. W swoim przerysowaniu sami bohaterowie jawili nam się jako wręcz dziwne i nienaturalne postaci. W tym wszystkim idealnie sprawdziła się wybitna obsada, która jest największym plusem produkcji. Niesamowity soundtrack, kreacja bohaterów i otoczenia, sposób kręcenia. Historia sama w sobie jest dość prosta, a w swojej prostocie strasznie ujmująca. Gatsby jest człowiekiem żyjącym przeszłością, za co płaci ogromną cenę. Pomimo szlachetnych celów, lekko dziecinnej nieświadomości i dobrego serca niestety kończy się to dla niego źle. Film wysuwa nam tylko jeden morał. Jaki? Nie należy uzależniać swojego życia od jednej osoby, nie ważne jak czyste i piękne idee przez nas przemawiają, gdyż idee te są tylko czysto utopijnymi, zgubnymi dla nas marzeniami. Tyle jeśli chodzi o moją opinię na temat filmu. Jeżeli ktoś nie widział, to polecam się wybrać, bo w połączeniu z 3D efekt końcowy jest niezapomniany. 

No cóż, to chyba tyle na dzisiaj. Miłego wieczoru ~

5 komentarzy:

  1. Hmm to ja Ci życzę abyś się wyspała i mniej zabieganych dni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :D A udana impreza, i to jak! Najlepsza na świecie! I to chyba właśnie tak powinno się pamiętać swoją osiemnastkę. :D
    I też ostatnio jestem wyczerpana... Ale trzeba dać radę, słońce za oknem w tym nawet pomaga. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja paradoksalnie - bardzo mało śpię, jednak i tak wciąż się wysypiam. To bardzo przydatne w życiu :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to uczucie zmęczenie nauką bo sama mam już jej dość ale na szczęście już jutro mam ostatni egzamin maturalny a mianowicie polski. :D Śliczne zdjęcia~

    http://dorota-nevergiveup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń